Pre-teskty i Kon-teksty Łęckiego: Komentator | 22.05.2025
Komentuje
się różne sytuacje. Niektóre z nich nie mają precedensu, bądź przynajmniej zdają
się precedensu nie mieć. Inne zaś – odwrotnie – zdają się być tak typowe, że
szkoda szukać dla nich nowych słów, fraz, zdań.
Ten tekst przeczytasz za 6 min. 45 s
Przejdźmy zatem do sytuacji politycznej – powtarzalnej jak najbardziej. Przynajmniej w społeczeństwach demokratycznych. Do wyborów. Fot. Pixabay.com
Tak, nie
potrzeba zapisywać nowych, w zamiarze zawsze jakoś tam odkrywczych, komentarzy,
kiedy pospolitość skrzeczy i można zadowolić się przypominaniem dawno temu postawionych
diagnoz i wielokrotnie sygnalizowanych prognoz. Ot, kiedyś można było co roku
przeczytać artykuły (dobra, artykuliki) zatytułowane „Zima zaskoczyła
drogowców”. Bo zaskakiwała zima drogowców co roku; w taki sam sposób – padało
(za) dużo śniegu. No cóż, „taki mamy klimat”... Dobra, klimat dzisiaj także
należy do kwestii politycznych.
I
Przejdźmy zatem
do sytuacji politycznej – powtarzalnej jak najbardziej. Przynajmniej w
społeczeństwach demokratycznych. Do wyborów. „Jak wygrać wybory – to
zagadnienie partyjne. W jakim celu je wygrać – to zagadnienie obywatelskie.
Znaczna część wyborców ma tak silne poczucie identyfikacji partyjnej, że samo
wygranie wyborów przez ich partię stanowi w ich oczach cel wystarczający. Program
ich partii, możliwość jego zrealizowania, interesuje ich jakoś mniej. Jeśli po
wyborach politycy odstępują od wcześniej składanych obietnic – wielu ich
wyborcom nie sprawia to widocznego zawodu. (...) Tacy wyborcy są w gruncie
rzeczy bardziej kibicami polityki niż obywatelami. Chodzi im o to, aby wygrała
ich drużyna i aby mogli triumfować razem z nią. Dochodzi tu także nadzieja na
udział w materialnych korzyściach jakie niektórym daje sukces wyborczy, ale nie
jest to chyba motyw ani główny, ani powszechny”.
II
Autorem podanego
wyżej cytatu jest znakomity komentator zdarzeń i zjawisk współczesności profesor
Bronisław Łagowski. Opublikował go w tygodniku „Nowe Życie Gospodarcze” w roku...
1996, a przypomniał go w wydanym pod koniec ubiegłego roku zbiorze swojej
publicystyki z lat 1991-2019, zatytułowanym dla wielu czytelników i
czytelniczek prowokacyjnie „Czy Polskę stać na niepodległość” (Universitas,
Kraków 2024, s. 67). Czy ta jakże celna – w czasie kiedy powstawała – diagnoza
nie wydaje się mniej trafna dzisiaj, Anno Domini 2025? Ewentualnie może ją
tylko trzeba by było podostrzyć?
III
No cóż, profesor Łagowski należy do nad wyraz szczupłego grona
tych komentatorów współczesności, którzy mają coś naprawdę ciekawego do
powiedzenia. Oczywiście, ma on swoją akademicką specjalizację, jest nią
filozofia polityki i filozofia polska XIX w. Ale przecież nie sposób
kompetencji Łagowskiego do jakiejkolwiek naukowej działki ograniczyć. I bardzo
dobrze. Podpisuję się obiema rękami pod tym, co Jose Ortega y Gasset pisał o
„barbarzyństwie specjalizacji”. Filozofia polityki, której Łagowski jest
znawcą, oferuje nam w jego felietonach i esejach możliwość oglądania świata z
wielu często zaskakujących, a prawie zawsze intrygujących perspektyw. Dodatkową
zaletą jest niepowtarzalny styl pisarski krakowskiego profesora. Nie idzie tu o
ekwilibrystykę słowną, z której tak wielu humanistów uczyniło cel sam w sobie.
Nie, warto Łagowskiego czytać właśnie dla oryginalnego stylu dlatego, że ma on (styl)
pomóc (i pomaga) w rozumieniu świata. Powiem więcej warto Łagowskiego czytać
nawet wtedy, gdy problem, który akurat podjął, specjalnie nas nie interesuje.
Być może po lekturze jego tekstu zmienimy zdanie. Zaś stanowisko Łagowskiego
warto brać pod uwagę, także wtedy, kiedy się z nim nie zgadzamy. Może nas
przekona, może nie, o to mniejsza. Ale zawsze spotkamy się z poglądami, które
warto, a nawet trzeba, poznać. O Łagowskim właściwie mógłbym powiedzieć
dokładnie to samo, co on sam pisze o cenionym przez siebie Emmanuelu Toddzie:
„Bardzo liczę się z opiniami Emmanuela Todda, wyszukuję je w rożnych
czasopismach i chociaż nie zawsze od razu z nimi się zgadzam, nigdy nie jestem
rozczarowany”.
IV
Zanim profesora Łagowskiego miałem okazję poznać osobiście,
trafiłem na jego książki. Pierwszą, na którą się natknąłem, był zbiór
publicystyki z lat 70. i początku 80. zatytułowany „Co jest lepsze od prawdy?” Już
wtedy zwróciłem uwagę na niezwykle oryginalny, gęsty styl jakim się posługuje.
Pewnie przesadą byłoby mówić tu o fascynacji od pierwszej lektury, ale na pewno
dobrze zapamiętałem nazwisko filozofa, które wcześniej ani mnie, ani moim
przyjaciołom nie mówiło. A jednak mimo sporego wrażenia jakie zrobiła na mnie
lektura pierwszej książki Łagowskiego, nie sięgnąłem przecież od razu po
opublikowaną już wówczas jego monografię poświęconą filozofii politycznej
Maurycego Mochnackiego. Winić za to mogę tylko i wyłącznie własną
niedojrzałość, tak charakterystyczną – jak się pocieszam – dla wielu
studiujących nauki społeczne czy humanistyczne. W każdym razie na następne
książki Łagowskiego już czekałem. I czytałem jego felietony i w tygodnikach, i w
wydawanych w miarę systematycznie zbiorach tekstów krakowskiego filozofa.
V
Wspomniałem wcześniej parę razy o charakterystycznym dla
Łagowskiego stylu pisarskim. Jest to oczywiście zaleta, ale jak się okazuje,
wcale nie dla wszystkich. W „Słowie wstępnym” do „Liberalnej kontrrewolucji”
Łagowski pisze: „Starałem się uniknąć żargonu teoretycznego i dążyłem do
jasności. Nie zawsze mogłem dać folgę swoim upodobaniom stylistycznym, ponieważ
niektóre prace były pierwotnie przeznaczone dla środowiska akademickiego”.
Trudno chyba o bardziej gryzącą ironię.
VI
Wykształcenie filozoficzne Łagowskiego wydaje się w pewnym,
ważnym dla mnie sensie, wzorcowe. Jeśli bowiem warto po coś przemyśliwać głębokie
filozoficzne problemy, jeśli warto studiować dzieła starych mistrzów, to
przecież nie po to, by w efekcie zapełniać półki książkami, które swą
konsystencją przypominają nieodmiennie którąś tam wodę po kisielu. Ich dumnie
brzmiące tytuły (prawie zawsze zresztą korygowane przez znacznie skromniejsze
podtytuły) są – w najlepszym razie – jedyną intelektualnie frapującą częścią
dzieła. Ech, te wszystkie rezonerskie do bólu monografie. Poddane pewnie zostaną,
co ja mówię, już są poddawane, gryzącej krytyce myszy. Jeśli poważnie studiuje
się filozofię, to chyba po to, by wykształcony na filozoficznej klasyce umysł
umiał zmierzyć się z problemami świata – jak Hannah Arendt pisząca „Eichmanna w
Jerozolimie. Rzecz o banalności zła”, jak czyni to w swoich tekstach Bronisław
Łagowski.
Krzysztof Łęcki