Polacy kupują »Paluszki Beskidzkie« w geście solidarności | 22.07.2024
Po ogromnym pożarze fabryki produkującej znane słone przekąski m.in. „Paluszki Beskidzkie” jej właściciel zapowiedział, że nie tylko nie zwolni pracowników, ale też nie obniży ich wynagrodzenia. Po tej deklaracji ruszyła lawina wsparcia – internauci zaczęli zachęcać się wzajemnie, żeby kupować popularne paluszki i tym samym wspomóc firmę.
Ten tekst przeczytasz za 2 min. 30 s
Pożar doszczętnie zniszczył dwie hale, w których produkowane były beskidzkie przekąski. Foto. Państwowa Straż Pożarna
Beskidzkie przekąski produkuje znajdująca się w Malcu, miejscowości niedaleko Oświęcimia, firma Aksam, która zatrudnia blisko 600 osób. 12 lipca w zakładzie wybuchł pożar. Ogień zniszczył doszczętnie dwie hale produkcyjne. Na szczęście strażakom udało się obronić trzecią, największą halę. Po pożarze właściciel firmy Adam Klęczar zapowiedział, że po wznowieniu produkcji pracę znajdzie jedynie 35 procent załogi. Ale zaznaczył, że nikogo nie zamierza zwalniać.
– Pracownicy będą zatrudniani w systemie dwutygodniowym. Potem będzie wymiana załogi. Chcę, żeby każdy miał pracę – podkreślił w rozmowie z Gazetą Krakowska. Zaznaczył, że dwutygodniowa praca nie będzie oznaczała mniejszego wynagrodzenia – pracownicy otrzymają pełną wypłatę.
– W naszej firmie zawsze na pierwszym miejscu stawialiśmy na człowieka i to się nie zmieni. Razem musimy przetrwać tren trudny dla nasz wszystkich okres – powiedział.
Od tego momentu w mediach społecznościowych internauci zaczęli nawoływać do kupowania beskidzkich przekąsek, żeby pomóc firmie. Wiele osób zamieszcza na swoich profilach zdjęcia kupionych właśnie „Paluszków Beskidzkich”, angażują się w nią nawet ludzie ze świata biznesu i polityki, a także lokalnego samorządu. Robią to także sklepy.
- Jestem Polakiem i mam obowiązki polskie - napisał na portalu X (Twitter) Jakub Wiech, redaktor naczelny portalu Energetyka24.com zamieszczając zdjęcia kupionych paluszków.
Dr Adam Grodzicki, ekonomista Uniwersytetu Jagiellońskiego zastanawiając się na łamach serwisu Onet.pl dlaczego ta sytuacja tak bardzo poruszyła polski internet stwierdził, że najwyraźniej takiej gospodarki ludzie oczekują — nie nastawionej na krótkookresowy pieniężny zysk, lecz solidarnej, dbającej o wspólnotę ludzi pracy, traktującej zakłady pracy jako coś więcej niż tylko miejsce robienia pieniędzy.
– Właściciel mógłby pewnie zainkasować ubezpieczenie, w ramach zwolnień grupowych pożegnać jedną trzecią załogi, a za jakiś czas po odbudowie hal zatrudnić ich na nowo. Tymczasem wypłaci pełne wynagrodzenia, mimo że część pracowników będzie pracowała przez jakiś czas de facto na pół etatu – zauważa dr Grodzicki wskazując, że firma „w pewnym sensie zdaje się iść w poprzek bezdusznemu systemowi gospodarczemu”.