piątek, 3 maja 2024
Imieniny: PL: Jaropełka, Marii, Niny| CZ: Alexej
Glos Live
/
Nahoru

Gołębie też mają głos! (cz. 3.). Gimnazjaliści chwycili za (gołębie) pióro | 29.04.2020

Lidia Kosiec, polonistka w Polskim Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego w Czeskim Cieszynie, zadała uczniom klasy IIB na czas przymusowego siedzenia w domu wypracowanie na temat „Rozmyślania cieszyńskiego gołębia”. Dziś do poczytania 3. praca – autorstwa Krzyśka. Codziennie w tym tygodniu publikujemy jeden tekst. 

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 30 s
Fot. Norbert Dąbkowski



Walka z czasem

Trudno jest być miastowym gołębiem, a szczególnie tym z Cieszyna. Zazdroszczę wszystkim wiejskim ptakom, chciałbym być także wiejski, lecz los tak chciał – jestem miastowy, niby ta elita ptasia, bo mogę podziwiać rzeczy, o których większość ptaków może tylko pomarzyć. Jedną z takich rzeczy jest Albert, nie wiem dlaczego Albert, ale wiem, że przez ludzi także znany jako sklep spożywczy. Dlaczego jest taki fajny? A to dlatego, bo znajduje się tam dużo jedzenia, lecz sęk w tym, że my jako ptaki nie mamy tam wstępu. Był taki jeden odważny, który spróbował się tam dostać i coś wziąć. Od tamtej pory ślad po nim zaginął. Ludzie nie cierpią miastowych gołębi, wszędzie kładą te ostre kolce, żebyśmy nie mogli ani chwili odpocząć po tym całym trudnym dniu latania i szukania pożywienia od Olzy aż po dworzec, ale po co, co takiego im zrobiliśmy, przecież jesteśmy tylko niewinnymi gołębiami, które też mają życie i uczucia, jesteśmy identyczni jak ludzie, jedyne, co nas dzieli, to to, że załatwiamy się gdzie popadnie, aha, możliwe, że dlatego ludzie w mieście nas nie cierpią? Tylko ludzkie dzieci nas rozumieją, zawsze znajdzie się jedno, które na rynku zrobi biesiadę, no i zaczyna nas karmić. Wszystkie gołębie od razu tańczą i śpiewają ze świadomości istnienia małego boga, czyli tego dziecka, które pomaga nam przeżyć kolejny dzień.

Jednak co tu dużo mówić o tym, co było, trzeba się skupić na tym, co będzie, czyli dzisiejszym dniu. Od kilku dni nic nie jadłem, tydzień temu udało mi się upolować smaczną dżdżownice w parku nad Olzą, mmm, cóż to była za uczta! Muszę się skupić i coś znaleźć, bo inaczej nadejdzie mego życia kres. Może uda mi się zjeść jakieś okruszki albo resztki. Spoglądam z budynku w dół, niczego nie widzę. Powiew wiatru z lewej strony zwiastuje, że zaraz zacznie padać. Szybko muszę znaleźć pożywienie, zanim chmury zaczną płakać. Wylatuję z mojego gniazda, lecę nad szkołą, potem obok kościoła skręcam w lewo, przelatuję nad parkiem, lecę wzdłuż Olzy, może zobaczę kogoś z rogalem albo innym pieczywem. Nie widzę nikogo, tylko mamy z dziećmi w wózkach lub miziające się pary. Chyba zaraz skonam, nie chcę, aby moje życie skończyło się w taki sposób, przecież musi być jakieś inne rozwiązanie. Lecę dalej, wiem, że na dworcu zawsze znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która będzie coś jadła i może się ze mną podzieli. Jestem nad dworcem, widzę kogoś, ale nikt nie je. Czarne chmury nadciągają coraz szybciej, zaraz będzie padać, nie zdążę, nie dam rady. Czy to naprawdę mój koniec? Zaczyna padać. Nie dam rady już niczego dzisiaj znaleźć, a już czuję, jak burczy mi w brzuchu. Burczenie zżera mnie od środka. Oczy powoli mi się zamykają. Coraz zimniej, nawet nie potrafię otworzyć oczu. Widzę ciemność...

Wszędzie dookoła ciemność, ale nagle... zaczyna być cieplej. Słyszę jakąś melodię. A przecież to „Ptasie radio”, ale dlaczego słyszę „Ptasie radio”? Co się w ogóle dzieje, gdzie ja jestem? Już nie żyję? Czy tak wygląda koniec miastowego gołębia? Nagle w tej ciemności pojawiły się promienie światła. Przede mną otwierają się jakieś wrota, a w nich tylko światło, białe światło. Zbliżam się do nich, muzyka zaczyna grać coraz głośniej. Przechodzę przez te magiczne wrota i moim oczom ukazał się on, gołębi wybawca, zasiadający przy stole, na którym jest nieskończenie wiele jedzenia. Czy to jest to? Czy to jest Ptasia Walhalla? Miejsce, do którego trafiają wszystkie martwe ptaki i nie muszą się już martwić o to, jak żyć, bo tutaj znajduje się wszystko? Czy to tylko dobry sen? „Nie, mój przyjacielu, to nie sen, to wszystko dzieje się naprawdę. A ty już jesteś jednym z nas. Zasiądź z nami i przyłącz się do uczty, już nigdy więcej nie będziesz głodny ani smutny. Oto twoje nowe gniazdo, twój nowy dom.” Z uśmiechem na dziobie zasiadłem do stołu i zacząłem ucztę swego życia. Tak o to zakończyła się moja historia, czyli historia miastowego gołębia, ponieważ na nowo się zrodziłem.

Krzysztof

(* Na życzenie nauczycielki podajemy tylko imiona autorów rozważań.)


Wszystkie opowiadania można przeczytać w rubryce "Gimplok" na naszym portalu - tutaj.




Może Cię zainteresować.