Polska szkoła narciarskiego biznesu | 13.01.2025
Podczas gdy w Beskidzie
Morawsko-Śląskim ośrodki narciarskie grzęzną w stagnacji, te działające w
Beskidzie Śląskim przyciągają tłumy narciarzy. – Jak się chce prowadzić ten
biznes, to trzeba wiedzieć, co zrobić. Mieć cel i do niego dążyć. W Polsce to
wiedzą i mają z tego korzyści – uważa Alojzy Martynek, były kierownik ośrodka
narciarskiego w Mostach k. Jabłonkowa, a obecnie przedstawiciel firmy
handlującej systemami naśnieżania.
Ten tekst przeczytasz za 5 min. 30 s
Ośrodek Złoty Groń w Istebnej. Warunki do szusowania są znakomite. Fot. Facebook.com/ZlotyGronAirduroSkiResort
Ośrodek narciarski na
Przelaczy w Łomnej Górnej od lat nie działa. „Armáda” w Łomnej Dolnej w tym
sezonie nie ruszy. W Severce szału nie ma, w Rzece demontowane są urządzenia, a w Mostach koło Jabłonkowa na szusowanie trzeba było czekać do minionego weekendu (10-12 stycznia).
Tymczasem na Złotym Groniu w Istebnej aż roi się od narciarzy, którzy szusują w
bardzo dobrych warunkach (tam też będzie tegoroczny Zjazd Gwiaździsty i Puchar
„Beskidu Śląskiego”), w Wiśle aktualnie działa dziewięć stacji (stan na 14 stycznia), Szczyrk przeżywa
oblężenie narciarzy, których jest tak dużo, że narzekają na długie kolejki do
wyciągów kanapowych i gondoli. Co więcej, w Brennej została w tym sezonie
została uruchomiona stacja narciarska z 4-osobową kolejką linową (800 m
długości i 200 m przewyższenia) i 2 kilometrami tras. Czy to znaczy, że w
Beskidzie Śląskim jest lepszy klimat lub warunki geograficzne do prowadzenia
narciarskiej działalności?
– To nie kwestia geograficzna, bo jak się chce prowadzić ten biznes, to trzeba się wiedzieć, co chce się robić – mówi Alojzy Martynek, były kierownik ośrodka narciarskiego w Mostach, obecnie działający w branży narciarskiej. – Obserwuję nie tylko czeskie środowisko, ale i polskie oraz zagraniczne. Widzę, jak kto sobie radzi i jak walczy. Ten, kto nie postawi sobie celu, to nie ma jak do niego dojść. Dlaczego u nas nie działają ośrodki, a w Polsce działają? Bo w Polsce wiedzą, co chcą zrobić i jak mieć z tego dobry biznes – uważa.
Wskazuje, że po czeskiej stronie po wybudowaniu ośrodka każdy myślał, że nie robiąc nic wokół niego i nie inwestując, wszystko będzie kręciło się, jak na początku. Dając za przykład ośrodek w Mostach dziwi się, że obiekt, który ma do dyspozycji kilkanaście armatek śnieżnych, dwie pompownie i dwa zbiorniki, nie jest w stanie przygotować stoku dla narciarzy na czas świąteczno-noworoczny. Podkreśla, że trzeba wykorzystać każdą nadarzającą się okazję do naśnieżenia. Niezależnie czy jest Wigilia, Boże Narodzenie, czy Sylwester.
– Jak sobie założysz cel, że w święta chcesz naśnieżyć, to robisz wszystko, żeby tak było. Jeśli nie uda się ruszyć 24 grudnia, to uruchamiasz ośrodek 27 grudnia. I tak jest w całym regionie, od Istebnej po Szczyrk. Każdy walczy o każdą sekundę, minutę i kwadrans naśnieżania. Nie ma Wigilii czy Sylwestra w tej branży. Jak trzeba, to się idzie i robi. Bo z tego potem są korzyści – zaznacza.
Jako przykład podaje ośrodek „Złoty Groń” w Istebnej, który jako pierwszy z większych w Beskidach został uruchomiony i cieszył się w grudniu rekordowym zainteresowaniem narciarzy. Dziś przoduje jeśli chodzi o inwestycje w systemy naśnieżania i testuje nowe rozwiązania. Dlatego wielu narciarzy z Zaolzia przenosi się właśnie na stok do Istebnej – tam jeżdżą rekreacyjnie, trenują ze swoimi klubami, tam też organizowane są zaolziańskie wydarzenia, jak wspomniany Zjazd Gwiaździsty.
Jacek Kufel ze Szczyrk Mountain Resort (SMR), największego i najnowocześniejszego ośrodka narciarskiego w Szczyrku przyznaje, że ukształtowanie terenu też ma swoje znaczenie.
– Być może są miejsca, gdzie coś łatwiej zrobić od początku. Ale prawda jest taka, że nie jesteśmy w stanie budować nowych gór. Wyczerpujemy istniejące możliwości. Nie da się wszędzie budować tras i stawiać kolejnych wyciągów, ale rozbudowywać i zmodernizować te istniejące – ocenia. – W Szczyrku wyciągi zostały zamienione na nowoczesne, trasy zostały poszerzone, pojawiły się nowe kanapy i kolejki – wskazuje. To sprawiło, że Szczyrk znów stał się modny wśród narciarzy. Jacek Kufel przyznaje, że przed tegorocznym sezonem w SMR nie było specjalnych nowych inwestycji narciarskich, ale nie wyklucza takich przed kolejnym.
Alojzy Martynek zauważa, że o ile kiedyś ośrodki narciarskie były projektowane w taki sposób, żeby naśnieżanie zajmowało 80-100 godzin, to dziś budowane są tak, żeby trasa była gotowa do 40 godzin. Zwłaszcza, że obecne technologie pozwalają na naśnieżanie już przy temperaturze – 1 st. C.
– Zimy są różne, każda jest inna. Ale trzeba być przygotowanym od 15 listopada na każdy dzień i na każde kilka godzin mrozu. Nawet jeśli trzeba o 3.00 wstać i włączyć armatki, to trzeba być na to przygotowanym. A tego po czeskiej stronie nie ma – uważa Alojzy Martynek. Przypomina, że rozpoczynając w 2003 roku pracę w ośrodku narciarskim w Mostach uczył się na błędach, jak naśnieżać i ratrakować stok. – Przed trzecim sezonem wyznaczyłem sobie cel, że będziemy pierwsi otwierali nasz ośrodek i ostatni zamykali. Jak Bila otwierała sezon w sobotę, to my w piątek wieczorem. Każdego sezonu miałem ten sam cel i do tego dążyłem – podkreśla.
Brak warunków do szusowania w ośrodkach po czeskiej stronie oznacza brak narciarzy i brak dochodu. A sezon zakończony finansową stratą oznacza brak nowych inwestycji, które pomogłyby lepiej i szybciej przygotować ośrodek. I koło się zamyka. Pozostaje czekanie na tęgie mrozy i obfite opady naturalnego śniegu. Albo wyjazd na narty do Istebnej lub Wisły.