Polski biznes: Lekkie, kolorowe i błyszczące | 11.03.2023
„Do wyboru, do koloru” – to utarte powiedzenie od razu nasuwa się na myśl po przekroczeniu progu pracowni Ireny Czudek w Trzyńcu-Końskiej. Pani Irena produkuje i sprzedaje drewnianą biżuterię w najróżniejszych kolorach i odcieniach. Własną firmę prowadzi od trzech lat, lecz już wcześniej zajmowała się sprzedażą drewnianej biżuterii.
Ten tekst przeczytasz za 2 min.
Irena Czudek oferuje swoje wyroby również na wystawach i jarmarkach. Na zdjęciu w Domu PZKO w Czeskim Cieszynie-Sibicy. Fot. DANUTA CHLUP
Kiedy producentka, która towar dostarczała, zakończyła działalność,
Irena Czudek, ucząc się na jej wzorach, sama zaczęła tworzyć korale, naszyjniki,
bransoletki i kolczyki. Z prostszymi wzorami nie miała problemu, ale musiała nauczyć
się także bardziej skomplikowanych kompozycji. Robiła to z radością, ponieważ –
jak przyznaje – drewniane koraliki stały się jej „miłością od pierwszego wejrzenia”.
– Zachwyciły
mnie swoją lekkością, różnorodnością wariacji, które można stworzyć poprzez
pomysłowe splatanie sznurków i nawlekanie drewnianych elementów. A przede
wszystkim lśniącymi kolorami i nieprzebraną ilością różnorodnych kombinacji
kolorystycznych. Poza tym drewniana biżuteria nie jest droga – przekonuje. W swojej
pracy korzysta z koralików okrągłych, podłużnych, o kształcie fasolki. Mają różne
kolory i rozmiary. Zamawia je u stolarza w Polsce. – Stolarz bierze
suszone przez lata drewno z jesionu, brzozy lub klonu, na tokarce toczy z niego
kulki czy bransoletki różnych rozmiarów. Następnie wierci w nich otwory,
później musi kulki i bransoletki pokryć farbą i lakierem, a następnie ususzyć –
tak, aby otwory się nie zakleiły – tłumaczy proces produkcji materiału, który
trafia później do jej pracowni. Kiedy przychodzi
nowa dostawa, do akcji wkracza matka pani Ireny. Jej zadaniem jest sortowanie
koralików według rozmiarów. Posortowane trafiają do pojemników ustawionych
rzędami na regałach w pracowni biżuteryjnej.– A jest już
moja kolej – uśmiecha się producentka. – Biorę wzorniki, siadam przy stole pod
oknem i zaczynam pracę: tnę na kawałki długie czarne lub kolorowe sznurki
woskowane, nawlekam na nie korale, wiążę węzełki, a później za pomocą małych
kleszczy przymocowuję zapięcia i łańcuszki.
Cały tekst w
ramach rubryki „Polski biznes” ukaże się we wtorkowym drukowanym „Głosie”. Zachęcamy
do jego lektury.