sobota, 25 stycznia 2025
Imieniny: PL: Miłosza, Pawła, Tatiany| CZ: Miloš
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teskty i Kon-teskty Łęckiego: Na drugim planie | 14.11.2024

Nie milkną echa wyborów prezydenckich w USA. Ciągle jeszcze słychać szlochy z jednej strony, okrzyki satysfakcji – z drugiej. Ale ja dzisiaj nie o wyniku wyścigu do Białego Domu. Nie będzie także o wiewiórce, która ponoć miała przesądzić o wyniku prezydenckich kampanii.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 45 s

Ponoć – bo tak przynajmniej przekonywano, kiedy sondaże, podkreślam raz jeszcze: ponoć –przekonywały, że konkurenci: Donald Trump i Kamala Harris idą łeb w łeb. Że różnica między nimi jest minimalna. Nie będzie zatem ani o kampanii, ani o wiewiórce, ale jednak od wiewiórki  trzeba będzie zacząć. Oto historia wiewiórki Peanut (Fistaszek) – w skrócie, rzecz jasna.  Osieroconą wiewióreczkę przygarnął jakiś czas temu jeden z mieszkańców Nowego Jorku. Ta zrobiła karierę w mediach społecznościowych – miała ponad pół miliona obserwujących. Niestety, nie będzie happy endu. Do Stanowego Departamentu Ochrony Środowiska ktoś zgłosił podejrzenie, że wiewiórka dotknięta jest wścieklizną. By stwierdzić czy rzeczywiście tak jest – wiewiórkę uśpiono. Nowym Jorkiem rządzą Demokraci – i uśmiercenie Penaut miało być jednym z argumentów zwolenników Trumpa, na rzecz tezy, zgodnie z którą kandydatka Demokratów, Harris, nie jest dobrym wyborem. Że jest wyborem zła. 

I
Nie jestem znawcą amerykańskiej mentalności, skądinąd mocno, jak pokazały nie tylko ostatnie wybory, w wielu kwestiach mocno podzielonej. Niemniej przyznam, że gdyby o wyniku wyścigu do Białego Domu miał zadecydować los Fistaszka, to poczułbym się jednak nieco zaniepokojony.  Ale, jak wspomniałem na początku, ja nie o tym. O wiewiórce Penaut słyszał (niemal) cały świat. A  o jej towarzyszu w niedoli, szopie Fredzie było już znacznie, znacznie, znacznie mniej głośno. Choć on też był bohaterem social mediów, tyle, że najwyraźniej bohaterem drugiego planu. Dlaczego? Ktoś powie, wiadomo – wiewiórki mają dobry PR, sam w dzieciństwie należałem do „klubu wiewiórki”, w którym, jeśli dobrze pamiętam, zachęcano do regularnego mycia zębów. A szop pracz już tak dobrze nie ma – i rozczula nieco mniej, i „klubów szopa” za świecą szukać. Tak to już widać jest – bohaterowie drugiego planu zawsze schodzą w cień. Jak to na drugim planie. I tak jest nie tylko w naznaczonej medialną dyktaturą współczesności, ale i w historii, przynajmniej takiej, jaka dociera do późnych wnuków.

II
Ostatniego lata, w czasie wakacji na Krecie, zakupiłem figurkę Spartiaty – dołączona do niej metalowa tabliczka informowała, że przedstawia ona Leonidasa, spartańskiego króla. Leonidas, to, jak wiadomo, historyczna postać, która jednak przeszła już do legendy. To ten,  który co prawda nie powstrzymał  perskiej inwazji pod Termopilami (480 p.n.e.), ale – kiedy został zdradzony przez niejakiego Efialtesa (ten tylko tym zapisał się w historii) – pozostał z garstką, dokładnie trzystoma Spartanami,  by w samobójczej misji zatrzymać Persów. Powstrzymać ich choć na jakiś czas, bo na zwycięstwo nie było oczywiście najmniejszych szans. To bardzo heroiczna i epicka scena. Toteż to nie przypadek, że właśnie Termopile nadały się do komiksowego w poetyce filmu „300” Zycka Snydera na podstawie komiksu Franka Millera (USA 2006). A przecież... A przecież to nieprawda, że po zdradzie przełęczy termopilskiej  bronili tylko Spartanie. To prawda, Leonidas część z pięciotysięcznego kontyngentu Greków, którzy wraz ze Spartanami bronili Termopil odesłał. Ale część z 700 hoplitów z Tespii i Tebańczycy odmówili odejścia. W naznaczonej legendą historii pozostało jednak tylko 300 Spartan. Trudno się dziwić – jakże to brzmi! 300 przeciw dziesiątkom tysięcy! I jeszcze przepowiednia Wyroczni – „W wojnie z Persją zginie albo król Sparty, albo sama Sparta”. I jeszcze – Spartanie nigdy się nie poddają – wracają z tarczą, albo na tarczy”. Wreszcie – głowa Leonidasa obnoszona przez barbarzyńców nadziana na włócznię... I jak tu pamiętać o hoplitach z Tespi czy jakichś Tebańczykach... To tylko bohaterowie drugiego planu, tak szybko niknący w pomroce dziejów i ludzkiej pamięci.  Zostają tylko symbole – takie jak wiewiórka Penaut i wiecznie żywy w podręcznikach szkolnych i sprzedawanych w Grecji koszulkach – Leonidas.

III
Pozostańmy jeszcze na chwilę przy tym, co właśnie za sprawą szkolnych podręczników trwa i trwa... Dla jasności – nie chciałbym sprawiać wrażenia, że uważam to za coś złego, szkodliwego. Otóż niekiedy drugi plan bywa wstydliwy, przynajmniej dla niektórych, na przykład tych, którzy z oczywistych wydawałoby się powodów powinni znaleźć się na planie pierwszym. Jak wiadomo Grecy odparli perską agresję zwyciężając armię Wielkiego Króla w decydujących bitwach – najpierw pod Maratonem (490 p.n.e.), potem pod Salaminą (480 p.n.e.) i Platejami (479 p.n.e.). Tak mógłby wyglądać optymistyczny „koniec historii”, na dodatek z morałem: oto liczebnie słabsi Grecy pokonali potężnego Wielkiego Króla, coś jak biblijny pojedynek Dawida z Goliatem; w wersji baśniowej – dobro zwyciężyło zło, ideały wolności i sprawiedliwość zatryumfowały nad tyranią i barbarzyńską ślepą siłą. Otóż nie próbuję przekonywać, że sens historycznych zdarzeń tkwi w szczegółach, ale... No tak, to Ateńczycy i Platejczycy wygrali pod Maratonem – Spartanie, najlepsi wojownicy starożytnej Grecji, zjawili się na polu bitwy, kiedy ta była już rozstrzygnięta. A co było po Termopilach? Zagrożone przez Persów Tessalia i Beocja jeszcze przed bitwą  pod Salaminą zagroziły, że przejdą na stronę Barbarzyńcy, a  Temistokles zagroził, że wycofa ateński, a więc największy kontyngent, jeżeli w strategii wojny nie będą brane pod uwagę żywotne interesy Aten.

IV
Tak, interesy. Rozumiane i realizowane w różnych momentach historii na rożne sposoby. Ale – stałe.  Ot, powstały na użytek obrony przed wschodnim imperium Związek Helleński zgromadził i Ateny, i tak bardzo skonfliktowane z Atenami Korynt i Eginę. Zadziałał opisany przez Max Schelera mechanizm resentymentu, „Formalne przejawy resentymentu mają (…) wszędzie tę samą strukturę: afirmuje się, ceni, chwali coś, jakieś A, nie ze względu na jego wewnętrzną jakość, lecz w (niewysłowionej) intencji zanegowania, zdeprecjonowania, zganienia czegoś innego, jakiegoś B. A »wygrywa się przeciw B«. Ale stare konflikty tliły się gdzieś tam na drugim planie. Jakiś czas potem wybuchły ze zdwojoną siłą – rozpoczęły się wojny peloponeskie, które zniszczyły cały grecki świat. 









Może Cię zainteresować.