środa, 11 grudnia 2024
Imieniny: PL: Biny, Damazego, Waldemara| CZ: Dana
Glos Live
/
Nahoru

Jeszcze zatęsknimy za kwarantanną. Grzegorz Kasdepke dla "Głosu" prosto z Australii | 17.04.2020

W naszym regionie znany jest z projektu „Z książką na walizkach” realizowanego przez Stowarzyszenie Przyjaciół Polskiej Książki. Były redaktor naczelny kultowego „Świerszczyka”, autor wielu książek dla dzieci, w tym Detektywa Pozytywki, utknął w Australii... W rozmowie z „Głosem” opowiada o tym, co robi na co dzień w Sydney. Na razie nie ma jak wrócić do Polski. I bynajmniej nie jest z tego powodu nieszczęśliwy... 

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 30 s
Grzegorz Kasdepke pracuje na werandzie jednego z australijskich domów. Fot. arch. pisarza

 
Wpisałem sobie do Google’a taką frazę „pisarze emigracyjni”. Wiesz, ile mi wyskoczyło nazwisk? Ponad 100. Wśród nich na przykład Witold Gombrowicz, który napisał na obczyźnie „Dziennik” albo Gustaw Herling-Grudziński z „Innym światem”. A u Ciebie, na tej przymuszonej emigracji, coś się kroi?
– Warto było utknąć w Australii, żeby znaleźć się w tak zacnym gronie, obok choćby Gombrowicza (śmiech). W momencie, kiedy do mnie zadzwoniłeś, oderwałem się od komputera, w którym doszlifowuję (w praktyce oznacza to pracę nad wstępniakiem oraz korektę tekstu) książkę o kocie Benku. Historia rozgrywa się w mojej kamienicy na Saskiej Kępie w Warszawie. Dzieciaki bardzo mnie prosiły o taką opowiastkę, bo – jak wiadomo – niektórzy mają hopla na punkcie kotów. Ja sam wprawdzie nie jestem kociarzem, ale dzięki temu, że od dziewięciu lat moim sąsiadem jest sympatyczny czworonóg, zacząłem o nim pisać opowiadania, które były publikowane w pismach dla dzieci, na przykład w „Świerszczyku” albo w „Małym Przewodniku Katolickim”. Teraz Benek trafi na łamy książki. Tak naprawdę będzie to opowieść o ludziach mieszkających z nim pod jednym kamienicznym dachem - Benek to jedynie jest łącznik poszczególnych epizodów. Zdradzę, że kot należy do bardzo znanego aktora, ale jego nazwisko niech pozostanie tajemnicą. Aktor jest skromnym człowiekiem. Za to Benek zachowuje się jak typowy celebryta.
 
Kto wyda tę historię i kiedy się ukaże?
– Książka prawdopodobnie ukaże się w łódzkim wydawnictwie Literatura, chociaż jest to opowieść warszawska. Na razie jednak muszę ją skończyć i wysłać. Trochę się obawiam się, że po przymusowej kwarantannie na całym świecie będziemy mieli do czynienia z nadprodukcją tekstów literackich… Wszyscy moi piszący znajomi mówią mi ostatnio, że siedzą i piszą.
 

 
 
W Australii czujesz się bardziej uwięziony czy uziemiony?
– Czasami, rozmawiając ze znajomymi z Polski, mówię, że jesteśmy uwięzieni, ale jednocześnie Australia jest najpiękniejszym więzieniem na świecie. Oczywiście mam możliwość poruszania się po tym więzieniu, chociaż coraz więcej miejsc jest zamykanych, podobnie poszczególne stany zamykają się na siebie (przemieszczenie się z jednego do drugiego oznacza 14-dniową kwarantannę). Więc, owszem, jest to więzienie, ale takie, w którym sam dla siebie jestem klawiszem. Sam pilnuję, żeby mi nic głupiego do głowy nie strzeliło. Reasumując, nie chcę stąd uciekać, bo mam wrażenie, że tutaj, w „więzieniu”, jesteśmy bezpieczniejsi niż na wolności. 
 
Od roku jesteś Kawalerem Orderu Uśmiechu. Może byś, jako człowiek uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony do życia, powiedział coś krzepiącego w dobie pandemii?
– Najpierw krzepiąca wiadomość dla wszystkich żonatych mężczyzn. Proszę sobie wyobrazić, że można ucieszyć własną żonę, gdy się zostaje ponownie kawalerem (śmiech). Moja była szczęśliwa. Ja także. A odnośnie sedna pytania... Kwarantanna pokazała jak bardzo jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni. Czytelnicy pisarzom, kibice piłkarzom, znajomi znajomym… Podejrzewam, że gdy tylko to wszystko się skończy, radośnie rzucimy się sobie w ramiona. Ja na przykład nie mogę doczekać się spotkań autorskich. Dwa lata temu zrobiłem sobie od nich przerwę – lubię spotkania z czytelnikami, a jednocześnie byłem nimi trochę zmęczony. A teraz, siedząc w pięknej Australii, tęskno mi do bibliotek, domów kultury i szkół podstawowych…
 

 
Na Zaolziu gościłeś kilka razy. Może wpadniesz znowu?
– Z wielką radością! Zaolzie uwielbiam, mam z tym regionem same fantastyczne wspomnienia. Ba, mam związane z nim uzależnienia - bo jakże nie skosztować słynnych cieszyńskich kanapek ze śledziem?! Uwielbiam też długie polskie rozmowy przy czeskim piwie. Ech… Na razie jednak żaden samolot nie lata z Australii do Polski. Jeszcze trochę i zacznę rozważać podróż okrętem.

 
Całą rozmowę z Grzegorzem Kasdepke publikujemy w weekendowym wydaniu naszej gazety z 17 kwietnia 2020.
 
 





Może Cię zainteresować.