sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

O wielkanocnych zwierzątkach  | 05.04.2021

Kiedy trawa się zazieleni i na drzewach pojawią się pączki, świat od razu robi się weselszy. Ale zajączek Długouch wcale nie był w dobrym nastroju, choć ptaszki śpiewały mu nad głową, a promienie słoneczne przyjemnie go grzały. Zajączek się zgubił i choć próbował już wszystkich ścieżek wydeptanych w lesie, żadna z nich nie prowadziła do nory, w której czekała na niego mama i rodzeństwo.

Ten tekst przeczytasz za 7 min. 30 s
Rysunek Maciej Maćkowiak

Długouch był wystraszony i smutny, ale nie poddał się panice. Wiedział, że musi zachować zimną krew, aby uratować się z opresji. Na szczęście miał szybkie nogi, a właściwie biegi, bo tak nazywają się kończyny zająca. Już sama nazwa wskazuje, że zając to nie żółw – potrafi szybko biegać.

„Z pewnością uda mi się dotrzeć do kogoś, kto mi pomoże” – pomyślał zajączek, dodając sobie otuchy.

Kicał po łące, brzegiem strumyka i rozglądał się wokół siebie, szukając jakiegoś przyjaźnie nastawionego stworzenia. Miał nadzieję, że nie spotka żadnego psa ani lisa, bo wtedy mogłoby z nim być krucho, chociaż… Przed psem zdążyłby uciec, tego był pewien. Zwłaszcza gdyby to był pies z gatunku tych śmiesznych, kanapowych, które drobią na krótkich nóżkach, a sierść mają tak długą, że przesłania im oczy. Nieee… Taki rozpieszczony pies nie jest żadnym zagrożeniem dla zwinnego zająca!

***

Długouch tak się zatopił w rozważaniach na temat psów i innych zwierząt, że o mało nie przesłyszał cichego beczenia. Kiedy wreszcie dotarło do jego uszu, gwałtownie zahamował, postawił swoje długie uszy i starał się wybadać, z której strony docierają te płaczliwe dźwięki. Szybko je zlokalizował.

Po chwili znalazł jagniątko. Zaplątało się w ciernistym gąszczu i nie potrafiło się wydostać.

– No to mamy problem – zmartwił się Długouchy. Nie miał pomysłu, jak uratować jagnię. Ale nie dał tego znać po sobie.

– Cześć, kolego! – przywitał się. – Jak masz na imię? Ja jestem Długouch.

– Cześć – odparł markotnie baranek. – Nazywam się Wełniak.

„Co za głupie imię” – pomyślał zając, ale powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Tym bardziej że sytuacja wcale nie była wesoła.

– Dlaczego jesteś tu sam? Owce pasą się przecież w stadach – pytał dalej.

– Owce wróciły z pasterzem do domu i nikt nie zauważył, że zostałem uwięziony w tych krzakach – poskarżył się Wełniak.

– Nawet twoja mama? – zdziwił się Długouch, lecz zaraz przypomniał sobie, że on też zgubił się mamie, bo pewnie myślała, że kica za nią, a on tymczasem się zagapił i został w tyle.

– Nie mam mamy. Umarła – odpowiedział baranek bardzo smutnym głosem.

– No cóż… Będziemy musieli sami sobie poradzić. – Zając starał się, aby jego głos zabrzmiał zdecydowanie. I w tym momencie go olśniło. Już wiedział, jak pomoże jagniątku. Prócz szybkich biegów i długich uszu ma przecież jeszcze ostre zęby. Te też się liczą!

***

Długouch zabrał się do przegryzania pędów, które uwięziły Wełniaka. Poranił sobie trochę pyszczek, ale niespecjalnie się tym przejął – zając nie jest żadnym mięczakiem, choć sporo ludzi i zwierząt tak właśnie myśli. Rany się zagoją – najważniejsze, że pomógł w biedzie innemu zwierzątku.

Wkrótce baranek był wolny. Gorzej, że nie pamiętał drogi powrotnej.

– No to jesteśmy dwaj w podobnej sytuacji – podsumował zajączek. – Pójdziemy dalej razem, może spotkamy kogoś, kto nam doradzi, jak znaleźć drogę do domu.

Dalsza wędrówka była wolniejsza, niż sobie zając wyobrażał. No cóż, jagnię nie ma biegów, tylko nóżki. Ale nie żałował, że zyskał towarzysza – we dwójkę zawsze jest raźniej.

Posuwali się teraz brzegiem lasu. I nagle stanęli jak wryci. Przed sobą ujrzeli małego, ledwo upierzonego kurczaka. Rozejrzeli się wokół siebie, ale żadnych kur nie było w pobliżu.

– Jak masz na imię i co tutaj robisz samemu? – zainteresował się Długouch.

– Nie mam imienia i nie wiem, co tu robię – odpowiedział kogucik cieniutkim głosikiem. – Chyba się zgubiłem, ale nic nie pamiętam.

– On jest bardzo malutki, na pewno młodszy od nas – wtrącił Wełniak.

– No dobrze, to zabierzemy cię ze sobą. A musisz mieć jakieś imię – na przykład… na przykład…. Dziobek. Co ty na to? Mało oryginalne, ale pasuje do ciebie.

– Może być Dziobek – zgodziło się pisklę, które tak naprawdę nie rozumiało, o co chodzi z tymi imionami.

***

Ruszyli dalej w trójkę. Szybko się okazało, że kogucik idzie tak powoli, że lepiej zrobią, kiedy go poniosą. Baranek zaproponował, że weźmie pisklę na grzbiet, czym zaskarbił sobie szacunek zająca. Okazało się, że jagnię wcale nie jest taką bezradną ofiarą, na jaką początkowo wyglądało.

– Dokąd my właściwie zmierzamy? – zapytał po pewnym czasie baranek. – Żadne z nas nie pamięta, gdzie ma swój dom, a zbliża się wieczór. Wody napiliśmy się ze strumyka, ale co będzie z pokarmem?

– Dobre pytanie! – zauważył Długouch. I w duchu dodał „Niestety nie znam na nie odpowiedzi”. Ponieważ jednak chciał uchodzić za dzielnego i zaradnego, głośno powiedział: – Chyba poszukamy dobrych ludzi, którzy by nas przygarnęli i nakarmili. Oczywiście takich, którzy nie mają psów.

– Dlaczego? – zdziwił się Wełniak. – Owczarek, który pilnował naszego stada, był całkiem miły i sympatyczny…

– Ale jak widać cię nie dopilnował – zauważył zając z przekąsem. I powtórzył zdecydowanym głosem: – Żadnych psów!

Zwierzątka zbliżyły się do wsi i zaczęły chodzić od domu do domu. Wzbudzały nie lada sensację.

– Mamo! Tato! Zobaczcie! Baranek, zając i kurczak! – Wołały rozbawione dzieci. Ludzie uśmiechali się na widok niezwykłej trójki, ale jakoś nikt się nie kwapił, aby zaprosić wędrowniczków do swojej zagrody.

Aż tu nagle pewna dziewczynka – miała na imię Karolinka – wpadła na pomysł: – Mamusiu! Weźmy te zwierzątka do nas na Wielkanoc! To mogą być żywe dekoracje. Zamiast baranka, kurczaka i zająca z papieru czy z czekolady będziemy mieli prawdziwe zwierzęta!

***

Baranek i zając spojrzeli po sobie lekko poirytowani, bo niekoniecznie chcieli być dekoracjami, lecz z drugiej strony zaświtała im nadzieja, że znajdą schronienie. I ta nadzieja się ziściła. Rodzice Karolci zgodzili się, aby zwierzątka spędziły u nich święta.

Długouch, Wełniak i Dziobek trafili do dobrych gospodarzy. Biegali po podwórzu i na łące za domem, nie brakowało im pokarmu, a Karolinka bawiła się z nimi i głaskała ich. Barankowi i kogucikowi to się podobało, zajączkowi mniej, bo przecież jest wolno żyjącym zwierzęciem, nieprzywykłym do ludzkich pieszczot.

Po Wielkanocy zajączek zwołał naradę.

– Wygląda na to, że Karolinka i jej rodzice pozwolą nam tu zostać na stałe. Cieszycie się z tego?

– Tak, bardzo! – zawołał Wełniak.

– I ja się cieszę! – zapiszczał Dziobek.

– Ja też bym się cieszył, gdyby nie to, że zając potrzebuje wolności i dużej, otwartej przestrzeni – przyznał Długouch. – Dlatego pożegnam się z wami i wyruszę w świat. Trochę podrosłem, myślę, że uda mi się znaleźć drogę do domu.

– Na pewno ci się uda! Jesteś zaradny i mądry – poparł go baranek.

Zajączkowi zrobiło się bardzo miło. Już się nie bał i nie smucił. Słońce na niebie i zielona, bujna trawa napawały go optymizmem.

Pożegnał się z kolegami i wyruszył w świat. 


Może Cię zainteresować.