– Od strony mamy pochodzę z polskiej rodziny. Część mojego
kuzynostwa uczęszczała więc do polskiej szkoły w Suchej Górnej. Ponadto wujek
często zachwalał polskie przedszkole. Mówił, jakie jest fajne, jakie organizuje
imprezy i że dzieci nauczą się języka polskiego. Myślę jednak, że i bez tego
bym się zdecydowała. Zanim bowiem założyłam rodzinę, wiedziałam, że chcę wysyłać
dzieci do szkoły z obcym językiem nauczania. Gdybym mieszkała na pograniczu
słowacko-węgierskim, byłaby to szkoła węgierskojęzyczna. Żyjąc z kolei przy
granicy z Austrią lub Niemcami, zapisałabym dzieci do takiej szkoły, w której
wszystkie przedmioty wykładane są po niemiecku. W tej sytuacji polska szkoła
była dla mnie jasnym wyborem. Mąż nie miał nic przeciwko temu. Zastrzegł tylko,
że jako Czech niewiele będzie w stanie mi pomóc i nauka z dziećmi będzie spoczywać
wyłącznie na moich barkach. Tak też się stało. Może z wyjątkiem trudniejszych
zadań z matematyki – opowiada pani Zuzana.
Wierzyła, że się uda
Ponieważ w jej domu rodzinnym mówiło się gwarą, leciała
polska telewizja, a sama sięgała czasem po polskie książki lub czasopisma,
wierzyła, że jako osoba, która już wcześniej nauczyła się bez przeszkód języka
niemieckiego, sprosta temu wyzwaniu. Prócz tego od początku mogła liczyć na
ewentualną pomoc mamy, wujka czy kuzynów. – Kiedy nie radzę sobie z jakimś
zadaniem z języka polskiego, najpierw dzwonię do nich, potem do jednej z
klasowych mam, w ostateczności zaś pytam nauczycielki. Czasami bowiem polecenia
są tak sformułowane, że nawet polskojęzycznym rodzicom trudno się zorientować,
co ich autor miał na myśli – przekonuje.
Jeśli chodzi o polskojęzyczną edukację, na pierwszy
ogień poszła Simonka. Dziewczynka jest zdolna i wiele zapamiętywała z lekcji.
Odrabianie z nią zadań domowych nie stwarzało więc większych trudności. Teraz
same je już ogarnia. Trochę gorzej było, kiedy Vojta poszedł do szkoły. – Z nim
trzeba usiąść i cierpliwie tłumaczyć. Aby ułatwić sobie pracę, korzystam z
zeszytów ćwiczeń jego starszej siostrzyczki. Rozwiązane zadania pozwalają mi lepiej
zorientować się w temacie lub po prostu sprawdzić, jak powinna wyglądać
poprawna odpowiedź. Teraz, kiedy Simonka jest starsza, mogę liczyć również na
jej konkretną pomoc – cieszy się jej mama. Sama też próbowała się dokształcać.
W tym celu kupiła nawet podręcznik „Učíme se polsky”. Mając jednak czwórkę
dzieci - najstarsza Terezka uczy się w szkole specjalnej, męża i dom, wieczorem brakuje już jej sił na własną edukację. Na razie
musi jej więc wystarczyć włączona od czasu do czasu polska telewizja oraz zadania
domowe, które odrabia razem ze swoimi pociechami.
Młodsze uczą się od starszych
– Myślę, że to plus wielodzietnych rodzin, że starsze dzieci
pomagają w nauce młodszym. W naszej sytuacji to bardzo ważne i jestem
przekonana, że będę z tego również korzystać, kiedy najmłodsza Eliška
pójdzie do szkoły – wybiega w przyszłość Muroňowa, dodając, że śmiało potrafi
sobie wyobrazić, że w ten sposób uczyłaby się jeszcze z kolejną dwójką czy
trójką dzieci. Ze względu na wiek nie planuje już jednak dalszego poszerzania
rodziny.
Decyzji, że niejako wbrew zdrowemu rozsądkowi postanowili z
mężem zapisać dzieci do polskiej szkoły i przedszkola, nie żałuje. Dodatkowy
język, mniej liczebne klasy i rodzinna atmosfera, to niewątpliwe atuty tych
placówek. Przyznaje jednak, że były momenty, kiedy popadała w zwątpienie, czy z
synkiem dadzą radę. – Zastanawiałam się, czy nie nałożyłam na niego zbyt wielkiego
ciężaru, że być może dwa języki to za dużo, zwłaszcza że każdy z nich ma trochę
inną pisownię. W ciągu roku szkolnego dużo się napracowaliśmy, ale myślę, że na
miarę możliwości podołaliśmy. Aby ułatwić sobie start w nowym roku, w czasie
wakacji powtarzaliśmy literki. Uważam, że w przypadku dzieci, którym nauka nie
idzie tak łatwo i ledwie co zdobyły umiejętność pisania i czytania, dwa
miesiące to stanowczo zbyt długa przerwa – uważa.
Wszędzie czują się dobrze
W polskiej szkole w Suchej Górnej jest wiele czesko-polskich
małżeństw, a mamy Czeszki uczące się z dziećmi nie są niczym wyjątkowym. Teraz,
głównie w przedszkolu, pojawiają się również czescy rodzice, którzy nigdy nie
uczyli się w szkole polskiego. Muroňowie są dobrym przykładem tego, że polska
szkoła może być ciekawą opcją również dla nich i to bez względu na to, czy
wychowują jedno, dwa lub więcej potomstwa.
– Nie boję się tego, że z powodu polskiej szkoły moje
dzieci będą znały gorzej czeski. Słyszą go przecież na każdym kroku. W
telewizji, w sklepie, od swoich rówieśników w drużynie strażackiej. Dzięki
znajomości obu języków czują się swobodnie zarówno w polskim, jak i czeskim
środowisku. Na terenie, gdzie dwujęzyczność jest sprawą naturalną, tak przecież
powinno być – podkreśla.
GALERIE fotka