Prof. Winnicki: Polaków na Białorusi trudno zastraszyć | 29.04.2021
– Szykany wobec białoruskich Polaków są akcją wymierzoną w Polskę – prof. dr hab. Zdzisław Julian Winnicki, historyk, prawnik i politolog związany z Uniwersytetem Wrocławskim, specjalista od spraw Kresów Wschodnich i Białorusi, tłumaczy, co obecnie dzieje się za polską wschodnią granicą.
Ten tekst przeczytasz za 8 min. 30 s
Fot. ARC
Dlaczego białoruskie władze zdecydowały się teraz na tak drakońskie działania przeciw mniejszości polskiej?
– Szykany wobec białoruskich Polaków są akcją wymierzoną w Polskę. Nie od dziś bowiem Polska okazuje wielkie zainteresowanie ruchami prodemokratycznymi na Białorusi, w związku z tym białoruski reżim – w swoim mniemaniu – nie ma innego wyjścia, jak zaatakować polską mniejszość, ujawniając jednocześnie zadawnione do niej negatywne resentymenty
Sądzi pan, że represje wobec działaczy polskich na Białorusi będą miały ciąg dalszy?
– Obawiam się, że tak. Moim zdaniem władze podejmą działania skierowane przeciwko oddziałom Związku Polaków, którego przecież reżim nie uznaje za organizację legalną. Spodziewam się nacisków na prezesów oddziałów, którzy będą zapewne wzywani na rozmowy „wychowawczo-polityczne”. Spodziewam się też próby maksymalnego ograniczenia funkcjonowania tych ponad stu oddziałów ZP, które mimo wszystko nadal działają na Białorusi.
A co z polskimi szkołami? Ich działalność władze także będą się starały ograniczać?
– Już ograniczają. Na Białorusi istnieją dwie państwowe szkoły polskojęzyczne – w Grodnie i Wołkowysku. Władze od kilku lat ograniczają nabór do tych placówek, wyznaczając limity przyjęć dzieci do klas pierwszych. Po drugie, następuje teraz intensywne lustrowanie programów, czy nie zawierają one treści sprzecznych z doktryną państwa białoruskiego. W praktyce oznacza to, że urzędnicy sprawdzają, czy w programach szkolnych nie ma na przykład wycieczek do Polski i zwiedzania miejsc pamięci narodowej. Czy przypadkiem nie są celebrowane uroczystości związane z polskimi świętami, na przykład Dniem Żołnierzy Niezłomnych, albo czy polskojęzyczne szkoły używają wyłącznie podręczników zatwierdzonych przez białoruskie kuratoria.
Przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys jeszcze przed aresztowaniem
opowiadała na glos.live o sytuacji polskiej mniejszości na Białorusi
oraz o kontrolach w polskich szkołach. Youtube.com
Sądzi pan, że obecna sytuacja polityczna na Białorusi może jeszcze pogorszyć sytuację polskiej mniejszości narodowej? Mam tutaj na myśli protesty po ubiegłorocznych, sfałszowanych wyborach prezydenckich...
– Białoruskie protesty będą trwały nadal, ale na pewno nie na taką skalę, jak w ubiegłym roku. Restrykcje, areszty, zwalnianie z pracy, a nawet wyroki karne spowodowały, że na pewno będą one zacznie mniejsze. Wydaje się, że władza siłą maksymalnie spacyfikowała już sytuację.
I teraz zabrała się za szukanie „wroga zewnętrznego”?
– Faktycznie jest to szukanie wroga zewnętrznego, przy czym obecna akcja kierowana jest przeciwko obywatelom Białorusi. Trzeba też pamiętać, że nie jest to nic nowego. Dyskryminacja polskiej mniejszości narodowej trwa od momentu, gdy ta zorganizowała się w Związek Polaków na Białorusi i zaczęła tworzyć rozmaite formy życia społeczno-kulturalnego. Od samego początku były one maksymalnie ograniczane, natomiast główny atak na Związek Polaków na Białorusi nastąpił w 2005 r., gdy nie uznano wyborów Walnego Zjazdu Związku i utworzono tzw. propaństwowy Związek Polaków na Białorusi. Przejął on wszystkie Domy Polskie wybudowane za pieniądze Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, czyli polskich podatników. Szykany trwają do dziś, przy tym Polacy na Białorusi są podawani podwójnej presji. Z jednej strony jest to presja państwa, które dąży do maksymalnego ograniczenia jakiejkolwiek niezależnej działalności, w szczególności zaś działalności Polaków na Białorusi, ale istnieje również szersza kwestia. Mianowicie białoruska opozycja – mówię o dawnej opozycji, a nie obecnej, która narodziła się spontanicznie – zaniepokojona wzrostem znaczenia Związku Polaków również uważa, że na Białorusi nie ma Polaków, tylko spolonizowani Białorusini.
Minister Jan Dziedziczak: Polacy na Białorusi są przedstawiani jako piąta kolumna, "element niepewny". Pięciu liderów znajduje się w białoruskich aresztach. Za rzekome propagowanie nazizmu grozi im nawet do 12 lat więzienia. Interweniujemy w ich sprawie #Białoruś
Szans na zmianę sytuacji nie widać, jak w takim razie Polacy na Białorusi mogą się bronić? Czy to w ogóle jest możliwe?
– To jest bardzo trudne. Szykują się właśnie procesy aresztowanych działaczek Związku oraz dziennikarza, Andrzeja Poczobuta. I one będą swoistym probierzem. Zobaczymy, jak będą skonstruowane akty oskarżenia. Przekonamy się, czy obrońcy aresztowanych Polaków będą w stanie wykazać, że postępowali oni zgodnie z białoruskim prawem, że nie była to żadna akcja rewindykacyjna ani działanie przeciwko państwu i narodowi białoruskiemu.
A co w tej sytuacji może zrobić polskie państwo?
– Dotychczasowe reakcje polskich władz są takie, jakie mogą być. Niedawno w głównym białoruskim dzienniku prorządowym głos w sprawie zabrał Alaksandr Łukaszenka, który stwierdził wyraźnie, że polskie państwo nie ma prawa ingerować w to, w jaki sposób Białoruś traktuje swoich obywateli. Mimo to polski premier podjął działania na forum Unii Europejskiej, a prezydent RP na forum Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Natomiast nie ma obecnie możliwości zorganizowania akcji, która mogłyby przynieść jakieś szybkie efekty, choć zawsze można objąć personalnymi sankcjami ludzi, którzy prześladują Polaków: policjantów, prokuratorów, sędziów. Tyle że oni niewiele sobie z tego robią. Sytuacja jest więc bardzo trudna.
Jest pan pesymistą?
Sytuację na Białorusi obserwuję od kilkudziesięciu lat i ona niestety nie zmienia się. Teraz mamy tylko nasilenie antypolskich działań. Generalnie, na Wschodzie, Polacy żyjący na Białorusi znajdują się w najtrudniejszej sytuacji i w bliskiej perspektywie nic nie wskazuje, że to się zmieni. Ale chcę powiedzieć, że Polaków na Białorusi trudno zastraszyć i to niezależnie od podejmowanych przeciw nim restrykcji. Białoruscy Polacy trwają przy swej narodowości i przy swej wierze, bo 99 procent z nich to katolicy. Dodatkowo nauczyli się już stosowanych wobec nich restrykcji, które mocno ich dotykają, ale jednocześnie całkowicie ich nie pacyfikują. Oni wiedzą kim są i wiedzą jak trwać w obecnych niesprzyjających warunkach.
Rozmawiał: Witold Kożdoń
Odsetek ludności polskiej na Białorusi (spis białoruski z 2019) według rejonów. Fot. wikipedia.org
Polacy to obok Rosjan jedna z dwóch największych pod względem liczebności mniejszości narodowych Białorusi. Według białoruskiego spisu powszechnego z 2009 r. stanowią ok. 300 tys. mieszkańców republiki. Według nieoficjalnych statystyk w granicach państwa może jednak mieszkać od 500 tys. do 1 mln 200 tys. Polaków. Liczbę ludności wyznania katolickiego szacuje się natomiast w przedziale 1 mln 100 tys. do ok. 2 mln (na Białorusi katolicyzm określa się potocznie nazwą „polska wiara”).
Oficjalnie Polacy najliczniej zamieszkiwali i zamieszkują współczesny obwód grodzieński, gdzie wedle różnych szacunków stanowią około 25 procent mieszkańców. Tyle, że oficjalne statystyki – zarówno sowieckie jak i współczesne, białoruskie – są mało wiarygodne.
– W stosunku do miejscowych Polaków szacunkowo można uznać, iż są zaniżone o co najmniej połowę – uważa prof. Zdzisław Julian Winnicki. Cytuje też tezę współczesnego, białoruskiego naukowca Zachara Szybieki, profesora w Katedrze Historii Gospodarczej Białorusi Państwowego Białoruskiego Uniwersytetu Ekonomicznego, dotyczącą koncepcji zatytułowanej „Wybór modelu narodu”. – Biorąc pod uwagę obecną (2002 r.) sytuację Białorusi nie należy dążyć do kulturowego modelu (etniczno-językowego-substancjalnego), ale do modelu funkcjonalnego (państwowo-politycznego). Wszystko co znajduje się na Białorusi, jest białoruskie. Wszyscy obywatele Białorusi są Białorusinami – przekonuje Szybieko.