Krzysztof Maciaś dla »Głosu«: Ze Szwecją wstydu nie było, wręcz przeciwnie | 13.05.2024
Z dwoma
zdobytymi bramkami jest na chwilę obecną najlepszym strzelcem polskiej drużyny
w hokejowych mistrzostwach świata, które od piątku ruszyły w Pradze i Ostrawie.
20-letni napastnik Krzysztof Maciaś w witkowickiej Ostravar Arenie czuje
się jak u siebie w domu.
Ten tekst przeczytasz za 2 min. 45 s
Krzysztof Maciaś w meczu z Łotwą zdobył dwie bramki. Fot. Michał Chwieduk/PZHL
Aktualnie zawodnik klubu Prince Albert Raiders (WHL) należy do
najbardziej utalentowanych polskich hokeistów ostatnich lat. 25 września 2022, wówczas jako debiutant w ekstraligowym
zespole Witkowic, Maciaś zdobył bramkę do siatki Stalowników Trzyniec w Werk Arenie, w sobotę
golem na 1:0 w pojedynku z Łotwą rozpoczął piękną przygodę Polski w
czempionacie elity. Rozmawiamy po niedzielnym, przegranym spotkaniu ze Szwecją 1:5.
Jak się czuje napastnik, który strzela bramkę na
mistrzostwach świata?
– Bardzo dobrze. To jest specjalne uczucie i życzę każdemu,
żeby mógł zasmakować takich momentów w karierze. Ja zdobyłem dwie bramki w spotkaniu
z Łotwą, teraz do siatki Szwedów trafił Alan (Łyszczarczyk – przyp. JB), więc
myślę, że możemy spokojnie podchodzić do kolejnych meczów na tych
mistrzostwach. Worek z bramkami rozwiązaliśmy.
Schodziliście po meczu ze Szwecją do szatni z podniesionym
czołem. Nie było wstydu, bo wynik 1:5 ze Szwecją można traktować w kategoriach
obecnych możliwości polskiego zespołu. Jak ty oceniasz walkę z „Brazylijczykami
światowego hokeja”?
– Rozpoczęliśmy mecz w trochę nerwowym stylu, ale wiadomo, w
pojedynku z takim przeciwnikiem wkrada się zawsze sporo nerwowości. Stopniowo
jednak poukładaliśmy grę i udowodniliśmy sobie, że to też są tylko ludzie. Wyszkolenie
techniczne Szwedów, szybkość, to są elementy na zupełnie innym poziomie, ale
cieszę się, że udało nam się zagrać z podniesionym czołem i nie zepsuć tego
spotkania. A gdyby nie przewagi liczebne Szwedów w końcówce spotkania, myślę,
że czwartej i piątej bramki Szwedów w ogóle by nie było. Tak, ze Szwecją wstydu nie było, wręcz przeciwnie.
We wtorek pojedynek z Francuzami, który może mieć kluczowe
znaczenie w kwestii uratowania elitarnej przynależności…
– Dokładnie. Wszyscy po meczu ze Szwecją myślami błądzimy
już przy wtorkowym starciu z Francją. Wiemy, co potrafi rywal, jakim stylem
lubi grać. Zapowiada się wyrównany poziom tego meczu, ale wierzę, że to my
zgarniemy ważne punkty.
Napędzają was z pewnością biało-czerwone barwy na trybunie. Przyjechała
cała hokejowa Polska, od Bałtyku po Tatry. A widziałem też znajomych
kibicujących na co dzień Stalownikom Trzyniec i Witkowicom. Liczyłeś na tak
duże wsparcie?
– Tak, liczyłem. Gramy przecież dla kibiców i cieszę się, że
aż tylu fanów przyjeżdża do Ostrawy na nasze mecze. W Witkowicach mam zresztą
wielu znajomych, a to, że tylu polskich kibiców przyjechało do Ostrawy, bierze
się z faktu, że nie było nas w elicie od 22 lat. Pochodzę z hokejowej rodziny i
dla moich rodziców to duże przeżycie.