sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

»Sama droga jest celem.« Jakub Czepiec prosto z pieszej trasy. Obejrzyjcie zdjęcia!  | 18.08.2022

Oddał ostatnie artykuły i zdjęcia do publikacji, spakował plecak i ruszył w podróż. Pieszo i przed siebie. Ostatecznym celem wyprawy Jakuba Czepca, stażysty „Głosu” i członka Zespołu „Górole” z Mostów koło Jabłonkowa, jest Santiago de Compostela. Ale nie od razu. Jak mówi w rozmowie z naszą gazetą, ważne, żeby iść i wszystko jedno, dokąd się dojdzie pod koniec dnia. Całą pielgrzymkę bowiem rozłożyć można na etapy. 

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 45 s
Fot. z arch. Jakuba Czepca
 

W jakim momencie twojej trasy cię łapię?
— Właśnie wspinamy się na górę Děvín na Morawach. I tak sobie powtarzamy w naszej czteroosobowej grupie: „Niech nam już nikt nigdy nie mówi, że Morawy tylko równina.” Ruszyliśmy w niedzielę z miejscowości Jedovnice 25 km od Brna, potem samo Brno i dalej do Mikulowa. Za nami od początku wyprawy już ok. 90 km, a codziennie robimy ok. 30. A za chwilę będziemy szukać miejsca na nocleg i rozbijemy obóz. 

Skąd wziął się pomysł na taką formę wakacji?
— Wszystko zaczęło się przed dwoma laty. Koleżanka i jej chłopak zaproponowali mi taką przygodę. Celem jest Santiago de Compostela, ale rozpoczęliśmy tę pielgrzymkę nie tak, jak robi to większość osób, czyli w Hiszpanii czy Portugalii, ale w Czechach. Gdybyśmy chcieli iść bez przerwy, to zajęłoby nam to bardzo dużo czasu, bo musielibyśmy pokonać 3200 km. Rozłożyliśmy to zatem na etapy. W 2020 roku wyruszyliśmy z Ostrawy i przeszliśmy ok. 180 km w okolice Brna. Rok temu nam się jakoś nie udało zorganizować, więc kontynuujemy tę trasę teraz. Dołączył do nas jeszcze jeden kolega. Tegoroczny plan jest taki, by dojść do Austrii i gdzie skończymy, tam zaczniemy znów za rok. 

Ta wasza pielgrzymka ma jakieś sztywne ramy? 
— Żadnych. Rano wstajemy i idziemy. Mamy wprawdzie jakieś założenia, do którego punktu chcielibyśmy dojść danego dnia, ale jeśli nam się to nie uda, to nic się nie dzieje. Po prostu kontynuujemy ten odcinek kolejnego dnia. Celem jest sama podróż. 

Co zyskujesz dzięki tej wyprawie?
— Mogę się od wszystkiego zdystansować i wyluzować. Przede wszystkim od tego szybkiego życia na co dzień. Nie liczymy tej trasy w kilometrach – jak robimy to np. jadą gdzieś samochodem – ale na godziny czy dni. Dzięki temu zyskujemy inną perspektywę. 

Przygotowywaliście się jakoś specjalnie wcześniej?
— Nie, po prostu umówiliśmy się, że pójdziemy. Nie planowaliśmy miejsc noclegowych. Teraz też nie wiem jeszcze, gdzie dokładnie się położymy. Szukamy łąki i będziemy spać pod gołym niebem. Wczoraj trochę nas przestraszyły chmury, myśleliśmy, że będzie padać, ale udało nam się – nie spadła na nas ani jedna kropla deszczu. Zresztą, mamy ze sobą peleryny i nie jesteśmy przecież z cukru.

No to... ¡Buen Camino! Trzymaj się!
— Dziękuję bardzo, pozdrawiam serdecznie czytelników „Głosu” i idę dalej. Cześć!
 
***

Rozmawiał: Szymon Brandys

 

Całą rozmowę opublikujemy w piątkowym wydaniu naszej gazety. Do poczytania!

 

 

Fot. z arch. Jakuba Czepca

 



Może Cię zainteresować.