Czeski Cieszyn: Studentki na stażu w Chinach i Indonezji | 22.03.2023
W Indonezji pacjenci do szpitala przychodzą z całymi rodzinami – w poczekalni rozkładają koce, poduszki i zamawiają jedzenie. W Chinach bez aplikacji w telefonie ani rusz – nawet pralkę w akademiku można uruchomić tylko z pomocą kodu QR. O swoich doświadczeniach z podróży do Yogyakarty i Kunming opowiadały w salce MK PZKO w Czeskim Cieszynie-Centrum studentki Aleksandra Wania i Karolina Grochal.
Ten tekst przeczytasz za 3 min. 15 s
Karolina Grochal (z lewej) oraz Aleksandra Wania zabrały słuchaczy w salce MK PZKO w Czeskim Cieszynie-Centrum w niezwykłą podróż. Fot. Łukasz Klimaniec
Aleksandra Wania i Karolina Grochal, studentki z Czeskiego Cieszyna,
zabrały we wtorkowe popołudnie licznie zgromadzoną publiczność w salce MK PZKO
przy ul. Bożka w niezwykłą podróż do egzotycznych zakątków Indonezji i Chin
pokazując im zdjęcia i opowiadając o swoich doświadczeniach w tych krajach.
Aleksandra, która studiuje medycynę na Uniwersytecie Palackiego w Ołomuńcu, w
ubiegłym roku przez miesiąc była na stażu w szpitalu w indonezyjskiej
Yogyakarcie – dwa tygodnie na oddziale oftalmologii, kolejne dwa na pediatrii.
Do tego tydzień na Bali. Natomiast Karolina, która na tej samej uczelni studiowała
sinologię, w 2019 roku spędziła blisko pół roku w 8-milionym Kunming doskonaląc
na Yunnan University język chiński. Oto ich opowieść.
Szaman i przerwa na modlitwę
Kiedy na studiach medycznych pojawiła się informacja o konkursie na
staż w Indonezji Ola napisała list motywacyjny w języku angielskim i jako jedna
z czterech osób dostała pozytywną odpowiedź. Wyjazd odbył się w ramach umowy
między ołomuniecką uczelnią, a tą w Yogyakarcie. Po załatwieniu formalności i
obowiązkowych szczepieniach na tyfus, żółtaczkę typu „A” oraz COVID-19,
samolotem z Wiednia przez Abu Dhabi Ola i jej towarzysze dostali się do
Dżakarty, skąd po noclegu wyruszyli do miejsca docelowego – Yogyakarty.
Dżakarta, gdzie konieczne było kupienie kart SIM z dostępem do internet
oraz pobranie aplikacji Gojek, by zamówić kierowcę, nie zrobiła na nich
najlepszego wrażenia (bród, smród, ścieki z kanalizacji na drogach). Znacznie
lepiej było w Yogyakarcie, gdzie zamieszkali w hotelu o dobrym standardzie.
– Jechaliśmy tam, żeby się kształcić w szpitalu uniwersyteckim, który
znajdował się 10 minut jazdy skuterem od naszego hotelu. Taki przejazd
kosztował 15-20 koron – mówiła Aleksandra Wania. Najczęstsze choroby, z którymi zgłaszają się
mieszkańcy Indonezji, jeśli już zdecydują się odwiedzić lekarza, to uszkodzenie
oka spowodowane powszechną w tym kraju cukrzycą oraz nowotwory narządu wzroku w
zaawansowanym stadium. Mieszkańcy wiosek korzystają głównie z usług… szamanów.
Dopiero kiedy szaman nie jest w stanie im pomóc, wybierają się do lekarza. Ale
wtedy bywa za późno.
– Poziom służby zdrowia w Indonezji był wyższy, niż się spodziewaliśmy,
ale nie tak wysoki, jak u nas. I standardy higieniczne pozostawały wiele do
życzenia – przyznała Ola. – U nas, gdy idzie się na oddział intensywnej
terapii, ubiera się odzież ochronną, rękawiczki, okrycie głowy, ochronę na
buty. A oni wchodzą na taki oddział w tym, w czym przyszli z ulicy. Nie używają
dezynfekcji.
I jeszcze jedno – w każdy piątek o 12.00, mężczyźni, którzy wyznają
islam, idą się modlić i robią sobie przerwę. Nie inaczej jest w szpitalu. Jeśli
operuje lekarz-mężczyzna, przed 12.00 przerywa zabieg i idzie na modlitwę…
Więcej na ten temat w papierowym wydaniu "Głosu"
GALERIE Studentki o Chinach i Indonezji