wtorek, 8 października 2024
Imieniny: PL: Brygidy, Loreny, Marcina| CZ: Věra
Glos Live
/
Nahoru

Byłam razem z nimi na zielonej szkole. Uczniowie z Zaolzia dobrze spędzili tam czas  | 23.09.2023

Połowa września już za nami, a Jastrzębia Góra wita mnie słońcem. O tym, że sezon wakacyjny już się skończył, świadczą pustawe ulice i stojąca przed nieczynną już restauracją tablica z napisem „Zapraszamy. Lato 2024”. Jedyna młodzież szkolna, która szaleje na plaży, to ósmoklasiści z Zaolzia – uczestnicy Zielonej Szkoły nad Bałtykiem organizowanej od 2008 roku przez Kongres Polaków w  RC.

Ten tekst przeczytasz za 11 min. 60 s
Fajna ta zielona szkoła. Fot. Beata Schönwald
Chociaż mój autobus przyjeżdża do Jastrzębiej Góry dopiero przed godz. 17.00, powietrze wciąż jeszcze jest ciepłe. Pierwsze moje kroki prowadzą na plażę. Tam, jak dowiaduję się od kierowniczki zaolziańskiej wyprawy Joanny Mitury, znajdę jej podopiecznych – uczniów szkół podstawowych w Hawierzowie-Błędowicach, Jabłonkowie, Karwinie, Suchej Górnej, Trzyńcu i Wędryni, którzy pojechali nad Bałtyk razem ze swoimi nauczycielami w pierwszym turnusie.

Z ośrodka wypoczynkowego VIS nad morze jest niedaleko. Jedyną niedogodnością jest 195 schodów, które prowadzą na plażę ze stromego klifu. Takie zejścia i wyjścia niechybnie służą utrzymaniu dobrej kondycji. Dzieci udaje mi się złapać akurat w momencie, kiedy mają już gotowe rzeźby z piasku i po raz ostatni wchodzą w morskie fale. Zaczyna wiać. Spaceruję wśród tych „dzieł sztuki” i nie mogę się zdecydować, które z nich podoba mi się najbardziej. Uczestnicy zielonej szkoły – zarówno uczniowie, jak i kadra – muszą jednak dokonać wyboru. Wieczorem odbywa się głosowanie na najlepszą rzeźbę. Ponieważ wszystkie zostały sfotografowane i wydrukowane na dużych kartkach papieru, jest czas, żeby przyjrzeć się każdej z osobna i wybrać jedną z nich.


– Spróbujcie grać fair play i nie głosować na swoje wytwory – przekonuje Joanna Mitura. Po podliczeniu głosów okazuje się, że każda z trzynastu prac otrzymała przynajmniej jeden. Za najpiękniejszą rzeźbę 34 osób uznało „Miśka na tapczanie”. Jego autorkami była grupka dziewcząt z jabłonkowskiej szkoły.

Takiej pogody tu dawno nie było
We wtorek, w drugi dzień pobytu nauczyciel wędryńskiej podstawówki Marian Nieboras zmierzył temperaturę wody w Bałtyku. Słupek rtęci sięgnął niemalże 22 stopni Celsjusza. Tak zostało praktycznie do niedzieli.

– Zielona szkoła w tym roku jest słoneczna. Tylko w jednym dniu nam trochę popadało. Dziś mamy więc ósmy dzień z kolei, kiedy dzieci się kąpią. Oczywiście, do wody wchodzimy tylko po kolana, niemniej jednak korzystamy z każdej nadarzającej się okazji, żeby korzystać z „zimnego” Bałtyku, który w tym roku jest niezwykle ciepły. Spędzamy czas zdrowo, w ruchu, oddychamy świeżym powietrzem. Tylko w ciągu pierwszych siedmiu dni pokonaliśmy na piechotę 70 kilometrów – śmieje się nauczycielka Lucyna Olszar.

Do Jastrzębiej Góry przyjechała razem z trzynieckimi ósmoklasistami. Na zielonej szkole pani Lucyna była siedem lat temu w niedalekim Chłapowie. To, że w tym sezonie wśród mieszkańców RC pojawiła się moda na wczasy nad Bałtykiem, nie zauważyła wśród swoich podopiecznych.

– W mojej klasie jest parę dzieci, które wyjeżdżają nad Bałtyk regularnie, ale są też tacy, którzy przyjechali tu pierwszy raz. Siedem lat temu było podobnie. Może ten trend wypoczywania nad polskim morzem jest bardziej zauważalny wśród czeskich rodzin, dla których jest to zupełna nowość. Polacy wiedzą, co to takiego Bałtyk – podsumowuje. Dla części dzieci, zwłaszcza z mniej zamożnych rodzin, przyjazd na polskie Wybrzeże to pierwsze spotkanie z morzem.


– Oni czasem udają, że nie robi to na nich wrażenia, ale my widzimy po radosnych ognikach w ich oczach, jak cieszą się tym wyjazdem i są szczęśliwi. Dla niektórych z nich to jedyna taka okazja, żeby ruszyć się z domu i zwiedzić „kawałek świata”. Dobrze, że nasze koło Macierzy Szkolnej wspiera finansowo ten wyjazd znaczącą kwotą – przekonują nauczycielki jednej ze szkół. Aby zapewnić im anonimowość, celowo nie piszę z której.

A dzieciaki co na to?
Kiedy przedstawiam się jako dziennikarka „Głosu”, młodzież próbuje patrzeć w inną stronę, szuka argumentów, czemu nie chce się wypowiadać, lub „ulatnia” się niczym para znad garnka. Rozumiem to. To taki wiek. Chociaż czasami nawet dorośli zachowują się podobnie. Nie każdy jest typem medialnym. Tobias Widenka z jabłonkowskiej podstawówki decyduje się jednak ratować honor własny oraz towarzyszących mu kolegów.

– Dobrze tu jest. Jedzenie smaczne, pokoje ładne, dobrze wyposażone, fajna kierowniczka i nauczyciele. Chyba najbardziej zainteresowała mnie wyrzutnia rakiet – przyznaje. Tobias był już nad Bałtykiem, ale w innych rejonach. Co innego Dorota Glac z błędowickiej szkoły. W tym roku po raz pierwszy wyjechała nad polskie morze. – Na pewno dyskoteki bardzo mi się podobają, a także czas spędzony na plaży z kolegami. Dziś na przykład budowaliśmy zamki z piasku, co też było bardzo fajne – stwierdza. Do momentu naszej rozmowy nie kupiła jeszcze żadnej pamiątki. Myśli jednak o jakimś naszyjniku lub innej biżuterii. Do domu nie można przecież wrócić z pustymi rękami.

Chociaż Anna Jiravská z polskiej szkoły podstawowej w Suchej Górnej jest na północy Polski nie pierwszy raz, wszystko, co tu się dzieje, chłonie jak gąbka. – Jest bardzo fajnie. Robimy bardzo dużo ciekawych rzeczy, nigdy nie jest nudno. Tych wrażeń jest tyle, że jakby zacząć opowiadać o wszystkim, to trudno byłoby przestać – zauważa. Chociaż próbuję skłonić ją do tego, nie potrafi podać jednego miejsca lub jednej sytuacji, która bardziej niż inne zasługiwałaby na wyróżnienie. – Wszystko było super – mówi po prostu. Nie ma chyba lepszej reklamy zielonej szkoły.

Tymczasem Damian Matuszny jest zadowolony, że może rozwijać tu swoje hobby. Pasjonują go militaria XX wieku. – W Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku miałem okazję obejrzeć dużo techniki wojskowej, której w życiu nie widziałem. Interesuję się tymi sprawami od klasy piątej, kiedy razem z moim ojcem zacząłem oglądać różne dokumenty na ten temat. Potem, kiedy dostałem własną komórkę, sam zacząłem wyszukiwać filmiki o drugiej wojnie światowej. Wiele też można nauczyć się z gier, które są oparte na realiach prawdziwych bitew – przekonuje gródczanin uczęszczający do szkoły w Jabłonkowie. Cieszy się, że właśnie tutaj mógł zobaczyć replikę czołgu M4 Sherman Firefly z czasów drugiej wojny światowej, odwiedzić Westerplatte i wyrzutnię rakiet.

Każda edycja to nowe wyzwanie

Poprzedniczki Joanny Mitury wiedzą o tym doskonale. Każdy turnus Zielonej Szkoły nad Bałtykiem potrafi zaskoczyć czymś nowym, za każdym razem jest co poprawiać. Chociaż główne punkty programu pozostają te same, zmieniają się szczegóły. I na pewno warto je zmieniać, bo tylko tak można reagować na rozwijającą się ofertę turystyczną polskiego Wybrzeża. Aby więc wyjść naprzeciwko zainteresowaniom dzieci, w ub. roku po raz pierwszy pojawiło się w programie Muzeum Iluzji we Władysławowie.


– Wiemy, że w Gdańsku jest z kolei Muzeum Bursztynu, więc w przyszłości można by pomyśleć o czymś takim. Skoro jesteśmy nad Bałtykiem, to warto ten bursztyn zobaczyć i czegoś się o nim dowiedzieć – sugerują nauczycielki.

Joanna Mitura jest otwarta na nowe pomysły. Cieszy się, że w tym roku udało się wprowadzić kilka nowości. Nie tylko w sensie odwiedzanych miejsc. – W zeszłym roku wszystko było dla mnie nowe. Myślałam, że po ubiegłorocznych doświadczeniach, zapoznaniu się z terenem i zaliczeniem tych wszystkich wycieczek, będzie łatwiej. Tym razem mamy jednak więcej uczestników, co spowodowało, że postanowiłam podzielić turnus na trzy grupy. Trudniejsza jest więc koordynacja. Muszę dbać o to, żeby każda grupa zrealizowała program zielonej szkoły, zaliczyła cztery główne całodzienne wycieczki autokarowe. Prócz tego zależało mi na tym, by jeden dzień był dla wszystkich wspólny. W poniedziałek przygotowaliśmy więc przedpołudnie sportowe, a po południu dzieci robiły rzeźby w piasku. Integracyjny charakter mają też programy wieczorne – mówi kierowniczka.

Jej zdaniem, nowością, która również sprawdziła się w praktyce, było zwiedzanie niektórych miejsc w mniejszych grupkach. Dotyczyło to m.in. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i zwiedzania miasta, a także Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach. – W mniejszych grupkach młodzieży łatwiej się skupić, a poruszanie się po mieście też jest wtedy prostsze i szybsze – dzieli się spostrzeżeniami Joanna Mitura.

Jedziemy na Hel
Wtorek, czyli drugi dzień mojego pobytu na zielonej szkole, jest ostatnim dniem wycieczkowym dla uczniów z Jabłonkowa, Suchej Górnej, Karwiny i Wędryni. Natomiast młodzież z Trzyńca i Błędowic dopiero w środę wyruszy na ostatni autokarowy wypad po Wybrzeżu. W czasie, kiedy ósmoklasiści z Suchej, Karwiny i Wędryni zwiedzają Słowiński Park Narodowy, wyrzutnię rakiet oraz wspinają się na ruchome wydmy (mogę potwierdzić, że to wspaniała rzecz, bo byłam w zeszłym roku), ja jadem z jabłonkowianami na Hel i do Władysławowa.



O tym, że to na Helu Polska się zaczyna, przekonujemy się podczas spaceru na cypel tego półwyspu. Namacalnym tego świadectwem jest wzniesiony z głazów wzgórek opatrzony tablicą pamiątkową „Hel. Początek Polski” ufundowaną w 2013 roku przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Przy takim miejscu zrobienie wspólnego zdjęcia to niemal patriotyczny obowiązek.

Hel znany jest też ze swojego fokarium, które nosi oficjalną nazwę Stacja Morska im. prof. Krzysztofa Skóry. Chociaż mamy umówione wejście na konkretną godzinę, czyli karmienie fok z wykładem, na miejscu panuje ścisk, a głos komentatora ledwo że słyszymy. Dopiero kiedy robi się luźniej, dzieciom udaje się poobserwować te sympatyczne zwierzęta. Informacje o życiu, jadłospisie oraz ratowaniu i leczeniu fok – bo w tym się stacja specjalizuje – można przeczytać na rozmieszczonych wokół tablicach.

Na Helu mamy też czas na przyjemności – połażenie wśród stoisk z pamiątkami, biżuterią z bursztynu i tysiącem innych drobiazgów oraz kupienie lodów. Młodzież lubi ten czas dla siebie. Nauczyciele też. We Władysławowie będzie więc jeszcze mała „dokładka” i nie tylko. W czasie, kiedy połowa wycieczki będzie fascynowała się eksponatami Muzeum Iluzji w Domu Rybaka, ta druga będzie szaleć na pobliskim placu zabaw. I na odwrót. Zwieńczeniem naszego krótkiego pobytu we Władysławowie jest Aleja Gwiazd Sportu z „Koroną Himalajów”, czyli pomnikiem przedstawiającym 14 ośmiotysięczników, które zdobyli Polacy. Jak zdążyli przekonać się jabłonkowscy ósmoklasiści, wśród wielu upamiętnionych tutaj sportowców Robert Lewandowski nie ma swojej spiżowej gwiazdy.

Wieczór z muzami
Jak przyłożyć młodzieży nóż do gardła, to potrafi. Przepraszam za to porównanie, ale automatycznie przyszło mi do głowy po wieczornym programie, którego jeszcze tego samego dnia byłam świadkiem. Dziewięć uczestniczących w zielonej szkole klas ósmych miało godzinę na to, żeby przygotować 5-minutowy spektakl na zadany temat. W efekcie publiczność miała do obejrzenia trzy popularne baśnie, każdą w trzech różnych opracowaniach.

Był więc Czerwony Kapturek jako pantomima, kryminał i opowieść sci-fi, był Kopciuszek w wersji horror, balet i fantazy oraz Królewna Śnieżka w formie westernu, musicalu i komedii romantycznej. Dzieci, często ku zaskoczeniu swoich opiekunów, przestały się peszyć, przygotowały kostiumy i rekwizyty, opanowały tekst i choreografię i wyszły przed widownię. Być może nie chodziło o twórczość najwyższych lotów, ale było naprawdę pomysłowo i zabawnie. Fajna ta zielona szkoła.
 
GALERIE Zielona szkoła - reportaż
 


Może Cię zainteresować.