sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Anioł, który niesie spokój - „Głos” na 1.11. | 31.10.2018

Danuta Wałach jako współzałożycielka, a zarazem pielęgniarka hospicjum domowego towarzyszy swoim pacjentom na ich ostatniej drodze między życiem i śmiercią. Chociaż dla wielu to trudny i ponury temat, pani Danka o umieraniu mówi w bardzo otwarty sposób i z niezwykłą pogodą ducha.

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 15 s
Współzałożycielka i pielęgniarka hospicjum domowego Danuta Wałach. Fot. Andrea Szymeczek
 

Spotyka się pani ze śmiercią niemal na co dzień. Czy do śmierci można się przyzwyczaić?
– Tak jak każdy człowiek jest inny, każda śmierć i umieranie jest inne. Nie ma dwóch tych samych sytuacji, bo w każdym domu, do którego przychodzę, panują inne warunki, inne są też relacje pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny. To wymaga dużej elastyczności, żeby odpowiednio podejść do chorego i członków jego rodziny. Tu nie ma miejsca na rutynę, nie można postępować według ustalonych schematów, bo zawsze może człowieka zaskoczyć coś nowego. Dlatego przez cały czas trzeba być bardzo czujnym i zdolnym do szybkiej reakcji na zaistniałą zmianę sytuacji. A czy można się do obcowania ze śmiercią przyzwyczaić? Na pewno można podchodzić do niej z większym spokojem i – co jest niezmiernie ważne – wnosić spokój do domu umierającego. Nie wiem jednak, czy tego spokoju można się nauczyć, czy on po prostu już tkwi w danym człowieku.

Na ile czasu przed śmiercią zaczyna pani odwiedzać swoich pacjentów?
– To jest bardzo indywidualne. Czasem jeżdżę do chorego nawet przez cały rok. Innym razem po wypisaniu pacjenta ze szpitala odwiedzam go zaledwie kilka razy i przychodzi śmierć. 

Czy da się rozpoznać, że śmierć jest tuż tuż?
– Być może to kwestia praktyki, ale w większości przypadków udaje mi się to wyczuć i wtedy informuję rodzinę, że pozostało już tylko kilka dni. To odpowiedni czas, żeby wezwać pozostałych członków rodziny. Kiedy zaś nadejdzie ten moment, radzę, żeby zatrzymać się i nigdzie się już nie spieszyć. Żeby zostawić zmarłego jeszcze przez jakiś czas w domu. Pożegnać się z nim. Później z odstępem czasu ludzie przyznają, że te ostatnie chwile ze zmarłym należały do najpiękniejszych, że pozostało im ciepłe wspomnienie na całe życie. Bo źle człowiekowi, który nie ma dobrych wspomnień.  
 

Całą rozmowę Beaty Schönwald z Danutą Wałach przeczytacie we wtorkowym wydaniu gazety z 30 października.



Może Cię zainteresować.