wtorek, 10 grudnia 2024
Imieniny: PL: Danieli, Bohdana, Julii| CZ: Julie
Glos Live
/
Nahoru

Zdaniem Schönwald: Pozytywny Polak? Nie w trzeciej części „Krzywego kościoła” | 30.08.2024

Mój dzisiejszy komentarz będzie dotyczyć przeczytanej książki. Specjalnie nie nazwałam go recenzją, bo chodzi o zaledwie kilka spostrzeżeń. W moim przekonaniu – istotnych. Chodzi o lekturę trzeciej części „Krzywego kościoła” (w czeskim oryginale „Šikmý kostel”) Karin Lednickiej.

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 45 s
Zdjęcie poglądowe. Fot. Pixabay.com

Poświęciłam na nią sporą część mojego tygodniowego urlopu. Jest to bowiem tom opasły, którego nie pochłania się w ciągu kilku godzin. Autorka kontynuuje w nim swoją opowieść o nieistniejącej już Karwinie, tym razem skupiając się na latach 1945-1961, kiedy to wydobycie węgla miało kluczowe znaczenie dla socjalistycznej gospodarki planowej, wynik liczył się bardziej niż życie górnika, przedwojenni fachowcy byli zastępowani przez dyletantów idących z duchem (komunistycznych) czasów, a do tej pory tętniące życiem miasto zostało skazane na zagładę. Tyle w skrócie, jeśli chodzi o główny przekaz historyczny tej powieści, którego nie mam powodu kwestionować.

Z czym natomiast nie mogę się zgodzić, to konformistyczna, a w rezultacie również antypolska narracja, dobrze wyczuwalna już w części drugiej „Krzywego kościoła”, a w części trzeciej niepozostawiająca żadnych złudzeń. Pozytywny bohater to ten, który niczym kameleon dostosowuje się do sytuacji politycznej, zmienia narodowość w zależności od tego, czy władza mówi, říká lub sprecht oraz dla własnej wygody trzyma w szufladzie czerwoną legitymację, bo przecież „co jeden człowiek sam może zmienić?”. Natomiast jedyni Polacy (ojciec i syn), dla których „Mazurek Dąbrowskiego” to świętość, a narodowość czymś, czego nie sprzedaje się zaborcy nawet za cenę życia, pokazani są jako śmieszni agresywni krzykacze, którzy sieją wokół siebie nienawiść, strach i zamęt, nawet wśród najbliższej rodziny. Przykro, że autorka, pisząc tak obszerne dzieło – kronikę zaginionego miasta (podtytuł w czeskim oryginale „románová kronika ztraceného města”), nie była w stanie wykreować nawet jednego pierwszoplanowego pozytywnego bohatera, uczciwego Polaka. Ja poznałam takich wielu z autopsji i opowiadań.

Karin Lednická ma wśród mieszkańców obu brzegów Olzy wielu zwolenników i wielu przeciwników. Mam świadomość, że mój komentarz nie zadowoli żadnej z tych grup. Przez jednych zostanie odebrany jako niepotrzebny (nacjonalistyczny) atak na pisarkę, która „pisze przecież o naszym regionie”. Drudzy będą mi wypominać, że książek Lednickiej w ogóle nie należy czytać, a już na pewno „nie promować” ich na publicznym forum. Jednak w moim przekonaniu, pomijając książkę, która wzbudza kontrowersje, jest znana i czytana przez wielu Polaków mieszkających na Zaolziu, zachowałabym się podobnie jak znakomita większość bohaterów trylogii Lednickiej, dla których głównym motto życiowym jest niewychylanie się z szeregu, niepodnoszenie głowy, by komuś się nie narazić, oraz milczenie – dla pewności, na wszelki wypadek.





Może Cię zainteresować.