niedziela, 15 czerwca 2025
Imieniny: PL: Jolanty, Lotara, Wita| CZ: Vít
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teskty i Kon-teksty Łęckiego: Komentator  | 22.05.2025

Komentuje się różne sytuacje. Niektóre z nich nie mają precedensu, bądź przynajmniej zdają się precedensu nie mieć. Inne zaś – odwrotnie – zdają się być tak typowe, że szkoda szukać dla nich nowych słów, fraz, zdań.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 45 s
Przejdźmy zatem do sytuacji politycznej – powtarzalnej jak najbardziej. Przynajmniej w społeczeństwach demokratycznych. Do wyborów. Fot. Pixabay.com

Tak, nie potrzeba zapisywać nowych, w zamiarze zawsze jakoś tam odkrywczych, komentarzy, kiedy pospolitość skrzeczy i można zadowolić się przypominaniem dawno temu postawionych diagnoz i wielokrotnie sygnalizowanych prognoz. Ot, kiedyś można było co roku przeczytać artykuły (dobra, artykuliki) zatytułowane „Zima zaskoczyła drogowców”. Bo zaskakiwała zima drogowców co roku; w taki sam sposób – padało (za) dużo śniegu. No cóż, „taki mamy klimat”... Dobra, klimat dzisiaj także należy do kwestii politycznych.

I
Przejdźmy zatem do sytuacji politycznej – powtarzalnej jak najbardziej. Przynajmniej w społeczeństwach demokratycznych. Do wyborów. „Jak wygrać wybory – to zagadnienie partyjne. W jakim celu je wygrać – to zagadnienie obywatelskie. Znaczna część wyborców ma tak silne poczucie identyfikacji partyjnej, że samo wygranie wyborów przez ich partię stanowi w ich oczach cel wystarczający. Program ich partii, możliwość jego zrealizowania, interesuje ich jakoś mniej. Jeśli po wyborach politycy odstępują od wcześniej składanych obietnic – wielu ich wyborcom nie sprawia to widocznego zawodu. (...) Tacy wyborcy są w gruncie rzeczy bardziej kibicami polityki niż obywatelami. Chodzi im o to, aby wygrała ich drużyna i aby mogli triumfować razem z nią. Dochodzi tu także nadzieja na udział w materialnych korzyściach jakie niektórym daje sukces wyborczy, ale nie jest to chyba motyw ani główny, ani powszechny”.

II
Autorem podanego wyżej cytatu jest znakomity komentator zdarzeń i zjawisk współczesności profesor Bronisław Łagowski. Opublikował go w tygodniku „Nowe Życie Gospodarcze” w roku... 1996, a przypomniał go w wydanym pod koniec ubiegłego roku zbiorze swojej publicystyki z lat 1991-2019, zatytułowanym dla wielu czytelników i czytelniczek prowokacyjnie „Czy Polskę stać na niepodległość” (Universitas, Kraków 2024, s. 67). Czy ta jakże celna – w czasie kiedy powstawała – diagnoza nie wydaje się mniej trafna dzisiaj, Anno Domini 2025? Ewentualnie może ją tylko trzeba by było podostrzyć?

III
No cóż, profesor Łagowski należy do nad wyraz szczupłego grona tych komentatorów współczesności, którzy mają coś naprawdę ciekawego do powiedzenia. Oczywiście, ma on swoją akademicką specjalizację, jest nią filozofia polityki i filozofia polska XIX w. Ale przecież nie sposób kompetencji Łagowskiego do jakiejkolwiek naukowej działki ograniczyć. I bardzo dobrze. Podpisuję się obiema rękami pod tym, co Jose Ortega y Gasset pisał o „barbarzyństwie specjalizacji”. Filozofia polityki, której Łagowski jest znawcą, oferuje nam w jego felietonach i esejach możliwość oglądania świata z wielu często zaskakujących, a prawie zawsze intrygujących perspektyw. Dodatkową zaletą jest niepowtarzalny styl pisarski krakowskiego profesora. Nie idzie tu o ekwilibrystykę słowną, z której tak wielu humanistów uczyniło cel sam w sobie. Nie, warto Łagowskiego czytać właśnie dla oryginalnego stylu dlatego, że ma on (styl) pomóc (i pomaga) w rozumieniu świata. Powiem więcej warto Łagowskiego czytać nawet wtedy, gdy problem, który akurat podjął, specjalnie nas nie interesuje. Być może po lekturze jego tekstu zmienimy zdanie. Zaś stanowisko Łagowskiego warto brać pod uwagę, także wtedy, kiedy się z nim nie zgadzamy. Może nas przekona, może nie, o to mniejsza. Ale zawsze spotkamy się z poglądami, które warto, a nawet trzeba, poznać. O Łagowskim właściwie mógłbym powiedzieć dokładnie to samo, co on sam pisze o cenionym przez siebie Emmanuelu Toddzie: „Bardzo liczę się z opiniami Emmanuela Todda, wyszukuję je w rożnych czasopismach i chociaż nie zawsze od razu z nimi się zgadzam, nigdy nie jestem rozczarowany”.

IV
Zanim profesora Łagowskiego miałem okazję poznać osobiście, trafiłem na jego książki. Pierwszą, na którą się natknąłem, był zbiór publicystyki z lat 70. i początku 80. zatytułowany „Co jest lepsze od prawdy?” Już wtedy zwróciłem uwagę na niezwykle oryginalny, gęsty styl jakim się posługuje. Pewnie przesadą byłoby mówić tu o fascynacji od pierwszej lektury, ale na pewno dobrze zapamiętałem nazwisko filozofa, które wcześniej ani mnie, ani moim przyjaciołom nie mówiło. A jednak mimo sporego wrażenia jakie zrobiła na mnie lektura pierwszej książki Łagowskiego, nie sięgnąłem przecież od razu po opublikowaną już wówczas jego monografię poświęconą filozofii politycznej Maurycego Mochnackiego. Winić za to mogę tylko i wyłącznie własną niedojrzałość, tak charakterystyczną – jak się pocieszam – dla wielu studiujących nauki społeczne czy humanistyczne. W każdym razie na następne książki Łagowskiego już czekałem. I czytałem jego felietony i w tygodnikach, i w wydawanych w miarę systematycznie zbiorach tekstów krakowskiego filozofa.

V
Wspomniałem wcześniej parę razy o charakterystycznym dla Łagowskiego stylu pisarskim. Jest to oczywiście zaleta, ale jak się okazuje, wcale nie dla wszystkich. W „Słowie wstępnym” do „Liberalnej kontrrewolucji” Łagowski pisze: „Starałem się uniknąć żargonu teoretycznego i dążyłem do jasności. Nie zawsze mogłem dać folgę swoim upodobaniom stylistycznym, ponieważ niektóre prace były pierwotnie przeznaczone dla środowiska akademickiego”. Trudno chyba o bardziej gryzącą ironię.

VI
Wykształcenie filozoficzne Łagowskiego wydaje się w pewnym, ważnym dla mnie sensie, wzorcowe. Jeśli bowiem warto po coś przemyśliwać głębokie filozoficzne problemy, jeśli warto studiować dzieła starych mistrzów, to przecież nie po to, by w efekcie zapełniać półki książkami, które swą konsystencją przypominają nieodmiennie którąś tam wodę po kisielu. Ich dumnie brzmiące tytuły (prawie zawsze zresztą korygowane przez znacznie skromniejsze podtytuły) są – w najlepszym razie – jedyną intelektualnie frapującą częścią dzieła. Ech, te wszystkie rezonerskie do bólu monografie. Poddane pewnie zostaną, co ja mówię, już są poddawane, gryzącej krytyce myszy. Jeśli poważnie studiuje się filozofię, to chyba po to, by wykształcony na filozoficznej klasyce umysł umiał zmierzyć się z problemami świata – jak Hannah Arendt pisząca „Eichmanna w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła”, jak czyni to w swoich tekstach Bronisław Łagowski.
Krzysztof Łęcki









Może Cię zainteresować.