Dialog pomaga uniknąć historycznych nieścisłości | 01.05.2023
Polacy
żyją tu od najdawniejszych czasów. Swoich praw nie zyskali walcząc o nie w
powstaniach styczniowym czy listopadowym. Byli gospodarzami na tej ziemi.
Dlatego drogą jest dialog, wsłuchiwanie się w to, co Polacy mówią i próba ich
zrozumienia – mówi dr Józef Szymeczek, historyk, wiceprezes Kongresu Polaków w
Republice Czeskiej, z którym rozmawiamy o nieścisłościach, jakie znalazły się w
treści memorandum umieszczonym w kapsule czasu w bani wieży kościoła w
Marklowicach Dolnych.
Ten tekst przeczytasz za 7 min. 15 s
Józef Szymeczek. Fot. Łukasz Klimaniec
W memorandum
znalazły się dość niefortunne sformułowania związane z historią naszego
regionu. Jaka pana pierwsza myśl, kiedy się pan o tym dowiedział?
– O tej
sprawie, trochę nieszczęśliwej, dowiedziałem się z mediów. Choć poruszam się w
kręgach kościelnych – ewangelickich i katolickich – to wcześniej do mnie nie
dotarła żadna informacja, bo zapewne zainteresowałbym się tym, co ma znaleźć
się w tej bani. Kiedy przeczytałem o tej sprawie, zasmuciło mnie to, bo w
naszym środowisku czesko-polskim niestety często dochodzi do podobnych
nieporozumień. Zdziwienie nie było tak wielkie, raczej smutek.
Chciałbym,
żeby odniósł się pan do tych niefortunnych sformułowań. Czytamy m.in. że „w
wyniku historycznych powstań i wojen na Górnym Śląsku i w naszym regionie, w
Czechach żyła mniejszość Polaków. Dlatego w parafii odbywały się nabożeństwa w
dwóch językach, czeskim i polskim”.
– Ta
wypowiedź jest świadectwem tego, jak skomplikowana jest historia Śląska
Cieszyńskiego. Nie wpisuje się ani w czeską narrację, bo jak otworzymy jakąś
książkę historii czeskiej, to nie będzie tam samodzielnego rozdziału o Śląsku
Cieszyńskim, dlatego że ziemia cieszyńska nie zawsze była częścią Korony
Czeskiej. I tak samo nie znajdziemy kompleksowej historii Śląska Cieszyńskiego
w narracji polskiej, bo w pewnym momencie straciliśmy kontakt z państwowością
polską. Nasza historia jest zatem historią zarówno polską, czeską, austriacką,
ale też po części niemiecką. Ksiądz proboszcz w memorandum wychodzi z wyobraźni
polskiej – pisze, że były powstania na Śląsku, w wyniku których ktoś wywalczył
sobie jakieś prawa albo pozycję. Ma chyba na myśli powstania śląskie –
pierwsze, drugie i trzecie. Ale to nie jest ta historia. Tu było troszeczkę
inaczej. Nie te zajścia, nie ten agresor, nie ta ofiara. Trudno mi wypowiadać
się za autora memorandum, ale wydaje mi się, że uległ polskiej narracji – skoro
tak było na Górnym Śląsku, to i na Zaolziu też musiało tak być. A było inaczej.
Polacy żyją tu od najdawniejszych czasów. Swoich praw nie zyskali walcząc o nie
w powstaniach styczniowym czy listopadowym. Polacy byli gospodarzami na tej
ziemi. Na całym Śląsku Cieszyńskim od najdawniejszych czasów rozwijali swoją
społeczność obywatelską i narodową obok Niemców, a później, na zachodnich
ziemiach Śląska Cieszyńskiego, również obok elementu czeskiego, który w czasie
rozwoju myśli narodowej pojawił się w okolicach Frydku i Ostrawy.
W zdaniu,
że „po pierwszej wojnie światowej Marklowice Dolne pozostały na terenie
Czechosłowacji” też jest wiele nieścisłości?
– To zdanie
jest nieszczęśliwe nie tylko z polskiego punktu widzenia, bo pewnie czescy
historycy też wnieśliby jakieś swoje uwagi. Po pierwszej wojnie światowej Śląsk
Cieszyński stał się przedmiotem spornym między Polską, a Czechosłowacją. I to
trwało co najmniej dwa lata, zanim Marklowice Dolne zostały częścią
Czechosłowacji. Co więcej, nie było to automatycznym wyrazem mieszkańców
Marklowic, ale decyzją obcych państw, które o tym zadecydowały wbrew woli
tutejszego społeczeństwa.
Czytamy
też, że „kiedy Czechosłowacja była okupowana przez Polskę (w 1938 r.), parafia
została włączona do diecezji katowickiej”. Rok 1938 nawet dziś w Polsce bywa
niejednoznacznie oceniany, ale jak traktować słowo „okupacja”?
– „Okupacja”
w stosunku do 1938 roku jest absolutnie nie na miejscu w stosunku do rządów
polskich na Zaolziu. Takie określenie stawia znak równości z okupacją
niemiecką. A to nieprawda. Wiedzą to nie tylko Polacy, ale i Czesi. Dlatego takie
stawianie sprawy to bolesne fałszerstwo historyczne. Nie dziwi mnie to jednak,
bo wyobrażenie, że część Śląska Cieszyńskiego stała się częścią Polski na
podstawie uzgodnień monachijskich to jeden z najczęściej popełnianych błędów w
czeskiej historiografii. W rzeczywistości tak nie było. W Monachium nie
rozmawiano o Polakach na Zaolziu, ale o Sudetach. Dopiero wyniki tej
konferencji i stanowisko mocarstw o trzymiesięcznym terminie rozwiązania sprawy
polskiej i węgierskiej sprawiły, że w Polsce zapadła decyzja o wezwaniu rządu
czeskiego do wydania ziem Śląska Cieszyńskiego, na co rząd czeski – będąc w
trudnej sytuacji – przystał. Najbardziej obiektywnym określeniem byłoby, że w
czasie kryzysu państwowości czechosłowackiej pod ciężarem efektów monachijskiej
konferencji granica polsko-czechosłowacka została rektyfikowana. Za zgodą rządu
czeskiego, ale wyrażoną w trudnej sytuacji międzynarodowej.
Co
zrobić, by uniknąć takich pomyłek w przyszłości? To kwestia edukacji, a może konsultacji
w przygotowaniu podobnych pism?
– Pomoże
tylko dialog, który powinien być prowadzony w parafii, a w ramach którego
ksiądz spotykałby się z mieszkańcami, w tym z przedstawicielami polskiej
mniejszości. Nie wątpię, że czerpał informacje od kogoś i konsultował je z
kimś, ale w tym przypadku ewidentnie zabrakło polskiego głosu. Poleciłbym
kontakt z kołami PZKO w Marklowicach czy Piotrowicach, by uniknąć takich sytuacji,
które wynikają zapewne z nieporozumienia i niewiedzy. Nie zakładam, że to efekt
złej woli. Drogą jest dialog, wsłuchiwanie się w to, co Polacy mówią i próba
ich zrozumienia.
Jaka jest
wiedza miejscowych na temat historii regonu?
– Ta wiedza
jest niezbyt rozwinięta. W szkołach podstawowych niewiele miejsca poświęca się
regionalnej historii, choć są wyjątki, bo niektóre szkoły starają się
wprowadzać takie elementy. Niemniej jednak szkoła jest obarczona tym, by uczyć
w określonym schemacie, ma swój program. Dlatego wszelkie inicjatywy, które
wprowadzają elementy współczesnej historii i naszej teraźniejszości oraz
elementy regionalne są mile widziane. To jeśli chodzi o szkoły. Ale mamy też
dużo zastrzeżeń do państwowych instytucji, które przedstawiają historię ziemi cieszyńskiej,
jak Muzeum Těšínska w Czeskim Cieszynie. Już przy okazji poprzedniej ekspozycji
muzealnej zwracaliśmy uwagę na sposób przedstawiania historii regionu, a i w obecnej
ekspozycji mamy zastrzeżenia, jak interpretuje się fakty. W ten sposób takie
instytucje nie pomagają zbliżeniu poglądów na temat historii. Podstawowa
różnica jest taka, że my podkreślamy wielokulturowość ziemi cieszyńskiej i
traktujemy ją jako coś wartościowego i wzbogacającego, czego warto bronić. W
przypadku Muzeum Těšínska ekspozycja pokazuje głównie czeski żywioł na tych
terenach prezentując tylko czeską opowieść. Pozostałe narodowości są traktowane
tylko jako jej uzupełnienie. A to Polaków nie zadowala, bo nie oddaje prawdy i
nie pokazuje tego, co jest na tej ziemi najpiękniejsze. Trudno potem się
dziwić, że ludzie, zwłaszcza obcy, przyjezdni, nie potrafią się zorientować,
jak właściwie tutaj było.