wtorek, 10 grudnia 2024
Imieniny: PL: Danieli, Bohdana, Julii| CZ: Julie
Glos Live
/
Nahoru

Zdaniem Chlup: Karać mocniej, czy nie karać? Oto jest pytanie... | 20.11.2024

W sobotę szłam na koncert jubileuszowy Zespołu Regionalnego „Błędowice”, który odbywał się w Domu Kultury stojącym obok ruchliwej hawierzowskiej czteropasmówki. Z parkingu ruszyłam w stronę przejścia dla pieszych (bez świateł). Jadące jeden po drugim samochody ani myślały się zatrzymać, pomimo że stałam blisko jezdni i widać było, że zamierzam przejść na drugą stronę. A kiedy wreszcie na lewym pasie zatrzymała się osobówka, auto dostawcze na prawym, tym bliżej mnie, nawet nie zwolniło tempa.

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 15 s
Fot. ARC

Taki obrazek jest częsty na czeskich drogach. W Czeskim Cieszynie (być może pod wpływem dobrego przykładu z polskiej strony) jest nieco lepiej, ale ogólnie w czeskich miastach piesi nie mogą liczyć na to, że samochód ustąpi im pierwszeństwa na przejściu. W Polsce od pewnego czasu jest inaczej. I wcale nie ma tu znaczenia wielkość miasta. Mam pozytywne doświadczenia z Katowic, Krakowa, Warszawy. I negatywne ze wspomnianego chociażby Hawierzowa, Ostrawy, Pragi.

O polskich kierowcach zwykło się mówić, że za nic mają przepisy, że to piraci drogowi i tak dalej. Nie wydaje mi się, by w Czechach było lepiej. A jeśli o ustępowanie pierwszeństwa pieszym na zebrach chodzi, to Polacy zdecydowanie mogą świecić przykładem. Owszem, czytałam „Wszyscy tak jeżdżą” Bartosza Józefiaka, książkę reportażową o agresywnych polskich agresywnych kierowcach, ich braku szacunku dla pieszych, tragicznych wypadkach spowodowanych przez zmotoryzowanych, którzy ulice miast mylą z torem wyścigowym. Nie neguję tych patologicznych zjawisk, piszę jedynie o własnych obserwacjach i doświadczeniach z ostatniego okresu. A wiadomo, że Polska wprowadziła niedawno surowe kary dla niezdyscyplinowanych kierowców.

Możemy gardzić metodą bicza, ale jeżeli przynosi ona wymierne skutki, jeśli wzmacnia bezpieczeństwo najbardziej bezbronnych uczestników ruchu drogowego, to chyba warto ją stosować.  

Sama jestem kierowcą, lecz nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby również w Czechach zaostrzono kary za wykroczenia przeciwko bezpieczeństwu pieszych. Dla porównania – według obowiązującego obecnie taryfikatora za niezatrzymanie się przed przejściem lub stworzenie zagrożenia dla pieszego można w Republice Czeskiej na miejscu dostać mandat w maksymalnej wysokości 2,5 tys. koron, W Polsce 1,5 tys. złotych. Spora różnica, prawda? Myślę zresztą, że po jakimś czasie, bez względu na wysokość kar, zatrzymywanie się przed pasami wejdzie kierowcom w nawyk. Być może nad Wisłą już tak się stało.



Może Cię zainteresować.