piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Życie to teatr. Rozmowa z Januszem Klimszą | 19.06.2020

– Nie chcę robić rzeczy oczywistych. Wieku mi nie ubywa, a pula tekstów wartych zachodu jest ogromna – mówi w rozmowie z "Głosem" reżyser Teatru Narodowego Morawsko-Śląskiego w Ostrawie Janusz Klimsza. W przeszłości związany m.in. ze Sceną Polską Teatru Cieszyńskiego. 

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 15 s
Janusz Klimsza. Fot. DAVID TURECKÝ

 

 

Po prawie trzech miesiącach przymusowej przerwy ślamazarnie, ale jednak żywa kultura wraca do względnej normalności. Policzyłeś już straty duchowe?

– Najważniejsze, że udało nam się przetrwać ten czas. Wiele projektów trzeba było jednak przełożyć na później. Znany jest już oficjalny termin, kiedy zaczniemy grać dla publiczności – 4 września. Sezon teatralny pokrywa się w zasadzie ze szkołą. Z tym, że już w czerwcu można zaobserwować ubytek widzów, a we wrześniu widzowie wracają, ale trochę leniwie, jak dzieci do szkoły.

 

Spędziłeś te trzy miesiące pogrążony w intelektualnej hibernacji, czy też może próbowałeś nadrobić zaległości?
– Cały czas nadrabiam zaległości, ta przerwa upłynęła więc w sumie na roboczo. Oprócz głównego etatu w Teatrze Morawsko-Śląskim współpracuję też gościnnie z innymi placówkami. Gdyby nie epidemia, to teraz byłbym w Zlinie. W zasadzie wszystkie projekty zostały przesunięte w czasie o rok.  Nie odbyła się premiera „Rewizora” Mikołaja Gogola, a także „Testosteron” Andrzeja Saramonowicza. Oba spektakle w reżyserii naszego kierownika artystycznego, Vojtěcha Štěpánka. Jeśli chodzi o moje projekty, to przesunięto premierę spektaklu „Laterna”, dramatu – eseju na podstawie sztuki Aloisego Jiráska. To refleksja historyczna na kanwie najbardziej granego tekstu Jiráska, „Lucerny”. I to wszystko będziemy gonić do końca roku kalendarzowego. Niektóre projekty zostaną pewnie spisane na straty, bo są powiązane z konkretnymi nazwiskami twórców, którzy współpracują z nami na zasadach gościnnych. Nie będzie więc łatwo zsynchronizować ich terminy z naszymi.
 


Lubisz przełamywać stereotypy?
– Nie chcę robić rzeczy oczywistych. Miałem taki okres w życiu, kiedy mówiłem szefom w teatrze: dobra, jestem na etacie i za atrakcyjne tematy niech się zabierają gościnni reżyserzy, a ja będę odrabiał tzw. czarną robotę. Obecnie zmieniam zdanie, bo wieku mi nie ubywa, a pula tekstów wartych zachodu jest ogromna.

Najbliższe twoje post-koronawirusowe plany?
– Będzie u nas pracował w sierpniu i wrześniu polski reżyser z Łodzi, Piotr Ratajczak, który przygotowuje spektakl oparty na tekście „Ach te Czeszki” Mariusza Surosza o słynnych i interesujących kobietach XX wieku. Tłumaczę ten tekst na czeski. Premiera jest zaplanowana na wrzesień. A potem szykuje się mój projekt regionalny, sztuka Tomáša Vůjtka, znanego ostrawskiego dramatopisarza. Robimy spektakl na kanwie prozy Oty Filipa, „Nanebevstoupení Lojzka Lapáčka ze Slezské Ostravy”, traktującej generalnie o początkach Banika Ostrawa, wówczas SK Slezská Ostrava, piłkarskiego klubu założonego m.in. przez Polaków, o czym nie wszyscy pewnie wiedzą. Premiera szykowana jest na luty 2021 roku. Chciałbym, żeby to był hit, bo temat jest bardzo ciekawy.
 
Rozmawiał Janusz Bittmar.
 
Cały wywiad publikujemy w najnowszym wydaniu naszej gazety z 19 czerwca 2020. 


 



Może Cię zainteresować.