43 lata temu w pacyfikacji kopalni »Wujek« zginęło 9 górników | 16.12.2024
43 lata temu, 16 grudnia 1981 r., od kul funkcjonariuszy
plutonu specjalnego ZOMO zginęło dziewięciu górników kopalni „Wujek” w
Katowicach. Strzały padły zaraz po tym, gdy górnicy wyparli napastników za
bramę i wydawało się, że jest po walce.
Ten tekst przeczytasz za 5 min.
Fot. PAP
Strajk w kopalni „Wujek” rozpoczął się 14 grudnia. Górnicy
żądali odwołania stanu wojennego i uwolnienia Jana Ludwiczaka, szefa zakładowej
„Solidarności”, który w nocy z 12 na 13 grudnia został zabrany przez milicję z
mieszkania i internowany.
15 grudnia od rana górnicy przygotowywali się do obrony
kopalni. W tym, że władze będą chciały siłą złamać ich opór górników z „Wujka”
utwierdziły wieści z innych kopalń – „Staszic” w Katowicach i „Manifest
Lipcowy” w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie do takich akcji już doszło.
Rzeczywiście, 15 grudnia podczas narad w katowickim Urzędzie
Wojewódzkim i komendzie wojewódzkiej milicji, zapadła decyzja o złamaniu oporu
strajkujących. Do akcji w „Wujku” planowano skierować 1471 milicjantów, 760
żołnierzy i ciężki sprzęt: 22 czołgi oraz 44 bojowe wozy piechoty i armatki
wodne. Wieczorem 15 grudnia uczestnicy strajku poprosili księdza Henryka
Bolczyka, proboszcza znajdującego się w pobliżu „Wujka” kościoła, o odprawienie
mszy. Gdy przyszedł, wspólnie z nim odmówili różaniec. Pod koniec modlitwy, gdy
do uszu zgromadzonych doszły odgłosy przemieszczających się tuż za kopalnianą
bramą ciężkich pojazdów wojskowych, ks. Bolczyk udzielił absolucji generalnej.
16 grudnia między godz. 8 i 9 do kopalni przyjechał
pułkownik Piotr Gębka (zastępca szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego) w
towarzystwie innych oficerów. Wezwał górników do przerwania akcji, twierdząc –
wbrew faktom – że oprócz „Wujka” w żadnym innym zakładzie strajków nie ma. Dał
im godzinę na opuszczenie terenu kopalni. Górnicy w odpowiedzi na to ultimatum
zaczęli śpiewać "Boże, coś Polskę". Wychodzącego pułkownika
uprzedzili, że jeśli na teren kopalni wejdzie wojsko, nie będą się bronić, ale
stawią opór, gdyby do akcji wkroczyła milicja. Na drogach wokół „Wujka” stały
czołgi i wozy pancerne, zaś nad zakładem przelatywał nisko wojskowy śmigłowiec.
Zebrany w pobliżu kopalnianej bramy tłum ludzi – w tym kobiety i dzieci –
zaczęto polewać z armatek wodnych (przy kilkunastostopniowym mrozie), obrzucać
gazami łzawiącymi i świecami dymnymi. Od użycia gazów i świec dymnych zaczęła w
końca pacyfikacja samej kopalni.
Fot. ARC Sejmu RP
Po godz. 10, po staranowaniu muru (w miejscu tym dziś stoi
krzyż – pomnik), na teren „Wujka” wjechał czołg, a za nim wbiegł oddział ZOMO.
Po kilku próbach inny czołg rozbił barykadę na bramie wjazdowej. Na plac przed
kotłownią weszli zaopatrzeni w tarcze i przyłbice zomowcy. Za nimi, po torach
kolejki wąskotorowej, szedł mundurowy z długą bronią palną. Ok. godz. 12
zomowcy obrzucili górników pociskami z gazem łzawiącym, ale za chwilę pociski
te poleciały w ich stronę. Wszędzie unosił się dym, gdyż teren był przez cały
czas obrzucany granatami łzawiącymi i świecami dymnymi. Górnikom udało się też
unieruchomić jeden z czołgów, wkładając grube pręty w jego gąsienice. Zaraz
potem z innych czołgów rozległy się salwy – jak się okazało, strzelano jednak
pustymi pociskami.
W kilku miejscach doszło do starć wręcz. Zomowcy wycofali
się poza teren kopalni, ale trzech z nich wpadło w ręce górników – zostali
odprowadzeni na bok i rozbrojeni. To z tego momentu pochodzi długo potem
omawiany w trakcie procesu zapis rozmowy radiotelefonicznej na kanale
milicyjnym. „Potrzebujemy pomocy. Trzeba strzelać, bo nas wytłuką. Czy możemy
strzelać? Odbiór – pytał ktoś z milicjantów. Odpowiedź była krótka: „Nie,
czekajcie na rozkaz.” Rzecz w tym, że według jednych sens tej odpowiedzi
sprowadzał się do kategorycznego zakazu użycia broni, ale zdaniem drugich było
to przyzwolenie: sens się zmieniał w zależności od tego, czy w tym zdaniu
znajdował się przecinek, czy go nie było.
Po wycofaniu zomowców przez chwilę wydawało się, że walka
jest skończona i wtedy padły strzały. Kula trafiła m.in. przewodniczącego
Komitetu Strajkowego Stanisława Płatka. Padli też zabici (na miejscu zginęło
siedem osób i informacja o takiej liczbie ofiar jeszcze tego samego dnia
została podana na antenie Radia Wolna Europa, dwóch górników zmarło potem od
ran). Strzały, od których padli zabici, oddali funkcjonariusze plutonu
specjalnego ZOMO.
W styczniu 1982 r., zaledwie miesiąc po pacyfikacji, prokuratura wojskowa umorzyła śledztwo w sprawie strzałów na „Wujku”. W postanowieniu o umorzeniu śledztwa zaznaczono wtedy, że zomowcy działali w warunkach „obrony koniecznej” i użyli broni zgodnie z przepisami. Ostatecznie śmierć w wyniku pacyfikacji „Wujka” poniosło dziewięciu strajkujących, zaś 23 zostało rannych. Rządowa propaganda akcentowała, że rannych w trakcie akcji zostało 41 milicjantów i żołnierzy, w tym jedenastu ciężko.