środa, 24 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Bony, Horacji, Jerzego| CZ: Jiří
Glos Live
/
Nahoru

Jezus albo szatan. Nie ma trzeciej drogi | 25.12.2018

Cieszę się, że jestem człowiekiem Tyńca. Jest coś takiego w tym miejscu, że ludzie tu wciąż przyjeżdżają i znajdują się w innym świecie. To nie tylko mury, ale także tradycja – mówi w rozmowie z "Głosem" jeden z najpopularniejszych mnichów o. Leon Knabit. 

Ten tekst przeczytasz za 7 min. 30 s
Ojciec Leon Knabit mieszka w podkrakowskim Tyńcu. Święcenia przyjął 65 lat temu. Fot. TOMASZ WOLFF
 

Najstarszy z istniejących klasztorów w Polsce  opactwo benedyktynów w Tyńcu – odwiedził nasz red. nacz. Tomasz Wolff. Celem podróży do dawnej podkrakowskiej wsi, a obecnie dzielnicy Krakowa, była rozmowa z o. Leonem Knabitem, benedyktynem związanym z Tyńcem od prawie 60 lat. 26 grudnia jeden z najbardziej znanych polskich zakonników obchodzi 89. urodziny.
 
Załóżmy taką sytuację – Jezus żyje nie 2000 lat temu, ale w czasach nowych technologii. Ilu miałby znajomych na Facebooku?
– Trudno oszacować, ale na pewno bardzo, bardzo dużo. Weźmy choćby aktywność w mediach społecznościowych papieża Franciszka, który ma setki tysięcy, jeśli nie miliony „followersów”. Na pewno jeszcze bardziej atrakcyjny byłby święty Paweł; pisał listy i podróżował po całej Europie. Gdyby miał on do dyspozycji wszystkie te środki, którymi my dysponujemy, na pewno by je wykorzystywał w 100 procentach. 

Dziś wiele matek wrzuca na Facebooka czy Instagrama zdjęcie z nowo narodzonym dzieckiem. Wyobraża sobie ojciec taką sytuację, że Maryja wrzuca posta na „Insta”, że właśnie urodziła Zbawiciela?
– Maryja raczej by się tym nie przejmowała, choćby z tego względu, że w tamtych czasach kobiety bardziej pilnowały dzieci. Jeżeli już ktoś, to Józef by się pochwalił potomkiem w mediach społecznościowych.

Jest ojciec „Blogerem dusz”. Ile osób czyta ojca duchowe i nie tylko zapiski?
– Mój blog czyta kilkadziesiąt tysięcy osób. Kiedyś po każdym moim wpisie pojawiało się od 400 do 500 komentarzy. Dziś jest o wiele mniej; wpisy są dużo bardziej kulturalne, powiedziałbym przaśne. Kiedyś zdarzały się tak okropne wypowiedzi, ordynarne czy obsceniczne wręcz, że reagowałem w ten sposób: albo się uspokoisz, albo cię wyrzucam. Skoro mój blog czytają kobiety, to muszą mieć pewność, że wszystko będzie kulturalne. 

Kiedy przeczytałem jeden z epitetów, to prawie spadłem z krzesła. Nazywają ojca na przykład „starym gangsterem”… To już nawet nie jest tragiczne, ale komiczne.
– Istnieje 28 powiedzonek na mnie. Oprócz „starego gangstera” są to na przykład „chamski autor bloga”, „judasz” „wychuchany mnich” czy „zdrajca”. Dołączyłem je zresztą do mojego CV, z zaznaczeniem, że opinie negatywne są bliższe prawdy od pozytywnych.
 
 
 
 
Rozwój nowoczesnych środków rozwija religię. Ale czy to nie jest, że wiele z tych osób, które wchodzą na katolickie blogi, kanały na YouTube już do kościoła nie przyjdzie… A tam odbywa się największa tajemnica, nie tylko w czasie Bożego Narodzenia…
– My, jako mnisi, mamy trochę inny punkt widzenia. „Par excellence” u nas liturgia wyznacza charakter życia; melodie, śpiewy, nasze obyczaje. Jak wygląda u nas Adwent? Normalnie, tyle że śpiewamy pieśni adwentowe.
Dziś wiele ludzi żyje, jakby Boga nie było. Nie atakujemy ich, ale staramy się, żeby było zero tolerancji dla grzechu, a zło było nazywane po imieniu. Pracujemy stale także nad sobą. Papież Franciszek powiedział: pójdź z Jezusem, albo z szatanem. Nie ma trzeciej drogi.
 
Widział ojciec film Wojciecha Smarzowskiego „Kler”?
– Nie, tyko o nim czytałem. Jestem księdzem od 65 lat, więc nie potrzebuję chodzić na „Kler”. Na podstawie swojego życia mógłbym nakręcić trzy filmy, powiem nawet więcej – potrafiłbym nakręcić pięć świetnych „Klerów” o wspaniałych księżach. Zresztą nie muszę daleko sięgać. Weźmy choćby biskupa siedleckiego Ignacego Świrskiego, który mnie wyświęcił i właśnie rozpoczął się proces jego beatyfikacji. Takich nazwisk jest dużo więcej.

Po „Klerze” poszedł jednak przekaz, że cały Kościół katolicki w Polsce jest zepsuty…
– Mądrzy ludzi się z tego śmieją. Ja naprawdę na swojej życiowej drodze spotkałem bardzo niewielu księży, których by można nazwać złymi.

Mam tutaj jeden z cytatów ojca: „Czego boi się człowiek najbardziej? Drugiego człowieka”. Te słowa, oczywiście nie dosłownie, zostały wypowiedziane już w starożytności. Czy dziś są szczególnie aktualne?
– Prawda jest taka, że to, co złe, jest bardzo krzykliwe, awanturujące się i bardzo się spieszy, bo może się skończyć. Dobro natomiast ma czas. Pismo mówi, że nie wolno jednak świecy schować pod kołdrę, bo ono ma świecić. Papież Jan Paweł II zapytał kiedyś, dlaczego tylu porządnych ludzi, którzy są w Polsce, milczy. Często mamy do czynienia z postawą: nie mów za dużo, nie narażaj się. Nie tędy droga. A konkretnie boję się siebie, żebym przez głupotę nie odpadł od Pana Boga.

W Tyńcu, gdzie rozmawiamy, człowiek na pewno nie musi bać się drugiego człowieka?
– To prawda. Jest to określam jako czakram duchowy. Cieszę się, że jestem człowiekiem Tyńca. Jest coś takiego w tym miejscu, że ludzie tu wciąż przyjeżdżają i znajdują się w innym świecie. To nie tylko mury, ale także tradycja. Tutaj żyją ludzie, którzy są do siebie i przybyszów pozytywnie nastawieni. Jest niesamowity klimat, jak w starym kościółku. Może nie być za bardzo ładny, ale jak przez kilkaset lat ludzie się w nim modlą, zawierają małżeństwa, chrzczą dzieci, posyłają do pierwszej komunii, to jest trochę jak z butami – stare, przechodzone są wygodne, a nowe są ładne, ale sztywne. Ja nie lubię nowych butów. Podobnie jest z małżeństwem. Po 50 latach dopiero naprawdę smakuje, nawet od strony seksualnej. To jest wyzwanie rzucone współczesnemu światu: komputer zmieniamy co rok, co dwa lata, samochód co kilka, niektórzy zmieniają żony jak skarpetki. Znany aktor po raz piąty ślubuje dozgonną wierność kolejnej wybrance na czerwonym dywanie. To jest wywrócenie normalności do góry nogami. 


 
 
Świat atakuje nas od rana mnóstwem dźwięków i bodźców. Jak się wyciszyć i nie dać się zwariować?
– Mam siostrzeńca, który ma syna młodego gniewnego. Razem piszemy książkę. On zadaje mi pytania na ten mniej więcej temat: jak to jest? Ludzie nie znoszą dziś ciszy. To widać na każdym kroku, choćby w pociągu, gdzie każdy otwiera jakiś sprzęt i zakłada słuchawki. Na szczęście dostrzegam światełko w tunelu. Wielu ludzi nie ma w domu telewizora, a co mądrzejsze osoby, wyjeżdżając na wczasy, wyłączają telefon komórkowy. Wtedy człowiek jest sam ze sobą. Niektórzy mówią, że jak jestem sam ze sobą, to jestem w dobrym towarzystwie. Przykład dał założyciel naszego zgromadzenia, święty Benedykt, żyjący na przełomie V i VI wieku, który odszedł na pustkowie. „Habitavit secum”, czyli mieszkał ze sobą sam. 

Jak dobrze przeżyć święta Bożego Narodzenia?
– Przede wszystkim trzeba być w stanie łaski uświęcającej: wyspowiadać się i iść do komunii. Już Adam Mickiewicz powiedział: „Wierzysz, że Bóg zrodził się w betlejemskim żłobie, lecz biada, jeśli nie narodził się w tobie”. Najważniejsze jest czyste sumienie. Że mogą stanąć spokojnie przed lustrem i spojrzeć sobie w twarz. 
  
 






Może Cię zainteresować.