czwartek, 25 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Jarosława, Marka, Wiki| CZ: Marek
Glos Live
/
Nahoru

Mistrz pokazuje drogę kolejnym pokoleniom | 14.09.2022

To rodzic jest pierwszym trenerem dziecka. Jest też jego pierwszym sponsorem. Czy każdy sportowiec, który przechodzi na emeryturę, musi świecić przykładem dla innych? O tym i innych aspektach sportu rozmawiamy z czterokrotnym złotym medalistą olimpijskim, trzykrotnym mistrzem świata i dwukrotnym mistrzem Europy w chodzie sportowym, Robertem Korzeniowskim.

Ten tekst przeczytasz za 2 min.
Robert Korzeniowski. Fot. Fundacja Roberta Korzeniowskiego

Był pan gościem tegorocznego Forum Polonijnego, które odbywało się w ramach Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Prowadzący jeden z paneli przejęzyczył się, że Polska ma dziś dwie sportowe ikony – Igę Świątek i Roberta… Korzeniowskiego. Miał na myśli Roberta Lewandowskiego. Ale chciałem zapytać, czy w tym momencie panu serce mocniej zabiło?

– Każdy ma swój czas. Nie jestem owładnięty obsesją wzmacniania swojej wielkości. Oczywiście był taki okres, kiedy moje sukcesy, medale były wyjątkowo ważne dla młodych ludzi w Polsce. Powiem nieskromnie, że w rankingach największych agencji prasowych plasowałem się w czołowej piątce, choćby obok Rogera Federera czy Michaela Schumachera. T0 już jednak przeszłość.  Wiadomo, że dziś na topie są czynni sportowcy, który mają do spełnienia ogromną rolę, jeżeli chodzi o pielęgnowanie emocji, a ja natomiast – jako dawny mistrz – mam do odegrania już inną rolę. Mistrz to jest ten, kto wygrywa, ale potem jest nauczycielem i pokazuje drogę kolejnym pokoleniom. Słowem, idę do przodu, dalej obrabiam sportowe poletko, ale wszystko odbywa się na innych zasadach.

Czyli tak naprawdę każdy sportowiec, który odwiesza buty na przysłowiowy kołek, powinien być takim drogowskazem, kontynuować karierę w roli mentora, nauczyciela?

– Taki byłby rzeczywiście optymalny model, ale przecież nie zawsze tak jest. Nie każdy sportowiec kończący karierę ma na siebie pomysł po zakończeniu zmagań, nie każdy ma poczucie misji. Moim zdaniem, obowiązkiem każdego sportowca, który zostaje mistrzem, jest wskazywanie drogi młodszym kolegom, następcom. To jest taka trochę rola rycerza Jedi: kiedy przystępujemy do pewnej tajemnicy, jesteśmy namaszczeni, osiągamy sukcesy, zbawiamy świat, to za nami powinni iść adepci. Z drugiej jednak strony mamy, jako społeczeństwo, wiele do odrobienia, by sportowcy kończący karierę byli dalej w sposób pozytywny wykorzystywani.

Cały wywiad z mistrzem ukaże się we wtorkowym drukowanym „Głosie”.



Może Cię zainteresować.