Bogumin-Skrzeczoń: 55-lat po odsłonięciu pomnika ku czci 104 Polaków, ofiar Polenlagru 32 | 28.04.2024
To było przejmujące wydarzenie – w sobotę 27 kwietnia na cmentarzu w Boguminie-Skrzeczoniu odbyła się uroczystość z okazji 55. rocznicy powstania pomnika ku czci 104 Polaków, ofiar Polenlagru 32, czyli niemieckiego obozu pracy przymusowej dla Polaków. Prócz przedstawicieli konsulatu, władz miasta i MK PZKO, wzięli w niej udział m.in. Bolesław Suchanek, który jako 11-letni chłopak był więźniem tego obozu oraz Danuta Řéznickowa i Krzysztof Nowaczyk, potomkowie innych więźniów.
Ten tekst przeczytasz za 6 min. 15 s
Bolesław Suchanek pokazał niezwykłą pamiątkę – pamiętnik, jaki jego ojciec prowadził podczas pobytu w Boguminie, a w nim wpisy innych więźniów, którzy dzieli z nim bogumińską niedolę. Fot. Łukasz Klimaniec
GALERIE Skrzeczoń
Przed trzema granitowymi blokami autorstwa zaolziańskiego artysty Bronisława Firli na cmentarzu w Skrzeczoniu w sobotę zapłonęły znicze oraz zostały złożone wieńce kwiatów. Okazja była wyjątkowa – 55 rocznica postawienia pomnika poświęconego 104 Polakom, ofiarom Polenlagu 32, jaki znajdował się podczas II wojny światowej na terenie Bogumina.
W wydarzeniu wzięli udział m.in. konsul generalna RP w Ostrawie Izabella Wołłejko-Chwastowicz, która objęła honorowy patronat nad wydarzeniem, burmistrz Bogumina Petr Vícha, władze MK PZKO w Boguminie-Skrzeczoniu, Stanisław Gawlik, prezes Sekcji Historii Regionu przy Zarządzie Głównym PZKO w RC, a przede wszystkim Bolesław Suchanek, który jako 11-letni chłopak był więźniem tego obozu oraz Danuta Řéznickowa i Jan Nowaczyk, potomkowie innych więźniów.
Czesław Gałuszka, prezes MK PZKO w Boguminie-Skrzeczoniu przypomniał, że 55 rocznica odsłonięcia pomnika zbiega się z 79 rocznicą zakończenia II wojny światowej. Jednym z wielu miejsc tragedii wojennych były Polenlagry, czyli obozy pracy dla Polaków.
– Zwożono tu wysiedlonych Polaków z całymi rodzinami, bez względu na ich wiek i stan zdrowia. Zamykano ich i oddawano pod esesmański nadzór. Młodych i zdrowych wywożono na ciężkie prace, jak budowa dróg czy torów kolejowych, a słabszych, a więc kobiety i dzieci kierowano do gospodarstw rolnych. Pozostali zostawali w obozie, bez opieki i pomocy lekarskiej – zaznaczył.
Do Polenlagru w Boguminie trafiali ludzie z Żywca, Wisły, Wadowic i okolic Bogumina. Wielu więźniów nie wytrzymało nieludzkich warunków traktowania i w obozie umierało. Zwłoki przewożone były na cmentarz w Skrzeczoniu, gdzie chowano je w zbiorowej mogile.
– Na tym cmentarzu spoczywają 104 osoby: 42 mężczyzn, 39 kobiet i 23 dzieci – w tym 14 niemowląt do roku życia – przypomniał Czesław Gałuszka.
Po II wojnie zaczęły się starania o uczczenie tych ofiar. Z inicjatywy kół PZKO byłego obwodu bogumińskiego wraz ze Związkiem Bojowników Antyfaszystowskich, w 1953 roku odsłonięte zostały na grobie tablice pamiątkowe. A 20 kwietnia 1969 roku pojawił się pomnik dzieła Bronisława Firli.
W trakcie sobotniej uroczystości na cmentarzu zabrzmiały dźwięki „Roty”, „Ojcowskiego domu”, młodzież z polskiej szkoły w Lutyni Dolnej zaprezentowała krótki program artystyczny, a następnie uczestnicy złożyli kwiaty po pomnikiem.
Izabella Wołłejko-Chwastowicz zapewniła, że państwo polskie zawsze będzie pomagało i wspierało w inicjatywach na rzecz upamiętnienia każdej polskiej ofiary na całym świecie.
– Nie jest to jedyne miejsce na Zaolziu naznaczone martyrologią, wiele miejsc jest usłanych pomnikami i kamieniami z polskimi nazwiskami, które przypominają o ofiarności Polaków, bohaterstwie naszych żołnierzy, a także o tym, że Polska i Polacy najbardziej miłują wolność. Również ci, którzy spoczywają na tym cmentarzu w Boguminie – powiedziała.
Dziękując władzom miasta za wsparcie tych uroczystości i odnowienie pomnika przed kilkoma laty podkreśliła, że pamięć i szacunek dla zmarłych to jedna z wielu wartości która oba narody - Polaków Czechów.
Dalsza część uroczystości miała miejsce w Domu PZKO w Boguminie-Skrzeczoniu, którą rozpoczął występ „Olzianek” z Olzy. Głównym punktem były wspomnienia zaproszonych gości – Bolesława Suchanka, który jako 11-letnie dziecko był więźniem obozu, a także Danuty Řéznickowej i Krzysztofa Nowaczyka, potomków więźniów.
Bolesław Suchanek przyznał, że wprawdzie niewiele pamięta, ale podzielił się kilkoma wspomnieniami. – Pochodzę z Łodygowic w powiecie żywieckim. Początkiem wiosny 1943 roku zabrali nas wcześnie rano z Łodygowic do Żywca, następnie do Bogumina – mówił.
Wspominał celę lub salę z numerem 17, czyli duże pomieszczenie, w której zgromadzono mnóstwo ludzi, starego i schorowanego mężczyznę, któremu Niemcy połamali laskę, a więźniowie z gałęzi zrobili mu nową, pracę na gospodarstwie u kobiety, która mówiła po polsku i od której dostawali chleb z masłem. Pokazał też niezwykłą pamiątkę – pamiętnik, jaki jego ojciec prowadził podczas pobytu w Boguminie, a w nim wpisy innych więźniów, którzy dzieli z nim bogumińską niedolę.
Danuta Řéznickowa wyjaśniła, że jej dziadek Karol Junga był posłem do sejmu w Brnie i został aresztowany przez Niemców. Trafił do Katowic, gdzie zginął. Ponieważ jej babcia miała tam prawnika, który zdołał wywieźć zwłoki dziadka, udało się pochować go w Żukowie Górnym.
– Z tego powodu, że babcia zrobiła mu pogrzeb, całą rodzinę wywieziono do Polenlagru 32. Dziadek zmarł w lutym 1943 roku, a w kwietniu wysiedlono całą naszą rodzinę – moją mamę, która już wtedy była zamężna i w ciąży, babcię i wujka Witolda, który miał wówczas 16 lat - wspominała.
Krzysztof Nowaczyk, wnuk Jana Nowaczyka, który zginął w obozie pracy „Polenlager nr 32” w Boguminie i został pochowany na cmentarzu w Boguminie-Skrzeczoniu dzielił się, jak odkrył losy dziadka. Opierając się na wspomnieniach ojca, opowiedział jak jego dziadek został z Gniezna wywieziony na tzw. roboty, a w rzeczywistości do obozu pracy i jak rodzina dostała zawiadomienie o jego śmierci. Wyjaśnił, że na początku 1940 roku niemieccy żandarmi zatrzymali jego dziadka, gdy wracał do domu rowerem z wyprawy handlowej i znaleźli przy nim makuchy, które były odpadem z nasion przy produkcji oleju roślinnego.
Dziadek został oskarżony przed niemieckim sądem w Gnieźnie o handel tłuszczem roślinnym i skazany na dziewięć miesięcy więzienia. Karę odbył w gnieźnieńskim więzieniu, a po zwolnieniu z więzienia został skierowany do pracy w niemieckiej firmie budowlanej Schneider w Gnieźnie, skąd wkrótce – wiosną 1941 roku został wywieziony do obozu pracy w Boguminie „Polenlager nr 32”, gdzie zmarł po ponad trzech latach. Z aktu zgonu wynika, że było to 9 czerwca 1944 roku o godz. 11.45 w kopalni gliny położonej Zabłociu, dzielnicy Bogumina.