czwartek, 25 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Jarosława, Marka, Wiki| CZ: Marek
Glos Live
/
Nahoru

Biegiem do Tanzanii. Rozmawiamy z Marcinem Czudkiem, pomysłodawcą Kilimanjaro Virtual Run  | 27.08.2022

Pierwsza w historii Zaolzia ekipa postanowiła dotrzeć z Czeskiego Cieszyna na… Kilimandżaro. Musieli przebiec 10 943 kilometrów i przepłynąć 297 kilometrów. Ponieważ taka wyprawa trwałaby bardzo długo, grupa zdecydowała się zaliczyć to wyzwanie wirtualnie. I tak powstał „Kilimanjaro Virtual Run”. Śmiałkowie biegali i pływali przez dziesięć miesięcy. W sobotę 27 sierpnia wielki finał ich akcji, o której rozmawiamy z jej pomysłodawcą Marcinem Czudkiem. 

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 45 s
Część ekipy „Kilimanjaro Virtual Run”. Z prawej Marcin Czudek. Fot. Szymon Brandys

 
Jak daleko jest z Czeskiego Cieszyna na Kilimandżaro?

– To zależy, jaką trasę sobie wybierzemy i czy będziemy lecieli samolotem, czy też będziemy chcieli przemierzyć ją lądem. Nasza trasa jest może nieco dłuższa, bo po drodze chcieliśmy zatrzymać się w kilku miejscach-przystankach, które wydłużyły tę drogę. Ale nie jest tego wiele, raptem o kilkaset kilometrów więcej (śmiech). Cała trasa liczy prawie 11 tysięcy kilometrów. Z rynku w Czeskim Cieszynie na Kilimandżaro to dokładnie 10 943 kilometry. Do tego trzeba przepłynąć 297 kilometrów.

Nie bliżej na Wielki Jaworowy?

– Byłoby bliżej, ale nie o to tu chodzi. Chcieliśmy zmierzyć się z wyzwaniem, stąd pomysł, by dotrzeć na Kilimandżaro. Tak naprawdę nie chodziło mi o to, żeby to była góra. To mógł być jakikolwiek inny punkt. Zależało mi jednak, żeby wyzwanie było duże. Stąd pomysł, by z rynku w Czeskim Cieszynie przemierzyć 10 tys. kilometrów po lądzie. Kilimandżaro jest wprawdzie trochę dalej, ale to miejsce, które bardzo mnie przyciągało. To góra, na którą trzeba się wspiąć, a więc podjąć duży wysiłek, włożyć sporo trudu, by wejść na szczyt.

Myśleliście, żeby faktycznie tam dotrzeć?

– Nie było takiego zamiaru, choć wielu uczestników pytało już, kiedy rzeczywiście tam polecimy. Ale taką ekspedycję trzeba zaplanować z odpowiednim wyprzedzeniem. Od początku akcji wyjazd na Kilimandżaro nie wchodził w grę. Ale im dłużej akcja trwa, tym w grupie więcej osób o tym mówi. Być może kiedyś faktycznie wybierzemy się na taką wyprawę i doświadczymy tego na własnej skórze. 
 


 

Jak tworzyła się drużyna?

– Ten projekt to był taki mój zamysł, by zmusić się do częstszej aktywności fizycznej, do uprawiania sportu, do podejmowania wysiłku. Wcześniej wyznaczałem sobie cele, ale nie zawsze udawało mi się je realizować tak, jakbym sobie tego życzył. Dlatego pomyślałem, żeby zrobić coś wspólnie. W grupie motywacja jest o wiele większa. Skontaktowałem się ze znajomymi i przedstawiłem im ten projekt. Chciałem, by każdy wiedział, na co się pisze: że to prawie 11 tys. kilometrów do pokonania. Rozpoczęliśmy 1 listopada 2021 roku, by z końcem sierpnia 2022 roku, po dziesięciu miesiącach, osiągnąć cel. Wszystko organizowałem w październiku ubiegłego roku. Wystartowaliśmy w listopadzie. Jest nas 26 osób z różnych stron Zaolzia. Od początku akcji było nas 21, a pięciu kolegów dołączyło w trakcie trwania akcji.

 

Udało się osiągnąć cel? 

– Dystans 10 943 kilometrów pokonaliśmy trzy tygodnie temu. Według naszej trasy teraz znajdujemy się pod Kilimandżaro w Sekimba Camp. Na szczyt góry można wejść jedną z trzech głównych tras. Na każdej znajdują się obozowiska. Wybraliśmy tę, która wiedzie od strony Kenii. Kilimandżaro znajduje się w Tanzanii, a Sekimba Camp leży tuż przy granicy z Kenią. To nasz poziom zero, w którym jesteśmy już trzy tygodnie. I czekamy. W sobotę 27 sierpnia zamierzamy zdobyć szczyt. Z Sekimba Camp na szczyt Kilimandżaro jest około 30 kilometrów. My pobiegniemy po beskidzkich groniach trasą, która będzie liczyła 36 kilometrów. Z Frydlantu nad Ostrawicą wyruszymy na Łysą Górę, potem przez Visalaje, Biały Krzyż, Sławicz na Ostry, gdzie będzie meta. Na tę chwilę zapowiada się, że pobiegnie nas tylko kilka, bo wiele osób miało już inne plany na ten dzień. Wystarczy jednak, żeby jeden z nas pokonał te 36 kilometrów i mamy zrobioną całą trasę. 
 
 
Więcej do poczytania w weekendowym wydaniu naszej gazety!

 



Może Cię zainteresować.