Zdaniem Schönwald: Pozytywny Polak? Nie w trzeciej części „Krzywego kościoła” | 30.08.2024
Mój dzisiejszy komentarz będzie dotyczyć przeczytanej
książki. Specjalnie nie nazwałam go recenzją, bo chodzi o zaledwie kilka
spostrzeżeń. W moim przekonaniu – istotnych. Chodzi o lekturę trzeciej części
„Krzywego kościoła” (w czeskim oryginale „Šikmý kostel”) Karin Lednickiej.
Ten tekst przeczytasz za 2 min. 45 s
Zdjęcie poglądowe. Fot. Pixabay.com
Poświęciłam na nią sporą część mojego tygodniowego urlopu. Jest
to bowiem tom opasły, którego nie pochłania się w ciągu kilku godzin. Autorka
kontynuuje w nim swoją opowieść o nieistniejącej już Karwinie, tym razem
skupiając się na latach 1945-1961, kiedy to wydobycie węgla miało kluczowe znaczenie
dla socjalistycznej gospodarki planowej, wynik liczył się bardziej niż życie
górnika, przedwojenni fachowcy byli zastępowani przez dyletantów idących z
duchem (komunistycznych) czasów, a do tej pory tętniące życiem miasto zostało skazane
na zagładę. Tyle w skrócie, jeśli chodzi o główny przekaz historyczny tej
powieści, którego nie mam powodu kwestionować.
Z czym natomiast nie mogę się zgodzić, to konformistyczna, a
w rezultacie również antypolska narracja, dobrze wyczuwalna już w części
drugiej „Krzywego kościoła”, a w części trzeciej niepozostawiająca żadnych złudzeń.
Pozytywny bohater to ten, który niczym kameleon dostosowuje się do sytuacji
politycznej, zmienia narodowość w zależności od tego, czy władza mówi, říká lub
sprecht oraz dla własnej wygody trzyma w szufladzie czerwoną legitymację, bo
przecież „co jeden człowiek sam może zmienić?”. Natomiast jedyni Polacy (ojciec
i syn), dla których „Mazurek Dąbrowskiego” to świętość, a narodowość czymś,
czego nie sprzedaje się zaborcy nawet za cenę życia, pokazani są jako śmieszni agresywni
krzykacze, którzy sieją wokół siebie nienawiść, strach i zamęt, nawet wśród najbliższej
rodziny. Przykro, że autorka, pisząc tak obszerne dzieło – kronikę zaginionego
miasta (podtytuł w czeskim oryginale „románová kronika ztraceného města”), nie
była w stanie wykreować nawet jednego pierwszoplanowego pozytywnego bohatera,
uczciwego Polaka. Ja poznałam takich wielu z autopsji i opowiadań.
Karin Lednická ma wśród mieszkańców obu brzegów Olzy wielu
zwolenników i wielu przeciwników. Mam świadomość, że mój komentarz nie zadowoli
żadnej z tych grup. Przez jednych zostanie odebrany jako niepotrzebny
(nacjonalistyczny) atak na pisarkę, która „pisze przecież o naszym regionie”.
Drudzy będą mi wypominać, że książek Lednickiej w ogóle nie należy czytać, a
już na pewno „nie promować” ich na publicznym forum. Jednak w moim przekonaniu,
pomijając książkę, która wzbudza kontrowersje, jest znana i czytana przez wielu
Polaków mieszkających na Zaolziu, zachowałabym się podobnie jak znakomita
większość bohaterów trylogii Lednickiej, dla których głównym motto życiowym
jest niewychylanie się z szeregu, niepodnoszenie głowy, by komuś się nie
narazić, oraz milczenie – dla pewności, na wszelki wypadek.