niedziela, 6 października 2024
Imieniny: PL: Artura, Fryderyki, Petry| CZ: Hanuš
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teskty i Kon-teksty Łęckiego: Nieco o polityce | 04.09.2024

Rad bym napisać o poważnych problemach, których wszak nie brakuje, serio dyskutowanych przez odpowiedzialnych polityków. Ale, jak to się niestety często zdarza, w miejsce tak pożądanej w sferze polityki powagi wskakuje ni z tego, ni z owego – farsa.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 30 s
Zdjęcie poglądowe. Fot. Pixabay.com

I
Nie będę się tu znęcał nad refleksjami, którymi dzielą się ze swoją publicznością współcześni politycy. Dlaczego? Ot, dlatego, że nad Wisłą w zasadzie nie sposób dyskutować o polityce – czy to z politykami, czy to z ich plemiennymi kibolami. Nie tylko mnie taka sytuacja zdaje się być jałowa: „Polska polityka nuży mnie swoją jałowością. (...) »Dlaczego on to mówi? Dlaczego krytykuje decyzje partii rządzącej? Dlaczego krytykuje ten postulat opozycji? (...) Na pewno jest człowiekiem PiS-u! Na pewno jest człowiekiem Platformy! (...)«. Ludzie, którzy sami nie wyobrażają sobie innej formy egzystencji niż w ramach jakiejś partii czy koterii, uważają, że ty musisz działać w ten sposób. (...) Takie nastawienie niszczy dyskurs publiczny w Polsce” (J. Bartosiak, P. Zychowicz, „Wojna o Ukrainę. Wojna o świat”, Poznań, Rebis2023, s. 232-233). W poszukiwaniu czegoś ilustratywnego, a jednak jakoś mniej jałowego, zajrzyjmy do kart historii i literatury.

II
Choć przeczytałem wiele opracowań historii II wojny światowej, to tak się jakoś złożyło, że czytam właśnie kolejne. Moją uwagę przyciągnął tom „Wicher wojny. Nowa historia II wojny światowej” (autor: Andrew Roberts, Warszawa 2010). Decyzję o zakupie i ponownym zagłębieniu się w lekturze dziejów największej z wojen przyspieszyła zamieszczona na obwolucie opinia niezwykle przeze mnie cenionego historyka i felietonisty, autora m.in. „Historii chrześcijaństwa”, Paula Johnsona. Zapewniał on na łamach pisma „The Spectator”, że w tomie Andrewsa na każdej stronie „znajdziemy komentarze, znakomicie uporządkowane fakty, barwne szczegóły”, że to po prostu „pasjonująca lektura”. I istotnie książka Robertsa jest ciekawa, może nie aż tak bardzo, jak zapewniał Johnson, ale rzeczywiście – bardzo ciekawa. Oczywiście, jego historia II wojny światowej, choć reklamowana jako „nowa”, nie jest i nie może być zupełnie nowa, przynajmniej gdy idzie o podstawowe fakty. Ale ciekawych, na swój sposób nawet pikantnych szczegółów, w niej nie brakuje. Zwraca na przykład Roberts uwagę na szczególną głupotę czasów wojny; głupota nie umiera wszak nigdy, nawet podczas najstraszliwszych wojen.

III
I tak np. w roku 1939 cenzorzy z Ministerstwa Informacji „zakazali publikacji w prasie ulotek, które w liczbie dwóch milionów egzemplarzy zrzucono na Niemcy. Decyzję uzasadniono tym, że »nie wolno ujawniać informacji mogących mieć znaczenie dla nieprzyjaciela«” (s. 30). Zaś „brytyjski minister lotnictwa Kingsley Wood uczynił idiotyczną uwagę, że RAF nie powinien bombardować składów amunicji w Schwarzwaldzie, ponieważ spora część tamtejszych okolic to tereny prywatne” (s. 30). Tak, tak, kiedy czytam o takich perełkach intelektu, to umacnia to tylko moje przekonanie, że głupota, w tym głupota polityków, ma się dobrze także w czasie wojny Ta odmiana głupoty, o której wspomina Roberts, nosić może nazwę głupoty biurokratycznej (w przypadku cenzorów). W przypadku uwagi wspomnianego ministra dotyka jednak sfery polityki. A jak jest dzisiaj? Jak jest w czasach postpolityki?

IV
Według socjologa Zdzisława Krasnodębskiego („Teraz już nie przeszkadza”, Kraków 2010) „postpolityka to zgoda na państwo, którym rządzą potężne grupy interesów (…) To także zdepolityzowanie społeczeństwa, zapanowanie nad nastrojami (…) odwrócenie uwagi Polaków od spraw poważnych (…) przekonywanie), że liczy się »wizerunek«, że najważniejsze są nogi, krawaty, fryzury, gesty i ubiór”. To, że wizerunek medialny polityka jest dzisiaj, we współczesnej demokracji medialnej, sprawą nie tylko istotną, ale bodaj najistotniejszą, że decyduje o powodzeniu, lub klęsce – te sprawy wydają się zbyt oczywiste, by o nich szerzej rozprawiać. Co znamienne, przyznają to także ci socjologowie czy filozofowie polityki, których sytuacja taka mierzi, więcej – uważają ją za dowód degeneracji współczesnej demokracji, w szczególności zaś – świata polityki. Sam Zdzisław Krasnodębski pisze: „W praktyce politykę robi się często całym ciałem, wyrasta ona z odruchów: żądzy władzy, lęku, odrazy i zmysłowego pociągu, euforii i przygnębienia, miłości i nienawiści. W spokojniejszych czasach są one powściągane, stłumione i kontrolowane, w czasach napięć silniej dochodzą do głosu. Liczy się także cielesny przekaz, cielesna ekspresja, Szczególnie w naszej sterowanej medialnie demokracji masowej. Ważne jest, czy ciało jest stare czy młode, szczupłe czy przysadziste, jak ułożone są ręce i gdzie wędruje wzrok. Kryteria bywają historycznie zmienne – dziś już tak bardzo nie przeszkadza kolor skóry Obamy, ale gdyby był nie tylko czarny, ale i gruby, miałby o wiele mniejsze szanse”.

 V
Ech, ci politycy... Pozostają w historii ich wielkie mowy, w cień odchodzą małe złośliwości. I tak jest od zawsze. No przynajmniej od V wieku p.n.e. Wtedy to skrytykowany przez pewną kobietę, Perykles zbył ją cytatem z Archilocha, ani na temat, ani w sposób specjalnie wytworny. Powiedział mianowicie: „Nie namaszczałabyś się wonnościami, skoro jesteś stara”. To skądinąd zastanawiające, jak w przypadku kobiecej krytyki wielkim ludziom (w tym przypadku idzie o mężczyzn) łatwo i bez najmniejszych wyrzutów sumienia przychodzi uderzać w kobiety. Scena z Peryklesem przywodzi mi bowiem na myśl innego wielkiego demokratycznego przywódcę Winstona Churchilla. Jak mówi anegdotka, kiedy pewna kobieta zwróciła mu uwagę, że jest pijany – premier miał odpowiedzieć: „I co z tego, a pani jest brzydka, tyle że ja do jutra wytrzeźwieję”. Oczywiście Churchill bywał złośliwy nie tylko wobec płci pięknej. Po wojnie o swoim nijakim następcy powiedział: „To bardzo skromny człowiek i ma wszelkie ku temu powody”.

VI
Dokładnie takie same powody mają prawie wszyscy współcześni polscy politycy klęczący przed kapryśnym bożkiem ostatniego Sondażu. Czekają wszak na Jego werdykt niecierpliwie, spoglądają Nań w trwodze lub zachwycie – wszystko zależy od tego czy rośnie  czy maleje. Oni rosną i maleją razem z Nim. Gdy znikają z jego ołtarzy – nie ma ich w ogóle.
Krzysztof Łęcki







Może Cię zainteresować.