piątek, 14 lutego 2025
Imieniny: PL: Liliany, Walentyny, Walentego| CZ: Valentýn
Glos Live
/
Nahoru

Mosty k. Jabłonkowa: „Biała odwaga” w Kasowym z Janem Karpielem-Bułecką  | 05.01.2025

Filmowi „Biała odwaga” oraz dylematom, z jakimi przyszło mierzyć się ludziom podczas II wojny światowej – podpisywać volkslistę, czy nie – zostały poświęcone „Górolskie posiady”, jakie w sobotnie popołudnie miały miejsce w Domu PZKO Kasowy w Mostach koło Jabłonkowa (4 stycznia). Gościem specjalnym był Jan Karpiel-Bułecka, znany muzyk multiinstrumentalista, architekt i popularyzator folkloru górali podhalańskich, który w „Białej odwadze” był konsultantem ds. gwary.

Ten tekst przeczytasz za 5 min. 15 s
Jan Karpiel-Bułecka opowiedział kilka ciekawych historii związanych z filmem. M.in. to, że podhalańscy artyści nie chcieli brać w nim udziału. Fot. Łukasz Klimaniec
Zanim widzowie, którzy licznie zapełnili salę Domu PZKO Kasowy, obejrzeli „Białą odwagę”, Andrzej Niedoba, prezes mosteckiego koła wyjaśnił, skąd pomysł na taki temat posiadów. Przyznał, że kiedy był na premierze „Białej odwagi” w Cieszynie ten film najzwyczajniej mu się spodobał.
– Odczytałem w nim historię połowy swojej rodziny, zobaczyłem historię sąsiadów i opowieści, jakie po Mostach chodzą. A ponieważ mamy 80 lat od końca wojny, nie byłoby dobrze, gdyby ludzie zapomnieli o tym, co się działo – powiedział.

Przypomniał, że Niemcy wkraczając na polskie tereny „proponowali” ludności współpracę – podpisanie volkslisty (niemieckiej listy narodowościowej), co wiązało się z tym, że można było np. dostać pracę, wyżywić rodzinę, ale w zamian np. iść w szeregach niemieckiej armii na front. Odmowa służby była jednoznaczna z wyrokiem śmierci i represjami wymierzonymi w rodzinę.

Andrzej Niedoba na wstępie wyjaśnił, skąd pomysł na taki temat posiadów. Fot. Łukasz Klimaniec

Historyk dr Józef Szymeczek w krótkiej prelekcji przed filmem zwrócił uwagę, że sytuacja pokazana w „Białej odwadze” może mieć uniwersalny charakter. – Choć nie jest to o nas, to też trochę dotyczy nas, a także całego świata. Bo pytanie brzmi: jak się zachować w czasie wojny, jak ratować swoją sytuację? Różni ludzie w różny sposób do tego podchodzili i w różny sposób ratowali swoje życie – wskazał.

Wyliczył, że tereny Zaolzia zostały włączone do Rzeszy podobnie jak Śląsk, Pomorze, Wielkopolska, Zachodnie Mazowsze, Kujawy i cześć krakowskiego i kieleckiego województwa. Omówił ideę volkslisty podzielonej na cztery kategorie, a powołując się na niemieckie źródła przytoczył, że w 1943 roku terenie Zaolzia żyło 297 tys. osób, z tego 3 tys. miało I kategorię volkslisty, 22 tys. osób II kategorię, a III kategorię 180 tys. ludzi. IV kategorię przyjęło 300 osób.

Zaznaczył, że o ile w Protektoracie Czech i Moraw osoba przyjmująca niemieckie obywatelstwo traktowana była jako kolaborant, o tyle w polskim przypadku ludzie w ten sposób nieraz ratowali życie swoje i swojej rodziny. Podobnie było na Podhalu, gdzie pojawiła się idea Goralenvolk – inicjatywa o charakterze ideologicznym, która miała na celu narzucenie góralom rzekomej „narodowości góralskiej” w miejsce polskiej (górale mieli być potomkami ludów germańskich), a docelowo jej germanizację.

Historyk dr Józef Szymeczek w krótkiej prelekcji przed filmem nakreślił sytuację panującą na terenach okupowanych. 

Jan Karpiel-Bułecka po pokazie filmu odnosząc się do Goralenvolk przypomniał, że inicjatorem powstania tej idei odrębności górali, głoszącym, że ich korzenie wywodzą się od plemion germańskich, był legionista, piłsudczyk, a później volksdeutsch – Henryk Szatkowski. Wskazał, że w XIV wieku na terenach Podhala pojawiali się niemieccy osadnicy, a pozostałością ich obecności są choćby nazwy miejscowości takich jak Waksmund czy Szaflary.

Zapewnił, że o ile pewne elementy w filmie to autentyczna historia, jak np. badania górali przez niemieckich naukowców (mierzenie nosów, czaszek), to fikcją jest oddział SS złożony z górali, który miał przeprowadzać pacyfikację miejscowej ludności.

- Takiego oddziału nigdy nie było. Ci, którzy dostali się do tych oddziałów, pouciekali. Od nas dwóch przyjeżdżało na urlopy w mundurach niemieckich, jeden był ze Stasikówki, drugi spod Bukowiny – powiedział.

Jan Karpiel-Bułecka opowiadał o swojej pracy przy filmie oraz objaśnił, co jest w nim fikcją, a co prawdą. Fot. Łukasz Klimaniec

Do naciąganej historii zaliczył także pokazaną w filmie chęć przejmowania żydowskiego majątku przez górali, a także scenę, gdy górale przygrywają radzieckim żołnierzom i tańczą z nimi. Przypomniał, że przywódcą Goralenvolku był przedwojenny prezes Stronnictwa Ludowego powiatu nowotarskiego Wacław Krzeptowski, który z grupą górali w listopadzie 1939 r. złożył hołd gubernatorowi Hansowi Frankowi na Wawelu, a pod koniec wojny za tę zdradę został powieszony na świerku niedaleko własnego domu przez partyzantów z Armii Krajowej.
 
Co ciekawe, Jan Karpiel-Bułecka wyjawił, że podhalańscy artyści nie chcieli brać udziału w filmie. Dlatego w scenach tańca przed gubernatorem występują artyści ze Słowacji, a dzieci śpiewające powitanie gubernatora pochodziły z Chorzowa…

– Zanim film się ukazał to Związek Podhalan już protestował przeciw niemu, bo „takich spraw się nie rusza”. Ale trzeba je poruszać. I chyba wcale źle w tym filmie górale nie wypadli – ocenił.  W rozmowie z „Głosem” opowiedział o tym, w jaki sposób uczył aktorów gwary góralskiej i który z nich najlepiej sobie z tym poradził.

Góralskie posiady zakończył występ kapeli Zbigniewa Wałacha z Istebnej.
Do tematu wrócimy w papierowym wydaniu „Głosu”.
 
GALERIE Biała odwaga w Kasowym



Może Cię zainteresować.