czwartek, 25 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Jarosława, Marka, Wiki| CZ: Marek
Glos Live
/
Nahoru

Mój chodnik jest najważniejszy | 16.02.2019

Po raz pierwszy i prawdopodobnie nie ostatni spotkał się w poniedziałek prezydent Hawierzowa, Josef Bělica, z mieszkańcami miasta. Jak zapowiedział, chodziło o spotkanie próbne, pilotażowe, które ma dać początek nowej tradycji.

Ten tekst przeczytasz za 7 min. 30 s
1. Prezydent Hawierzowa, Josef Bělica, odpowiadał na wszystkie pytania. Fot. BEATA SCHÖNWALD

– Uważam, że polityk nie powinien bać się swojego elektoratu, nie powinien też bać się stanąć przed ludźmi. Przyznam jednak, że jestem trochę podenerwowany – powiedział Bělica. Funkcję prezydenta miasta objął po jesiennych wyborach. Z polityką komunalną oswoił się już jednak wcześniej. W minionej kadencji przez dwa ostatnie lata był zastępcą prezydenta ds. majątkowych. – Nie jestem typowym politykiem. Nie owijam w bawełnę, mówię prosto z mostu. Jeżeli czegoś nie wiem, to przyznam, że tego nie wiem. Nie zależy mi, żeby za wszelką cenę być politycznie poprawnym – zaznaczył samorządowiec. Kilka lat temu postanowił przestać w knajpie gadać o tym, co w Hawierzowie należy zmienić, i zabrał się do roboty. Kiedy dla polityki opuszczał prywatny biznes, jego kompani stukali się w czoło.

Przyszli załatwić swój mały problem

W poniedziałkowy wieczór niemal wszystkie rzędy w sali hawierzowskiego Domu Kultury „Radość” były przynajmniej częściowo pozajmowane. Na historycznie pierwsze spotkanie z prezydentem miasta przyszło ok. 40 osób. Przeważali emeryci, choć pojawiły się pojedyncze osoby reprezentujące również młodszą i średnią grupę mieszkańców. Najmłodszy uczestnik miał niespełna 17 lat. Też przyszedł zabrać głos w dyskusji.

Dyskutować chcieli zresztą prawie wszyscy, choć byli też tacy, którzy woleli słuchać i robić notatki. Pierwszy kwadrans należał do Bělicy, który postanowił go wykorzystać na prezentację najnowszych inwestycji – ukończonych (jak sala obrzędów pogrzebowych na Szumbarku czy remont dwu szkół podstawowych) i szykowanych (jak długo oczekiwany remont dworca kolejowego, wymiana wind w miejskich wieżowcach itp.). W razie potrzeby gotowy był go w każdej chwili wesprzeć siedzący zaraz w pierwszym rzędzie jego zastępca ds. inwestycji i sprytnego miasta, Bogusław Niemiec.

Większość mieszkańców nie przyszła jednak po to, żeby słuchać autopromocji skądinąd sympatycznego polityka, ojca trójki dzieci i kilkakrotnego mistrza w karate. Prawie każdy z obecnych chciał załatwić swój mały problem. Poskarżyć się, że koło jego domu nie wszystko jest cacy – tu brakuje kilkadziesiąt metrów chodnika, a tam kontenery na papier są nieustannie przepełnione, tu cienią i zagrażają wysokie brzozy, tam z kolei nie da się wytrzymać z głośnymi, nieporządnymi sąsiadami, a miejska agencja nieruchomości zamiast reagować na skargi, milczy. Chociaż uwag, pytań, próśb, skarg i zażaleń ze strony mieszkańców była cała masa, prezydent starał się odpowiedzieć na wszystkie, a jego asystentka, Lenka Frídlowa, wszystkie skrupulatnie notowała.

Inna dzielnica, inne potrzeby

Nie zawsze jednak pytania dotyczyły najbliższego podwórka uczestników dyskusji. Czasem dotyczyły całej dzielnicy. Wówczas zabierali głos przewodniczący komisji obywatelskiej danej części miasta. Tak było w przypadku Suchej Średniej i Żywocic. W Suchej chodziło o skrzyżowanie ulic Robotniczej, Kpt. Jasioka i Frysztackiej, na które z tej ostatniej praktycznie nie da się wjechać ze względu na duży ruch. Zdaniem mieszkańców, dobrym rozwiązaniem byłoby rondo. Sęk w tym, że niektóre drogi nie należą do miasta i problem należałoby rozwiązywać wspólnie z województwem. – Na jedno z kolejnych spotkań chciałbym zaprosić również hetmana województwa morawsko-śląskiego, Ivo Vondráka. Proszę przyjść na nie i powtórzyć to przed hetmanem. Wtedy będzie wiadomo, że nie chodzi o jakiś mój wymysł – zachęcał Bělica.

Reprezentant Żywocic, Pavel Merta, optował z kolei za budową sali gimanstycznej dla miejscowej szkoły, która równocześnie służyłaby do celów towarzyskich. – Kiedyś mieliśmy tu trzy gospody, dziś żywociczanie nie mają się gdzie realizować. Byłe polskie przedszkole zostało sprzedane, restauracja u Kocura została sprzedana, nie mamy się gdzie spotykać – przekonywał przewodniczący żywocickiej komisji obywatelskiej. Prezydent Hawierzowa mieszkańcom tej dzielnicy nie zamierzał jednak niczego obiecywać. – Jeżeli mam być szczery, to powiem tak. W piątek dowiedziałem się, że w Żywocicach powstało stowarzyszenie, którego jedynym celem jest oderwanie się Żywocic od Hawierzowa (temat usamodzielnienia się Żywocic podejmiemy w najbliższym wydaniu – przyp. red.). Przyzna pan, że w tej sytuacji jako dobry gospodarz miasta nie będę wspierać inwestycji w dzielnicę, która nie chce należeć do Hawierzowa – powiedział bez ogródek.

Przedwyborcze obiecanki cacanki

Podobno obiecać to nie grzech. Są jednak tacy, którzy traktują obietnice poważnie. Do tej grupy osób można zaliczyć rezolutną seniorkę, która też postanowiła zabrać głos w poniedziałkowej dyskusji z prezydentem. Przypomniała o przedwyborczych billboardach, na których prezydentka minionej kadencji, a obecnie zastępca ds. kultury i oświaty, Jana Feberowa, obiecywała darmowe śmieci dla wszystkich mieszkańców. Josef Bělica nie zamierzał tego komentować, bo nie o jego kampanię przedwyborczą chodziło, jednak zdaniem starszej pani, jako partner koalicyjny nie powinien dystansować się od tych obietnic. – Osobiście uważam, że nie będziemy mieli darmowych śmieci, ponieważ kosztowałyby nas one 40 mln koron rocznie – zaznaczył.

Trudno dociec, czy seniorce bardziej chodziło o polityczną fair play czy o zaoszczędzenie kilku set koron z emerytury. Tak czy owak nie dawała za wygraną. – No to proszę mi doradzić, jak w tej sytuacji mam postąpić. Pójść do niej i powiedzieć, że oszukała mieszkańców? – zastanawiała się głośno.

Wizja zamiast łatania dziur

Chociaż ci, którzy w poniedziałek przyszli do domu kultury „Radość” zgłosić problem, byli w liczebnej przewadze, od czasu do czasu można też było usłyszeć słowa pochwały pod adresem hawierzowskiego magistratu. – Mieszkam tutaj od 1962 roku z małymi przerwami. Pochodzą z czeskiej wsi, przyszedłem tu, żeby kopać węgiel. Muszę powiedzieć, że Hawierzów jest komfortowym miastem, mieszka się tutaj wspaniale, a jeżeli ktoś twierdzi coś innego, to dlatego, że nie zaznał czegoś gorszego. Szkoda tylko, że to miasto nie ma perspektywy. Młodzi nie mają pracy i uciekają stąd – ubolewał emerytowany górnik.

Do jego słów nawiązał później młody architekt, Marek Obtulovič, ojciec pierwszego tegorocznego hawierzowskiego noworodka. – Miasto musi mieć wizję. Zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o miasto bez tradycji i bez historii, sztucznie założony twór. Dlatego pytam, jaka jest koncepcja Hawierzowa? Każdy postrzega swój chodnik tak, jakby to on był najważniejszym problemem tego miasta. Jednak o wiele ważniejsze jest zadać sobie pytanie, czego tak naprawdę chcemy, jaki jest nasz wspólny cel? Bo możemy mieć wszystko, ale bez zdrowych relacji międzyludzkich nie będziemy szczęśliwi – przekonywał.

Według Josefa Bělicy, Hawierzów potrzebuje właśnie takich ludzi jak Obtulovič. I takim sprawom, jak rozwój i przyszłość miasta powinny zostać poświęcone kolejne spotkania prezydenta miasta z jego mieszkańcami.



Może Cię zainteresować.