– Gdybym
chciał być przewrotny, to powiedziałbym, że najważniejszym wydarzeniem dla
Kościoła jest każdy chrzest. Przekaz wiary, który prowadzi do sakramentu
wtajemniczenia – bez tego nie ma Kościoła.
Jeśli jednak
mówimy o innej kategorii znaczących wydarzeń, to bezspornie najważniejszym był
synod o synodalności. W tym roku zakończyła się druga i ostatnia sesja
synodu, który był absolutnie wyjątkowy. W tym znaczeniu, że Ojciec Święty
poprowadził nas w tym synodzie do bardzo szerokich konsultacji na temat
Kościoła, nie tylko w gronie biskupów. Starałem się to obliczyć i 35 proc.
uczestników zgromadzenia synodalnego nie było biskupami. Niektórzy pytali, czy
to wciąż jest synod biskupów. To wielkie wydarzenie, za pomocą którego Duch
Święty prowadzi Kościół.
Czy
wnioski płynące z synodu przebiły się do powszechnej świadomości w Polsce? Bo
mam wrażenie, że mamy z recepcją synodu jakiś problem.
–
Podejrzewam, że powodów takiego stanu rzeczy jest wiele. To są bardzo różne
lęki. Najczęściej wypowiadany lęk był taki, że papież Franciszek postanowił
zrobić z Kościoła demokrację parlamentarną. Dla mnie najtrudniejsze jest, że
choć papież zdążył już milion razy powtórzyć, że to nieprawda, to nikt mu nie
uwierzył. Papież wielokrotnie mówił, że synod nie jest od tego, żeby jedna
frakcja wewnątrz Kościoła narzuciła swoje poglądy drugiej, tylko żeby się
wszyscy w Kościele spotkali i razem rozeznawali, co Duch Święty do nas mówi. I
to nie opierając się na naszych pomysłach, tylko na Objawieniu, czyli na Piśmie
Świętym i tradycji. Więc żaden to parlamentaryzm.
Inny strach
jest po stronie księży – w Polsce dosyć częsty, mam wrażenie. On się zrodził na
samym początku synodu, gdy okazało się, że trzeba przyjąć postawę słuchania
bardziej niż mówienia, bez osądzania i komentowania. Osobiście sądzę, że dobrze
nam, duchownym, zrobiło, że zaczęliśmy wreszcie więcej słuchać niż mówić. Ale
tak się chyba stało, że księża się poczuli wykluczeni, a niektórzy nawet
poczuli, że mogą zostać przez świeckich zastąpieni. Papież próbował jakoś to
nadrobić, organizując spotkanie proboszczów z całego świata i pisząc do nich
piękny list. Ale te obawy gdzieś wciąż są i myślę, że zmierzenie się z nimi
wciąż nas czeka.
W temacie
seksu to chyba czegokolwiek jako Kościół nie powiemy, to i tak zostanie źle
odebrane. Bo Kościół zawsze będzie się sprzeciwiał banalizacji seksu, czyli
oderwaniu go od kontekstu miłości i relacji. Właśnie dlatego Kościół wiąże seks
z małżeństwem i traktuje go jako wielką wartość, ponieważ poprzez seks człowiek
wyraża miłość.
Rok 2024
upłynął także pod znakiem sporu Konferencji Episkopatu Polski z rządem o lekcje
religii w szkole. Ostatnie wypowiedzi minister edukacji Barbary Nowackiej
wskazują, że sprawa jest przesądzona i lekcje religii zostaną ograniczone do
jednej tygodniowo i to już od przyszłego roku szkolnego. Co teraz zrobi
Kościół?
– Mieliśmy
na ten temat poważną debatę na zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu
Polski. Poświęciliśmy na nią całe dwudniowe posiedzenie. Wszyscy zgodziliśmy
się, że niezależnie od tego, czy w szkole będzie jedna lekcja religii, czy
dwie, trzeba zbudować całą rzeczywistość katechezy przy parafii. Bo lekcja
religii a katecheza to są dwie różne rzeczy. Lekcja religii służy przede
wszystkim przekazowi wiedzy, a katecheza służy przekazowi wiary, więc jest
także inicjacją do sakramentów. Wiary nie da się przekazać w szkole, bo inna
jest metoda katechezy a inna lekcji religii.
Cała ta
sytuacja – niewątpliwie trudna, co jaskrawo widać po przebiegu rozmów z MEN –
dla nas jest motywacją, by wreszcie się zabrać na poważnie do organizacji
katechezy w parafiach. Oczywiście, nie rezygnując z lekcji religii w szkole,
zachowując ich charakter i sens. Bo przecież obecność Kościoła w szkole jest
bardzo ważna z wielu powodów. Zawsze przy tej okazji podnosi się przede
wszystkim powody cywilizacyjne i kulturowe, ale przecież to nie tylko o to
chodzi.
Kolejnym
punktem spornym na linii rząd – Konferencja Episkopatu Polski jest przedmiot
edukacja zdrowotna. Rząd twierdzi, że ten przedmiot jest oczekiwany przez
rodziców i potrzebny. Jakie jest zdanie księdza kardynała?
– W temacie
seksu to chyba czegokolwiek jako Kościół nie powiemy, to i tak zostanie źle
odebrane. Bo Kościół zawsze będzie się sprzeciwiał banalizacji seksu, czyli
oderwaniu go od kontekstu miłości i relacji. Właśnie dlatego Kościół wiąże seks
z małżeństwem i traktuje go jako wielką wartość, ponieważ poprzez seks człowiek
wyraża miłość.
To nie jest
dzisiaj najpopularniejsza narracja. Dziś powszechną narracją jest to, że seks
jest potrzebą, którą człowiek musi realizować. I chodzi o to, żeby tę swoją
potrzebę realizował w sposób bezpieczny. My będziemy zawsze mówić, że to nie
jest cała prawda na temat seksu, to najwyżej część prawdy. Pytanie, w czym ta
część pomaga, a w czym szkodzi, pozostaje otwarte.
Druga rzecz,
że szkoła w wychowaniu pełni funkcję pomocniczą – ma pomagać rodzicom w
wychowaniu. To oni mają pierwszeństwo w tej kwestii, nie odwrotnie. Żaden
rodzic raczej nie będzie się sprzeciwiał, że w szkole dziecko będzie uczone
zasad higieny czy zdrowego odżywiania. Natomiast mówienie o tak delikatnej
sferze jak seksualność to jest rzecz bardzo poważna. Nie wiem, czy szkoła może
to robić bez porozumienia z rodzicami.
W
mijającym roku swoje kadencje przewodniczącego i wiceprzewodniczącego
Episkopatu zakończyli arcybiskupi Stanisław Gądecki i Marek Jędraszewski. Na
emeryturę odszedł kard. Kazimierz Nycz, którego zastąpił abp Adrian Galbas. Na
nowego metropolitę czekają również archidiecezje krakowska, poznańska i
katowicka. Wiek emerytalny osiągają więc biskupi, którzy przez lata byli
twarzami Kościoła w Polsce. Czy to koniec pewnej epoki?
– Nie patrzę
na te zmiany pod tym kątem. Nie wiem, czy zmiany personalne są także zmianami
kierunku, w którym Kościół zmierza. Zauważmy, że jeśli się w Konferencji
Episkopatu Polski w czymś różnimy, to na pewno nie w tym, co najistotniejsze.
Każdy z biskupów wierzy, że jest Jeden Bóg w Trzech Osobach i siedem
sakramentów świętych.
Kardynał
Grzegorz Ryś urodził się 9 lutego 1964 r. w Krakowie. Święcenia prezbiteratu
przyjął 22 maja 1988 r., święcenia biskupie – 28 września 2011 r. Mianowany
arcybiskupem – 14 września 2017 r., wyniesiony do godności kardynała 30 września
2023 r. Jego dewizą biskupią są słowa: „Virtus in infirmitate” (Moc w
słabości).
W
mijającym roku głośno było także o skandalach obyczajowych z udziałem
duchownych, m.in. w Sosnowcu i Drobinie. Czy Kościół ma jakąś odpowiedź na
sytuacje, kiedy na jaw wychodzi podwójne życie księży?
– Oczywiście
potrzebna jest reakcja dyscyplinarna zarówno w świetle prawa kanonicznego, jak
i prawa państwowego tam, gdzie dochodzi do przestępstwa – tu powinna być
również reakcja odpowiednich służb. To jest poza debatą.
Jestem
biskupem od 13 lat i nie pamiętam zebrania KEP, na którym nie rozmawialibyśmy o
tych trudnych sytuacjach. Nie można więc powiedzieć, że my o tym nie mówimy,
czy nie podejmujemy działań. We wszystkich diecezjach przeprowadzono szkolenia
związane z tzw. ustawą Kamilka, w różnych instytucjach kościelnych wprowadzono
standardy. Wiem co mówię, bo wprowadzałem je w swojej diecezji. Wszędzie
staramy się też prowadzić formacje stałą księży. Bo nie chodzi o to, żeby
formować tylko kleryków, a potem ich porzucić.
Przy całym
tym wysiłku, którego naprawdę jest dużo, wciąż mamy sytuacje nowych
przestępstw. Nie widzę na to innej odpowiedzi niż ta, którą św. Paweł nazywa
misterium iniquitatis (tajemnica grzechu – łac.). Kościół ma świadomość, że w
człowieku jest jakieś pęknięcie, jakaś przedziwna skłonność do zła. Proszę mnie
źle nie zrozumieć: nie chcę niczego bagatelizować ani bronić. Próbuję szukać
przyczyn.Dlatego za
jedno z najważniejszych wydarzeń mijającego roku uważam spotkanie biskupów
ze skrzywdzonymi w Kościele, które odbyło się pod koniec listopada na Jasnej
Górze. Myślę, że dla biskupów naprawdę było ważne, żeby usiąść i posłuchać osób
skrzywdzonych. Ważne było także, żeby zrobić to we wspólnocie niemal wszystkich
biskupów. Bo podejrzewam, że większość z nas ma już doświadczenie rozmów z
osobami skrzywdzonymi. Osobiście spotkałem się z kilkoma. Każda z tych osób
mówiła nie tylko o samym doświadczeniu pierwotnego skrzywdzenia, ale także o
powtórnej krzywdzie, jakiej doświadczyła w zderzeniu z procedurami kościelnymi.
Bardzo
ważne, żeby to usłyszeć. Bo może mamy w Kościele w tej chwili poukładane
przepisy – myślę, że nawet wzorowo poukładane, ale jeśli gdzieś zabraknie
ludzkiej wrażliwości, to one nie działają.
Owocem tego
spotkania na Jasnej Górze jest inicjatywa, która wyszła od osób skrzywdzonych,
żeby zmienić w procesie kanonicznym status osoby skrzywdzonej. Chodzi o to,
żeby osoba skrzywdzona nie miała statusu świadka, ale żeby miała status strony.
Takie zmiany wprowadzić może jedynie Stolica Apostolska. Jednak najważniejsze
jest to, że w tej chwili nie jest to jedynie inicjatywa skrzywdzonych
przekazana do Watykanu przez Konferencję Episkopatu Polski, ale że Episkopat tę
inicjatywę wspiera. Sądzę, że w perspektywie czasu będzie to miało poważne
konsekwencje dla całego Kościoła.