Chociaż nie grała głównej roli, trudno było jej nie zauważyć. Pochodząca z Suchej Górnej aktorka, Izabela Firla, zagrała kokieteryjną blondynkę Anežkę w głośnym filmie Telewizji Czeskiej „Dukla 61”.
Czy już wcześniej słyszała pani o tej tragedii górniczej?
–Nic o tym nie wiedziałam. W domu nigdy o tym nie mówiono. Nawet mój ojciec, który też jest górnikiem, niewiele wiedział na ten temat. Dopiero kiedy powiedziałam w domu, że będę grała w „Dukli”, zainteresowaliśmy się tą sprawą. Tu muszę podziękować babci mojego przyszłego męża, ponieważ dzięki niej znaleźliśmy stare książki dotyczące Dukli i zaczęliśmy zgłębiać historię katastrofy. Te wydarzenia poznawaliśmy więc dopiero w związku z filmem.
W filmie pokazane jest nie tylko życie w kopalni, ale też życie rodziny górnika. Czy zbiega się to w jakiś sposób z pani osobistym doświadczeniem córki górnika?
–Trudno powiedzieć, ponieważ realia przedstawione w filmie dotyczą dużo wcześniejszego okresu. Ja urodziłam się dopiero na końcu lat osiemdziesiątych, kiedy górnictwo wyglądało już inaczej. Z tego jednak, co tato mówił po obejrzeniu pierwszego odcinka, wiem, że chociaż w filmie są pewne niedoskonałości, o których zresztą wiedział już sam reżyser, to jednak pokazana w nim kopalnia w 80 proc. odpowiada rzeczywistości.
To można też chyba powiedzieć o zachowaniu górników – z jednej strony na pozór szorstkie obejście, z drugiej biorąca za serce solidarność…
– Z całą pewnością. Tak samo zresztą jak kwestia nadużywania alkoholu. Przebywanie 8-10 godzin pod ziemią, gdzie panują ciemności i gdzie trudno oddychać, powodowało, że wielu górników popadało w depresję i szukało ucieczki w alkoholu. W dokumencie, który nazajutrz po filmie wyemitowała Czeska Telewizja na swoim drugim programie, opowiadały o tym żony górników. Mówiły, jak ciężko było żyć z górnikiem, który popadał w depresję i po zmianie zaraz szedł do gospody. Często nawet nie wracał na noc do domu, ale prosto z gospody zjeżdżał do kopalni. Myślę, że film „Dukla 61” pozwala w pewnym stopniu to zrozumieć.
Wróćmy do pani roli. Jak trafiła pani na plan?
–Zupełnie niespodziewanie. Pewnego dnia miałam telefon z produkcji, w którym zaproponowano mi spotkanie z reżyserem, Davidem Ondříčkiem. Akurat fajnie się złożyło, bo mieszkam w Hawierzowie, a oni wybierali się w te strony na oględziny terenu. Chętnie zgodziłam się na spotkanie, choć z filmem – o czym, oczywiście, powiedziałam reżyserowi – nie miałam dotąd wielu doświadczeń. Jako teatralna aktorka miałam wtedy na swoim koncie zaledwie jedną małą rolę w filmie Hřebejka. Davidowi Ondříčkowi odpowiadał jednak mój wygląd, ponieważ, jak stwierdził, szukał do filmu dziewczyny w stylu femme fatale.
Tą femme fatale jest Anežka...
–Aneżka pracuje w lampowni i maskowni, gdzie rejestruje przychodzących do pracy górników. To jedyna kobieta, która ma poondulowane włosy, makijaż i polakierowane paznokcie. Zerka ukradkiem na przechodzących tędy mężczyzn, a kiedy zobaczy młodego przystojnego chłopaka, Petra Šlachtę, postanawia go poderwać.
Czy często obsadzana jest pani do roli kokieteryjnych blondynek?
–Jeżeli już, to w filmie. Choć nie wiem dlaczego (śmiech). Natomiast w teatrze w ogóle, tam jestem obsadzana do poważnych ról dramatycznych.