Zdaniem Klimańca: Gdzie te tłumy nad Bałtykiem? W górach | 22.08.2023
Gdzie te tłumy nad Bałtykiem? W górach, proszę państwa. Plaże nad polskim morzem wcale nie są tak przepełnione, jak było to w zwyczaju, za to na górskich szlakach tłok, a na szczytach za bardzo nie ma gdzie usiąść.
Ten tekst przeczytasz za 2 min. 45 s
Szczyt Babiej Góry (1725 m n.p.m.), wtorek 15 sierpnia. Fot. Łukasz Klimaniec
GALERIE Tłok w górach
Oczywiście
wakacje jeszcze trwają i Czytelnicy „Głosu” lub ich znajomi mogą mieć inne
doświadczenia (zwłaszcza jeśli chodzi o Bałtyk), pogoda też jest zgoła inna,
niż dwa tygodnie temu, ale napływające informacje wskazują na odmienną
tendencję wypoczynkową. Plaże w Gdańsku czy w Chłapowie k. Władysławowa, na
których dwa, trzy lata temu trudno było znaleźć wolne miejsca na rozłożenie
parawanu, tym razem oferują więcej wolnej przestrzeni. Turyści są, ale tłumów
nie ma. Byłem, widziałem.
Co innego w górach, o czym także przekonałem się na własnej skórze
przed tygodniem. Wybrałem się ze znajomymi ze Śląska Cieszyńskiego na Babią Górę,
by zdobyć szczyt Królowej Beskidów (1725 m. n.p.m.) słynną Percią Akademików, czyli
tym najbardziej wymagającym ze szlaków na tę górę. Wtorek 15 sierpnia był w
Polsce wolnym dniem z racji Święta Wojska Polskiego i Wniebowzięcia NMP i tym
tłumaczyłem sobie pielgrzymki piechurów ciągnące się od schroniska na Markowych
Szczawinach żółtym i czerwonym szlakiem na Babią. Mrowie turystów na wąskich
ścieżkach, tłum na szczycie i długa kolejka do zrobienia sobie zdjęcia przed
tablicą z napisem „Babia Góra, Diablak 1725 m n.p.m.”.
Podobnie w schronisku,
gdzie jednak pracownica obsługująca nas przy barze stwierdziła, że taki ruch,
jaki był we wtorek 15 sierpnia (a było naprawdę sporo turystów), to… „pikuś”. –
Armagedon był w niedzielę. To dopiero było szaleństwo – stwierdziła. No tak,
jest długi weekend, więc Polacy ruszyli masowo w góry. Nie tylko w Beskidy, ale
i Tatry, gdzie trzeba było czekać nawet 1,5 godziny (!), żeby w ogóle wejść na
Rysy czy Orlą Perć.
To nie tak, że góry nagle stały się ofiarą własnego sukcesu. Popularne
miejsca w długie weekendy zawsze cieszą się dużym wzięciem. Pandemia pozwoliła
na nowo odkryć górskie szlaki, jako formę rodzinnej rekreacji – gdy wszystkie
atrakcje były pozamykane, wyjście w góry było alternatywą. Swoje zrobiły też
sklepy sportowe oferując górski sprzęt na każdą kieszeń, przez co jeszcze
łatwiej wybrać na wędrówkę z plecakiem, kijkami i w dobrych, choć wcale nie
drogich butach.
Masowe szturmowanie gór w długie weekendy, godzinne czekanie na wejście
na szlak i tłok na szczycie to nic fajnego. Trudno wtedy znaleźć to, po co
idzie się w góry. Ale wśród tych weekendowych turystów znajdą się i tacy,
którym wędrówka w góry wejdzie w krew. I wyruszą na szlak nie tylko od święta.