Jolanta Byrtus | 12.10.2023
Nominowana za odwagę niesienia pomocy i otwartość serca. To, czego dokonała w tym roku
Jolanta Byrtus z Nydka, zasługuje na wielkie uznanie. W ciągu zaledwie
dziewięciu dni pokonała liczący 500 kilometrów Główny Szlak Beskidzki z
Wołosatego do Ustronia. W tym samym czasie dzięki utworzonej przez nią zbiórce
charytatywnej zebrano 117 700 koron na rzecz stowarzyszenia „Nigdy nie jesteś
sam”, które na co dzień pomaga osobom z niepełnosprawnościami oraz wspiera ich
rodziny.
Ten tekst przeczytasz za 1 min. 60 s
Fot. Krzysztof Słowiaczek
Jolanta Byrtus udowodniła,
jak potężną siłę ma jeden człowiek, który dzięki wielkiej miłości do innych
ludzi jest w stanie pomóc potrzebującym. Bodźcem była prośba, by jechała ze
stowarzyszeniem na obóz. Ponieważ w tym czasie była już na innym obozie, a później
podróżowała za granicę, postanowiła pomóc stowarzyszeniu w inny sposób.– Utworzyłam zbiórkę i
chciałam zrobić coś, co mało kto potrafi. Motywacja była taka, by przejść tę
trasę w jak najkrótszym czasie. Myślę, że ludzie stwierdzili, że skoro
poświęciłam swój czas i pokonałam tę trasę, to oni mogą wpłacić pieniądze –
mówi Jolanta Byrtus. – Akcja udała się bardzo dobrze, bo zebrano dwa razy
więcej pieniędzy, niż było w planie – uśmiecha się.
Jolanta Byrtus jest studentką
trzeciego roku fizjoterapii na Uniwersytecie Palackiego w Ołomuńcu. Wcześniej
od lat szkolnych mocno związana była z narciarstwem biegowym (była nawet w
reprezentacji Czech do lat 23). Dwa lata temu zakończyła sportową przygodę, a
że kondycję nadal ma świetną, postanowiła to wykorzystać. Na szlaku pokonywała
dziennie 60 km.
– Kiedy biegłam, to nie było
to dla mnie nic trudnego. Chyba miałam dobrą motywację, a pogoda dopisywała.
Ale z perspektywy czasu, gdybym miała to powtórzyć, to nie wiem, czy
psychicznie i fizycznie dałabym radę. Teraz dopiero widzę, jaki to jest duży dystans.
Ale wtedy nie myślałam o tym – przyznaje.Nominacją do plebiscytu
Kongresu Polaków była zaskoczona. Ale w duchu pomyślała sobie, że gdyby udało
się jej wygrać, to miałaby kolejne parę tysięcy koron, które mogłaby przekazać
stowarzyszeniu. – Mój bieg miał charakter charytatywny, więc nie ma innej
opcji, bym też nie przekazała nagrody na takie cele – podkreśla.