– Takie
rozumienie Litwy może również prowadzić do wniosku, że jest to kraj wyłącznie
dla Litwinów w bardzo wąskim rozumieniu etno-nacjonalistycznym. U zarania
drugiej niepodległości, czyli po rozpadzie Związku Sowieckiego, za
pełnoprawnych gospodarzy w państwie litewskim uważano wyłącznie Litwinowów
etnicznych, czyli tych, którzy uważają się za Litwinów i którzy znają język
litewski, którym na co dzień się posługują.
Ci, którzy
nie mieścili się w tych wąsko zarysowanych ramach, pozostawali na marginesie.
Uważano także, że jeśli ktoś ma inne etniczne korzenie, a mieszka na tym
terenie, powinien przyjąć litewską tożsamość. Prowadziło to do prób
lituanizowania czy przywracania litewskości mniejszościom narodowym.
Właśnie z
takiego podejścia wynikały animozje w litewsko-polskich relacjach. Pojawiało
się pytanie, jak traktować Polaków mieszkających na Litwie. W tamtym okresie
wcale nierzadkie było podejście, że ci Polacy to tak naprawdę Litwini, którzy
ulegli polonizacji i których należy zrelituanizować. Wynikała z tego polityka,
która była odbierana przez stronę polską jako polityka dyskryminacyjna. Takie
podejście do tożsamości litewskiej zaczyna się jednak zmieniać.
Czy
współczesna litewska tożsamość jest bardziej otwarta?
– Wraz z
integracją europejską, ale też wraz z pojawianiem się wyzwań międzynarodowych,
rozumienie litewskości ulega zmianom. Dzisiaj na pewno społeczeństwo litewskie
jest bardziej otwarte na to, aby akceptować ludzi o odmiennym pochodzeniu czy w
ogóle większą różnorodność. Jest to jednak proces rozciągnięty na być może całe
pokolenia.
Obecnie na
Litwę przyjeżdżają uchodźcy z Ukrainy oraz Białorusi, a także migranci z
obszarów niekoniecznie związanych kulturowo z Litwą. Jeśli oni chcą wiązać
swoją przyszłość z Litwą, w pewnym momencie trzeba będzie podjąć próbę
włączenia ich do litewskiego społeczeństwa. Trzeba będzie się także zastanowić,
na jakich warunkach to się odbędzie.
Jak
historia wpływa na współczesność Litwy?
– Historia
odgrywa bardzo dużą rolę w życiu społeczno-politycznym, szczególnie historia
minionego stulecia i to, czego Litwa wówczas doświadczyła, jest źródłem bardzo
głębokich traum, ale także czymś, w czym poszukuje się nauki na przyszłość. W
przeszłości jest również dużo kwestii kontrowersyjnych czy ciemnych stron, do
których mniej chętnie się sięga, na przykład udział Litwinów w Holokauście czy
uczestnictwo w budowaniu systemu radzieckiego. Im bardziej próbuje się je
wyciszać, z tym większą siłą potem to wszystko wybucha i utrudnia dialog między
różnymi społecznościami, a także wpływa na pozycję Litwy w świecie.
Wątki
historyczne pojawiają się także w dyskusjach na bieżące tematy – stosunku
Litwinów do osób LGBT, roli Kościoła we współczesnym świecie, a także
dysproporcjach ekonomicznych w poszczególnych częściach kraju. Nawet gdybyśmy
chcieli pozostawić historię na boku, to ona i tak się odzywa.
W Polsce
czasami nie zdajemy sobie sprawy, czym do końca był Związek Sowiecki. Polska,
mimo komunistycznej dyktatury, nie weszła w skład ZSRS. A Litwa już tak.
A czy
Litwini traktują siebie trochę jako naród wybrany?
– Faktycznie,
obecne jest przeświadczenie, głównie wśród starszych pokoleń, o wyjątkowości
Litwy i samych Litwinów. Myślę, że w dużej mierze jest ono oparte na kryterium
językowym. Litwini posługują się językiem, który jest uważany za archaiczny i
który ma niemalże bezpośrednie związki z sanskrytem. Na tej podstawie łatwo
jest budować poczucie wyjątkowości.
To wszystko
jest jeszcze podsycone poczuciem, że litewski jest językiem trudnym. Udało się
go również ocalić mimo trudnych warunków historycznych. Nie bez znaczenia jest
tutaj rola tzw. książkonoszy. Przynosili oni z małej Litwy, z Prus Wschodnich
na tereny Litwy właściwiej, która była pod wpływem Imperium Rosyjskiego,
książki po litewsku pisane alfabetem łacińskim. W ten sposób został wykreowany
mit obrońców języka, a litewski stał się wartością sakralizowaną.
Polskę i
Litwę łączy historyczne doświadczenie imperializmu rosyjskiego oraz komunizmu.
Podobnie w związku z tym zareagowaliśmy na wojnę w Ukrainie, jednoznacznie
opowiadając się po stronie walczących w obronie swojego państwa Ukraińców.
Jakie podobieństwa widzi pan między Polakami a Litwinami?
– Rzeczywiście,
doświadczenie historyczne to na pewno coś, co nas do siebie zbliżyło po 1945
roku. Wspólne wydaje się doświadczenie zniewolenia oraz walka przeciwko niemu.
Wskazałbym także na przekonanie, aby pewne procesy polityczne wprowadzać nie
siłowo, ale na drodze dialogu i kompromisu.
Możemy
porównywać nasze doświadczenia czasów komunizmu, ale to może być również ślepa
uliczka. W Polsce czasami nie zdajemy sobie sprawy, czym do końca był Związek
Sowiecki. Polska, mimo komunistycznej dyktatury, nie weszła w skład ZSRS. A
Litwa już tak. W związku z tym w Polsce panowały większe swobody, jeśli chodzi
chociażby o działalność Kościoła oraz działalność wydawniczą.
W czasach
komunizmu Litwini, którzy chcieli być konsumentami kultury wysokiej, uczyli się
języka polskiego, aby móc w tym języku czytać tłumaczenia zagranicznych
książek, które były wydawane w Polsce i które trafiały m.in. do wileńskich
księgarni. W ten sposób język polski stawał się oknem na świat.
Ale w
latach dziewięćdziesiątych to Polacy zachwycili się litewskim teatrem i m.in.
takimi twórcami, jak Eimuntas Nekrošius, Rimas Tuminas czy Jonas Vaitkus.
– Przyczyn
tego zachwytu szukałbym we wspomnianym już przeze mnie poczuciu wyjątkowości.
Ci artyści byli lub są osobni, w ich twórczości litewska wyjątkowość się
uwidacznia. Widzimy w niej ludowość, która nie popada w cepeliadę, odniesienie
do chłopskich tradycji. Odnajdujemy również nawiązanie do świata z pogranicza
pogaństwa i chrześcijaństwa, w którym przyroda jest nieodłączną częścią żyją, z
którą człowiek żyje w symbiozie.
Są również
wierzenia, w których pojawiają się duchy domowe i święte węże, a także aura
czegoś nie do końca rozpoznanego, ezoterycznego. Jest to moralny kompas, który
w latach dziewięćdziesiątych sprawił, że Polacy zachłysnęli się litewskimi
twórcami teatralnymi i w ogóle literaturą litewską.
Chciałem pokazać, że Litwa to nie tylko nasze
romantyczne wyobrażenie o niej wyniesione ze szkoły, ale zarówno ten kraj, jak
i jego społeczeństwo ma swoje specyficzne doświadczenia, przeżycia i aspiracje.
A czy
czegoś dzisiaj zazdrościmy Litwinom?
– Kiedy w
2020 roku na Białorusi wybuchły protestu przeciwko Aleksandrowi Łukaszence,
Litwa jako pierwsza wystąpiła z poparciem dla społeczeństwa białoruskiego.
Swiatłana Cichanouska przyjechała do Wilna, gdzie została otoczona opieką i
przy wsparciu litewskiego MSZ otworzyła biuro.
W Polsce w
opinii publicznej pojawiło się wówczas dużo głosów, że Polska zrzekła się
prometejskiej roli głównego opiekuna i adwokata krajów na wschód od naszej
granicy i atakowanych przez Rosję. W tym dyskursie jako wzór odpowiedniego
zachowania wskazywano właśnie na Litwę.
Litwa jest
małym, ale aktywnym krajem, który boksuje powyżej swojej wagi. Miała odwagę
przeciwstawić się Rosji, Białorusi i Chinom, stając po stronie Tajwanu. Litwa
potrafiła zatem zbudować wizerunek kraju bardzo mocno zaangażowanego na arenie
międzynarodowej i umiejącego przeskakiwać swoje ograniczenia.
Czym
zatem jest książka „Litwa po litewsku”? Jaki jest do niej klucz?
– Myślę, że
sięgną po nią zarówno osoby, które interesują się tematyką litewską, jak i ci,
dla których będzie to pierwsze spotkanie z tym zagadnieniem.
Chciałem
pokazać, że Litwa to nie tylko nasze romantyczne wyobrażenie o niej wyniesione
ze szkoły, ale zarówno ten kraj, jak i jego społeczeństwo ma swoje specyficzne
doświadczenia, przeżycia i aspiracje. Bardzo bym chciał, żeby dzięki jej
lekturze udało się nam, Polakom, lepiej zrozumieć Litwę oraz to, skąd brały się
w ostatnich latach problemy w stosunkach polsko-litewskich. Dzięki zrozumieniu
doświadczeń Litwinów, Litwa i Litwini staną się bardziej zrozumiali i będziemy
mogli odnaleźć w nich podobieństwa do nas samych.