wtorek, 10 września 2024
Imieniny: PL: Eligii, Irmy, Łukasza| CZ: Irma
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teskty i Kon-teksty Łęckiego: Sierpień miesiącem... | 07.08.2024

Trzeźwości? Istnieje długa i literacko uświęcona tradycja łącząca kondycję artysty z piciem alkoholu. Rzeczywiście, niekiedy (i – dodajmy od razu – tylko niektórzy) artyści alkohol piją, a nawet, zdarza się wcale nie tak rzadko, że piją go o wiele za dużo.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 45 s
Słynny Stefan Kisielewski (Kisiel), jeśli dobrze sobie przypominam, na pytanie, dlaczego pije, odpowiadał: „bo świat jest nudny”; zaś na ripostę, „czy po wypiciu jest ciekawszy?”, rzucał w odpowiedzi: „Nie, ale wymagania się zmniejszają”.

Ale są (bywają, wszak poetą się bywa) artystami nie dlatego, że piją, lecz raczej – mimo tego. Nie jest to zatem – wbrew złudzeniom wielu amatorów łatwej sztuki łączenia artystycznych ambicji i spożywania alkoholu – relacja zwrotna. Formuła „jestem artystą i piję” nie przekłada się w żaden oczywisty i konieczny sposób na regułę „piję, więc jestem artystą”. Nie ma potrzeby dodawać (ale może nie jest to aż tak bardzo niepotrzebne, jakby się moralistom wydawało, więc jednak dodajmy), że abstynencja, a nawet całkowita abstynencja, też nie jest wystarczającym warunkiem tworzenia wielkich dzieł.

I

A jednak coś sztukę, artystów i alkohol wiąże. I to „coś” nie wyczerpuje się w odpowiedzi na pytanie, czy alkohol jest artyście do szczęścia, czyli do tworzenia, niezbędnie potrzebny. W ogóle – związek ten nie ogranicza się do świata artystycznego, choć w jego legendach jest chyba najsilniej zakorzeniony. Nie trzeba samemu chwytać za pióro, by literatura podsunęła, jak atrakcyjna kelnerka, jeszcze niezamówionego drinka. Wystarczy poczytać o alkoholowych legendach pijących autorów (i autorek), żeby zachować równy status mężczyzn i kobiet, i intrygująco zalanych bohaterów (i bohaterek itd.). Wreszcie np. chlał (i to jak) William Faulkner (a dostał literackiego Nobla). Pił systematycznie Raymond Chandler, popijał jego bohater Philip Marlowe, pił wreszcie, i to niemało, autor wstępu do książki „Mówi Chandler” – Krzysztof Mętrak. Czyli – pił autor, pił jego bohater, pił ich komentator... Czy tak trudno sobie wyobrazić, że czytelnicy, a przynajmniej jakaś ich część, chętnie by dołączyli? Wiele razy upadałem i… nawet nie wiecie, jak było przyjemnie – miał stwierdzić Chandler. I choć to jedna z prawd, które pewnie lepiej się zapisuje, niż przeżywa, to trudno ukryć, że jest coś w tej zachęcie do spotkania się z alkoholowym upadkiem. Bo alkohol to przecież nie tylko problem bycia przytomnym i nie tylko tzw. procenty. To także cała niezwykła otoczka, to obyczaj, anegdota, wreszcie – mitologia. Bez nich alkohol traciłby pewnie wiele ze swego dwuznacznego blasku. Traciłby przynajmniej w pierwszej fazie picia, w drugiej wystarcza już ponoć samo lustro, białe myszki objawią nieco później.

II

Jaka mitologia towarzyszy alkoholowi? Ano pewnie różnie to bywa, w zależności od tego, kto pije i w jakim towarzystwie to robi. Znajdzie się w tej mitologii wszystko – od niestworzonych historii, co też to wujek Kazik nawyrabiał po pijoku (tzw. legenda podwórkowa), po naprawdę wielką literaturę: „Pod wulkanem” Malcolma Lowry’ego, „Moskwę-Pietuszki” Wieniedikta Jerofiejewa. I jeszcze przychodzi mi tu na myśl „Zostawić Las Vegas”, przy czym idzie raczej o głośny film z Nicolasem Cage’em i Elizabeth Shue, niż o powieść Johna O’Briena, na podstawie której go nakręcono. We współczesnej literaturze polskiej doceniono – ba, być może nawet nieco przeceniono – powieść o mrokach i urokach alkoholizmu: „Pod Mocnym Aniołem” Jerzego Pilcha. Nagrodzono ją nagrodą Nike. To skądinąd mocne zapóźnienie czytanej, powtarzam – czytanej, „współczesnej literatury polskiej alkoholicznej” musi dziwić. Zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę stereotyp Polaka-pijaka, który tak mocno trzyma się u nas, a zwłaszcza u obcych. Furda tam fraszka „O doktorze Hiszpanie”, co to poszedł spać trzeźwy, a wstaje pijany. To przecież tylko poezja. Ale słynny autor „Pamiętników”, Saint-Simon, pisze, że gdy pewien jego ziomek chciał się od ochlajstwa z potomkami Piasta wymówić chorobą, ci zakrzyknęli — „Niech pije i umiera!”. Doktor Hiszpan zatem nie powinien narzekać, że kładąc się spać trzeźwy, wstał mocno pijany. No cóż i tak miał sporo szczęścia – mógł przecież nie wstać w ogóle.


III

Teraz coś (żeby było do rymu) o anegdocie i bon mocie — „Ja wiem — zwierza się narrator książki Pilcha – że nie można, pijąc, żyć długo i szczęśliwie. Ale jak można żyć długo i szczęśliwie bez picia?” Słynny Stefan Kisielewski (Kisiel), jeśli dobrze sobie przypominam, na pytanie, dlaczego pije, odpowiadał: „bo świat jest nudny”; zaś na ripostę, „czy po wypiciu jest ciekawszy?”, rzucał w odpowiedzi: „Nie, ale wymagania się zmniejszają”. Zaraz, zaraz – czy to dlatego Kazimierz Górski pozwalał pić alkohol piłkarzom, ale tylko do tego momentu, kiedy zaczynała im się wściekle podobać kobieta, na urodę której przed wypiciem pierwszego kieliszka nie zwracali najmniejszej uwagi? Ale nie zapędzajmy się w mniej czy bardziej zgrabne bon moty. Bo przecież alkohol to nie tylko anegdota i legenda, to także pijak, a często – alkoholik. Słabo przypominający swe literackie czy kinowe wzory – żadnych błyskotliwych zwieschenrufów, żadnych metafizycznych czy bodaj choćby egzystencjalnych uniesień, raczej bełkot, pijacki upór, wulgarność, prymitywizm, często przemoc. Bo tak właśnie wygląda alkohol wtedy, kiedy życie nie udaje bajki. I kiedy literackie bajki przestają go przesłaniać.

IV
Co ciekawe, do zderzenia literackiego obrazu alkoholika z jego odpowiednikiem w „realu”, nawiązuje filozof Ryszard Legutko, gdy chce porównać rzeczywistego nihilistę z jego literackim odpowiednikiem. Pisze, że różnica pomiędzy nihilistą literackim a nihilistą realnym „jest podobna do różnicy pomiędzy alkoholikiem z literatury i alkoholikiem w życiu. Ten pierwszy, zgodnie z dość rozpowszechnionym stereotypem, bywa nosicielem większej wrażliwości, głębokiego cierpienia, nieodkrytej przez innych prawdy, alkoholik realny tymczasem jest przede wszystkim odrażający: śmierdzi, kłamie, degeneruje się”. Wiemy, to wszystko wiemy, ale… Pijący piwo za piwem Bohumil Hrabal, pijący wszystko – wykwintnie, ale jednak wszystko – Wieniczka (alkohol pozwala na poufałość) Jerofiejew czy (zachowując proporcje) piszący swe surowe etnograficzne rozprawy i literacko-historyczne studia profesor Ludwik Stomma z nieodłącznym (jak sobie wyobrażam) kieliszkiem Chabils w ręku – stwarzają całkiem niezłe alibi. Stomma był felietonistą „Polityki”, znany pisarz science fiction Marek Oramus nazwał swój cykl felietonów „Piąte piwo”. Przypadkowo? A tak w ogóle – ciekawe o jaką markę piwa chodziło?
Krzysztof Łęcki





Może Cię zainteresować.