piątek, 4 października 2024
Imieniny: PL: Edwina, Rosławy, Rozalii| CZ: František
Glos Live
/
Nahoru

Rozmowa z Ewą Katrušák. Czytać to bardziej żyć | 12.02.2023

Pierwszą polską szkołą, którą Ewa Katrušák odwiedziła w listopadzie 2021 roku z projektem „Czytanie czyni cuda”, była podstawówka w Nawsiu. Od tego czasu podobnych spotkań w różnych miejscowościach na Zaolziu odbyło się kilkanaście i będą jeszcze kolejne. Mają jasny cel – przekonanie rodziców, że czytając dzieciom, przekazują im znacznie więcej niż „tylko” miłość do książek. Wspólne czytanie to radość i przygoda, nigdy kara i przymus.

Ten tekst przeczytasz za 7 min. 45 s
Ewa Katrušák. Fot. ARC
Jak należy rozumieć, że „czytanie czyni cuda”?
– Myślę, że niemal dosłownie. Kiedy Elżbiecie Olszewskiej, dyrektor programowej „Cała Polska czyta dzieciom”, urodziła się córeczka Zuzia z anomalią Petersa i upośledzeniem umysłowym, w Polsce postawiono diagnozę, że dziecko pozostanie w stanie wegetatywnym. To samo powiedzieli amerykańscy fachowcy. Jednak będąc w Stanach, spotkała znanego propagatora głośnego czytania, Jima Trelease’a i od czwartego miesiąca zaczęła córeczce codziennie głośno czytać. Dziewczynka do czwartego roku życia nie reagowała. Kiedy zaczęła mówić, okazało się, że zna dziesiątki wierszyków i piosenek na pamięć. Dzięki regularnej stymulacji mózgu prognozy się nie sprawdziły. Dziś jest osobą dorosłą. I chociaż nie widzi i pozostała opóźniona w rozwoju, ma wielką zdolność empatii oraz posiada niezwykłą pamięć i wyobraźnię. Odwiedzając szkoły i rozmawiając z rodzicami, czasem odnoszę wrażenie, że wiele wspaniałych rzeczy dokonuje się także na moich oczach. Po spotkaniu w Karwinie-Frysztacie otrzymałam taki list: „Jesteśmy rodzicami 7-letniego Ondřeja, ucznia pierwszej klasy, i rocznej Agáty. Jesteśmy również małżeństwem mieszanym – ja Czeszka, mąż również Czech, tyle że z polskim wykształceniem. Dzisiejsze spotkanie z Panią ponownie utwierdziło mnie w przekonaniu, że polska szkoła była dobrym wyborem”. Jednym z wątków moich wykładów jest bowiem również dwujęzyczne wychowanie, m.in. w sensie sięgania po polską i czeską literaturę oraz wyrabiania w dzieciach bogatego słownictwa w obu językach.
Głośne czytanie to jedna z opcji bycia razem rodzica z dzieckiem, a czasem także ostatnia deska ratunku w budowaniu więzi, kiedy nam, dorosłym, notorycznie brakuje czasu…
– Myślą przewodnią moich spotkań z rodzicami, organizowanych w szkołach i przedszkolach, jest to, że dom rodzinny jest pierwszą instancją, która rzutuje na całe życie. Na to, czy dziecko będzie czytelnikiem, jakiego słownictwa będzie używać i jak się będzie zachowywać wobec innych. Chociaż szkoła może wnieść wiele dobrego, swoje znaczenie mają również kółka zainteresowań, to jednak rodzice są architektami dzieciństwa swoich pociech i pośrednio również ich dorosłego życia. Paradoksalnie więc, sama będąc anglistką, przekonuję rodziców, że 4-letniemu dziecku codzienne czytanie przyniesie więcej korzyści niż zapisanie go na kółko języka angielskiego. Czas to miłość. Ogromna jest wartość bycia razem i to nie tylko przy wspólnym czytaniu, ale też przy wbijaniu gwoździa czy gotowaniu obiadu. Nie na darmo psychologowie apelują, żeby zamiast kupowania dzieciom plastikowych kuchenek znaleźć dla nich pracę we własnej kuchni. Istnieje jednak grupa rodziców, którzy nie wiedzą, jak spędzać czas z dzieckiem. W tej sytuacji książka jest fenomenalnym rozwiązaniem, bo sięgając po nią, nie musimy się specjalnie zastanawiać w co się bawić i co mówić. Ona nas wyręcza w ten najbardziej wartościowy sposób – słowami autora rozmawia z dzieckiem naszym głosem.
Myślę, że często jest tak, że kiedy młodsze dzieci „atakują” nas tysiącem pytań, staramy się je uciszyć. A z kolei kiedy są starsze, dziwimy się, że nie chcą z nami rozmawiać i zamykają się w pokoju z komórką. Jak temu zaradzić?
– Podczas moich wykładów mówimy też o potędze rytuałów domowych, wspólnym zasiadaniu przy stole, zwyczajach rodzinnych, czyli o tym wszystkim, co buduje w dziecku poczucie przynależności, bezpieczeństwa, kształtuje tożsamość i zdrową samoocenę. Kiedy wybitny czeski psycholog Jeroným Klimeš miał wykład na temat głośnego czytania dzieciom, powiedział, że często przychodzą do niego rodzice 12-13-latków uzależnionych od internetu – dziewczynki od mediów społecznościowych, a chłopcy od gier komputerowych. Wtedy pyta ich: – A co pani robiła, kiedy dziecko miało 5, 6, 7 lat?
Rozumiem zatem, że głośne czytanie dzieciom sprawdza się jako skuteczny czynnik więziotwórczy oraz prewencja. Skupmy się jednak teraz na samym czytaniu. Kiedy należy zacząć, a kiedy skończyć?
– Zacząć należy jak najwcześniej. Idealnie od kołyski. Ale jeśli ktoś tego nie robił, to nic nie stoi na przeszkodzie, by zaczął później, nawet wtedy, kiedy dziecko chodzi już do szkoły i zna litery. Często popełnianym błędem jest myślenie, że kiedy dziecko nauczyło się czytać, powinno czytać samo. To tylko iluzja. Dziecko w wieku 7 lat potrafi co prawda łączyć litery w sylaby i sylaby w słowa, ale to za mało na to, żeby mieć przyjemność z czytania. Jeśli zatem będzie czytało z trudem i pójdzie mu to opornie, osiągniemy efekt przeciwny do spodziewanego. Stłamsimy jego miłość do książek. Jim Trelease twierdzi, że poziomy czerpania przyjemności z samodzielnego czytania i słuchania wyrównują się dopiero ok. 13. roku życia. Jeśli zatem chcemy z zachwyconego słuchacza wychować zachwyconego czytelnika, powinniśmy czytać mu głośno nawet wtedy, kiedy sam zaliczył już niejedną lekturę.
O tym, że stymulacja mózgu poprzez regularne głośne czytanie „czyni cuda”, przekonaliśmy się na przykładzie niepełnosprawnej Zuzi. Pomyślny tylko, jakie postępy będzie robiło rozwijające się prawidłowo zdrowe dziecko.
– Teoretyk literatury prof. Jiří Trávniček pisze w swojej książce, że dzieci, którym rodzice nie czytają, mają handicap, który jest właściwie nie do nadrobienia. Każda mądra opowieść, to kwestia wyboru między dobrem i złem, dzięki czemu dziecko uczy się wartości i empatii, zyskuje wzory do naśladowania. Słowa usłyszane z ust rodziców lub dziadków to zupełnie coś innego niż lawina słów płynących z telewizji, komputera czy smartfona. Dziecku, któremu codziennie czytamy i dużo z nim rozmawiamy, nie będą potrzebni logopedzi i żmudne ćwiczenia wymowy. Poza tym czytanie jest też świetnym treningiem uwagi w czasach, kiedy dziecko „przeskakuje” z jednej czynności na drugą. Neurofilozof Martin Jan Stránský przestrzega przed łapaniem za komórkę w każdej sekundzie. Powtarza, że mózg musi się nudzić, bo dopiero wtedy pojawiają się refleksje na temat tego, co przeczytaliśmy, widzieliśmy, o czym rozmawialiśmy. Kiedy pozostajemy na chwilę sami z sobą, rodzą się nowe pomysły i powstają wielkie rzeczy. Tymczasem nasze dzieci w ogóle się nie nudzą. Ze smartfonem w ręku przyjemnie zabijają czas.
Spotkałam się z opinią, że podczas opowiadania dzieciom utrzymujemy z nimi bliższy kontakt, niż kiedy czytając wpatrujemy się w „obcy” tekst. A zatem: czytać czy opowiadać?
– Kiedy rodzice opowiadają dzieciom historyjki, wymyślają bajki, to cudowna sprawa. Jeśli jednak sami nie są pisarzami lub poetami, nigdy nie będą w stanie przekazać dziecku tak bogatego słownictwa, tylu metafor i niesamowitych opowieści. Nasz język potoczny zawsze będzie przegrywać z językiem literackim, z jego gramatyką i składnią. Czytając dziecku, dajemy mu bonus w postaci nowych, bardziej skomplikowanych pojęć, trudniejszych tematów i bardziej kompleksowych rozwiązań. Tekst książki to nie film w telewizji, który nam ucieknie. W każdym momencie możemy przerwać czytanie, żeby rozwinąć ten lub inny wątek, wytłumaczyć nieznane słowo. To właśnie ten powód, dlaczego nie należy przestawać czytać dzieciom. Jeśli zostawimy je same z lekturą, bez naszej pomocy nie będą w stanie tego wszystkiego pojąć.


Może Cię zainteresować.