piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Dużo dzieci, dużo radości. Odwiedzamy rodzinę Waniów w Trzyńcu-Osówkach | 01.02.2023

Anna i Wiesław Waniowie z Trzyńca-Osówek mają czworo dzieci. Wstępując w związek małżeński, nie planowali dużej rodziny. Są jednak szczęśliwi, że ją mają. – Większa rodzina, to większa radość – mówią bohaterzy pierwszego odcinka naszego cyklu spotkań z polskimi rodzinami wielodzietnymi. 

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 45 s
Jeden ze wspólnych urlopów. Zdjęcie pochodzi z 2017 roku. Fot. album rodzinny Waniów

 

Pani Anna wyrastała w rodzinie, gdzie było dwoje dzieci. Pan Wiesław w sumie też, bo najmłodsza siostra urodziła się, kiedy był już żonaty. – Nie zawsze jest tak, że kopiujemy model rodziny, który wynieśliśmy z domu. Często właśnie ten, kto miał więcej rodzeństwa, chce mieć mniej dzieci i odwrotnie, kto wyrastał sam, marzy o dużej rodzinie – stwierdzają Waniowie. Tymczasem plany i marzenia czasem się spełniają, a czasem nie, bo życie lubi pisać własne scenariusze.

– Wchodząc w dorosłe życie, nie planowałam tego, że wyjdę za mąż i będę miała dużo dzieci. Myślałam o dwu, najwyżej trzech – mówi pani Anna. – Ja też nie myślałem o wielkiej rodzinie – przyznaje jej mąż. Życie potoczyło się jednak inaczej. Kiedy urodziło się pierwsze, stwierdzili, że fajnie byłoby mieć drugie, potem trzecie, no i wreszcie czwarte. Moja rozmówczyni nie wyklucza, że w tym czasie, być może, zdecydowałaby się jeszcze na piąte, gdyby nie fakt, że z każdą kolejną ciążą nasilały się u niej bóle kręgosłupa.

 

 

Najstarsza jest Magda, która w ub. roku wyszła za mąż. Po trzech latach urodził się Mirek, po czterech Anetka, a najmłodsza Zuzia skończyła 12 lat. – Myślę, że różnica wieku trzech, czterech lat była idealna, bo zawsze starsze potrafiło się zaopiekować młodszym. Dzięki temu nie spotykaliśmy się z przejawami zazdrości i poczucia odrzucenia typowymi dla mniejszych dzieci. Najbardziej opiekuńczy i chyba najbardziej przez wszystkich lubiany był Mirek, który potrafił się dopasować zarówno do swojej starszej siostry, jak i do swoich młodszych siostrzyczek, nad którymi trzymał ochronną rękę. Z kolei najstarsza Magdzia próbowała zająć pozycję „generała”. Swoje rodzeństwo traktowała jak matka, ale dzieci nie chciały jej słuchać, bo wiedziały, że jest jedną z nich – wspomina ojciec rodziny.

 
 
 
Anna i Wiesław Waniowie. Fot. Beata Schönwald

 
– Każde dziecko jest inne i każde wymaga czegoś innego. Granice, w których muszą się poruszać, powinny być jednak takie same. U najstarszej córki byliśmy bardziej strachliwi, potem stopniowo zyskiwaliśmy pewność siebie. To była kwestia praktyki – mówi pani Anna.
 
A dzieci? – Cieszyły się, kiedy miał się urodzić kolejny braciszek lub siostrzyczka. Zuzia przebąkiwała nawet w swoim czasie o tym, że mogłabym urodzić jeszcze jedno – śmieje się.

Pan Wiesław przyznaje, że jest szczęśliwym ojcem i bardzo go cieszy duża rodzina. Nigdy nie myślał o kolejnym potomku w sensie kosztów. Zwłaszcza kiedy dzieci były małe. Zastosował się jednak do rady kolegi i od pierwszych lat odkładał co nieco na moment, kiedy syn i córki pójdą do szkoły średniej, a potem, być może, na studia. 
 
Anna Waniowa po urodzeniu pierwszej córki na długo musiała się rozstać z pracą zawodową, bo potem były kolejne ciąże i urlopy wychowawcze. Koleżanki tymczasem chodziły do pracy, robiły swoje „kariery”. – Pod tym względem nigdy nie czułam się poszkodowana. Zresztą mając w domu mamę do pomocy, w międzyczasie podejmowałam jakieś prace. Jestem z zawodu kucharką, pomagałam więc np. koleżance w restauracji. Wyjście z domu i kontakt z innymi ludźmi pozwalały mi odnaleźć własną równowagę. Pozytywnie doładowana mogłam dalej poświęcać się dzieciom – wspomina. Urozmaiceniem były też regularne wyjścia na spotkania modlitewne matek czy wyjazd z koleżankami na trzydniową wycieczkę PZKO w czasie, kiedy każda z nich miała po troje dzieci.

 



Może Cię zainteresować.