piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Rodzic i uczeń już się nie zmienią | 27.11.2019

– Na początku lat 90. XX wieku dyrektor szkoły był urzędnikiem w 10-20 procentach, natomiast pedagogiem w 80 procentach. Dzisiaj te proporcje zostały odwrócone i to jest bardzo złe. Bo czy naprawdę szkoła musi odpowiadać za całą księgować albo za VAT? Myślę, że warto się zastanowić, czy niektórych rzeczy nie scedować na organ założycielski, czyli gminę i województwo – mówi Stanisław Folwarczny, wicehetman województwa morawsko-śląskiego. Przeczytajcie całą rozmowę! 

Ten tekst przeczytasz za 5 min.
Fot. ARC

 

Po trzech latach pracy w Ostrawie ma pan sporo podobnych [do tych ujętych w leadzie - przyp. red.] przemyśleń?
– Województwo to samorządowa rzeczywistość o szczebel wyższa od miejskiej. Spraw jest więcej, a i sam urząd jest dużo większy niż te w Karwinie czy Trzyńcu. Dla przykładu tylko w szkolnictwie w całym województwie morawsko-śląskim funkcjonuje 180 instytucji kierowanych przez dyrektorów. Łącznie to 600 obiektów. Połowa z nich to szkoły średnie, pozostałe zaś to szkoły artystyczne, domy dziecka, poradnie pedagogiczno-psychologiczne czy tzw. szkoły specjalne. Województwo powołuje też instytucje socjalne i kulturalne, takie jak Muzeum czy Teatr Cieszyński. 
 
Obok szkolnictwa na co dzień zajmuje się pan sportem.
– Tylko w tym roku przeznaczyliśmy na sport 200 mln koron. Wspieramy go w najszerszym rozumieniu, dlatego o dofinansowanie mogą się starać wszelkie sportowe organizacje. Wspieramy kluby, które reprezentują województwo „na zewnątrz”, uczestnicząc ogólnokrajowych rozgrywkach, pomagamy młodzieży w wyjazdach na międzynarodowe zawody, a także w organizacji różnorakich imprez. Od największych, takich jak miting Złote Kolce czy mistrzostwa świata w hokeju na lodzie, po imprezy mniejszej rangi, ale także promujące nasz region. 

Z jakimi wyzwaniami muszą się obecnie mierzyć władze województwa? 
– Największym problemem jest niż demograficzny, który negatywnie odbił się na naszym szkolnictwie. Ostatnie dziesięć lat poprzedzających moją kadencję było pod tym względem bardzo trudnym czasem, ponieważ liczba 15-letnich uczniów spadła w tym okresie z 18 do 11 tysięcy.
 


To ponad jedna trzecia...
– Ponieważ liczba dzieci w szkołach średnich gwałtownie malała, władze województwa musiały wprowadzać zmiany organizacyjne. Miedzy innymi łączyć albo likwidować szkoły. Wiadomo zaś, że wszystkie tego typu decyzje są bardzo trudne i niepopularne. Niż demograficzny odbija się jednak również na sytuacji gospodarczej i rynku pracy. Nie jest tajemnicą, że rąk do pracy brakuje praktycznie we wszystkich dziedzinach gospodarki i jest to związane ze wzrostem gospodarczym z jednej strony, ale również z sytuacją demograficzną. Bo jeśli na rynek pracy przez ponad dekadę wkracza co roku o pięć tysięcy absolwentów mniej, to po 10 latach ubywa nam 50 tysięcy ludzi. To jedno miasto. 
 
Macie na to jakąś receptę?
– Obserwujemy, że spadek demograficzny zatrzymał się, a obecnie notujemy nawet wzrost, choć jest on minimalny. Pozwala jednak myśleć o projektach rozwojowych, które polegają przede wszystkim na wspieraniu szkolnictwa fachowego i zawodowego. Nasz region „od zawsze” miał charakter techniczny i przemysłowy. Współcześnie przemysł ciężki przechodzi poważne przeobrażenia, ale nadal odgrywa duże znaczenie dla naszej lokalnej gospodarki. Pojawiają się również nowe firmy i nowe technologie, więc szkolnictwo musi reagować na te potrzeby. Obecnie mówi się na przykład o tzw. przemyśle 4.0, do firm coraz szerzej wchodzi także automatyzacja, a nawet robotyzacja. To poważne wyzwania, z którymi nasze szkolnictwo zawodowe musi się zmierzyć. Ale uważam, że mamy na tym polu sukcesy, ponieważ województwu udaje unowocześniać zarówno programy nauczania, jak i inwestować w nowoczesne urządzenia i pomoce naukowe.

A jak generalnie wygląda zaolziańskie szkolnictwo z ostrawskiej perspektywy?
– Często powtarzam, że tak, jak z Pragi jest daleko do Ostrawy, tak z Ostrawy jest daleko do Trzyńca, choć wcale nie uważam tego za coś złego. Wiele zależy bowiem od polityków, którzy do jednych regionów mają bliżej, a do innych dalej. Ale to naturalna sytuacja, dlatego również staram się nie zapominać o naszej części województwa. A jeśli idzie o szkolnictwo podstawowe, na co dzień zarządzają nim gminy i jeśli nie ma zasadniczych problemów – a z reguły takich nie ma – temat w Ostrawie nie istnieje. Obserwujemy za to, że współczesne szkolnictwo bardzo się zmienia. Rodzice, którzy teraz posyłają pociechy do szkół, są zupełnie inni niż ci, których znaliśmy dwie czy trzy dekady temu. Rodzic z lat 80. czy 90. XX wieku był „grzeczny” i słuchał nauczycieli. Współczesny jest inny i ma wobec szkoły inne wymagania. Jeżeli dodamy, że przeciętny wiek nauczycieli to 47 lat, okaże się, że rodzice są często dużo młodsi. To zaś rodzi problemy. Moim zdaniem, ponieważ pewne jest, że rodzice i uczniowie nie będą już nigdy tacy, jakimi byli przed 30. laty, szkoła będzie musiała zacząć się zmieniać. To trudny proces, w niektórych szkołach idzie opornie, ale trzeba tę zmianę zaakceptować. Nie jest ona zresztą niczym negatywnym, a dyskusje na ten temat prowadzone są dziś praktycznie wszędzie. Podobną dyskusję trzeba więc rozpocząć szybko także w naszych szkołach.




 



Może Cię zainteresować.