sobota, 9 listopada 2024
Imieniny: PL: Anatolii, Gracji, Teodora| CZ: Bohdan
Glos Live
/
Nahoru

Na motocyklach z Uzbekistanu do Włoch  | 12.08.2023

22 członków Stowarzyszenia „Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński” przejechało na przełomie czerwca i lipca ponad 10 tys. kilometrów z uzbeckiego Taszkientu do włoskiego Monte Cassino. W Rajdzie Pamięci Armii Generała Andersa uczestniczył także Leszek Żydek z Suchej Górnej.

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 15 s
Przystanek na trasie. Na pierwszym planie Leszek Żydek. Fot. ARC
 – Miałeś jakąś wiedzę o szlaku bojowym, jakim przeszła Armia Andersa, nim udałeś się na rajd? – pytam na początek.
Leszek bierze do ręki grubą książkę w twardej oprawie. Widnieje na niej nazwisko wybitnego brytyjsko-polskiego historyka Normana Daviesa. Tytuł: „Szlak nadziei. Armia Andersa. Marsz przez trzy kontynenty”.
– Rajd był dla mnie lekcją historii, ale już kiedy się na niego zgłosiłem, dostałem od żony tę książkę i przeczytałem ją w ramach przygotowań – odpowiada Leszek. Start Rajdu Pamięci był w Taszkiencie, stolicy Uzbekistanu. Ale najpierw trzeba było tam się dostać – i to z motorami. Oficjalna inauguracja miała miejsce w Drohiczynie, jeszcze na terenie Polski. Stamtąd uczestnicy udali się autobusem do białoruskiego Mińska, skąd wylatywali do Taszkientu. Motory zawiózł do Uzbekistanu tir jadący przez Rosję, co było możliwe dzięki znajomości organizatorów z białoruskim Polakiem, który jest właścicielem firmy logistycznej. Dłuższą trasą, omijającą Rosję, dotarł na miejsce autokar techniczny, który towarzyszył później grupie podczas całego rajdu. W Taszkiencie dołączyła do wyprawy także fotografka, a zarazem tłumaczka – Litwinka polskiego pochodzenia. Na Terenie Uzbekistanu jeździła z wyprawą także polska przewodniczka z Taszkientu.
– Na lotnisku w Mińsku był problem – wspomina Żydek, teraz już z uśmiechem. – Kiedy pokazałem czeski paszport, Białorusini chcieli po mnie wizę, a tej nie miałem. Po interwencji polskiego konsulatu udało się załatwić dla mnie pozwolenie na 48-godzinowy pobyt na terenie Białorusi. Kontrola na lotnisku były bardzo surowa, sprawdzano nawet zdjęcia w komórkach, kolega musiał się tłumaczyć, dlaczego ma zdjęcie motocykla z ukraińską flagą. Ale w końcu wszyscy szczęśliwie polecieliśmy do Taszkientu.
W stolicy Uzbekistanu rajdowcy przez trzy dni czekali na odbiór motocykli, które tamtejsi celnicy potraktowali jako towar i naliczyli bardzo wysokie cło. Na szczęście skończyło się na opłatach w wysokości 200 dolarów od maszyny.
Cały tekst do przeczytania w weekendowym drukowanym „Głosie”.