Na oddziale chorób wewnętrznych Szpitala z Polikliniką w Karwinie-Raju pracują trzy lekarki z Ukrainy. Nataliya Volnenko jest doświadczoną specjalistką, od wielu lat pracującą w Czechach. Teraz pomaga wdrożyć się w pracę w czeskim środowisku swoim dwóm rodaczkom.
Młode lekarki przybyły do Republiki Czeskiej jako uchodźczynie wojenne, z przysłowiową jedną walizką i dzieckiem. Obie pochodzą z obszarów objętych konfliktem zbrojnym, jedna z Charkowa, druga z Obwodu Donieckiego.
– Ciężko im, bo ich rodziny tam zostały – mówi ze współczuciem doktor Volnenko. Podkreśla, że ona podjęła pracę w Karwinie w warunkach pokojowych, w zupełnie innej sytuacji, jako lekarka z długoletnią praktyką zawodową i nostryfikowanym dyplomem. Nim przyszła do Karwiny, pracowała na Słowacji. Znajomość języka słowackiego również w Czechach ułatwiła jej start. Teraz mówi już płynnie po czesku.
Uchodźczynie mają przed sobą długą drogę do uzyskania uprawnień, umożliwiających im pracę w Czechach. Są dopiero na jej początku – uczą się języka na kursie organizowanym przez magistrat, wysłały dyplomy do Pragi i czekają na ich nostryfikację. Aby mogły stać się pełnoprawnymi lekarkami w czeskiej służbie zdrowia, muszą nauczyć się języka czeskiego i zdać w tym języku egzaminy aprobacyjne, składające się z części pisemnej, ustnej i praktycznej. Do tego czasu mogą pracować jedynie pod kierownictwem innego lekarza. Na karwińskiej internie prowadzi je doktor Volnenko.
– To są doświadczone lekarki, ale teraz są uchodźcami, osobami, które nie planowały, że będą pracować w Czechach – podkreśla Volnenko. – Przede wszystkim potrzebują uznania dyplomów, poza tym nie znają czeskiego. Ale chcą pracować i są wdzięczne szpitalowi, że je przyjął.
W jaki sposób nowe lekarki z Ukrainy wdrażają się do pracy? O tym i innych kwestiach poczytacie w weekendowym drukowanym „Głosie”.