wtorek, 23 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Ilony, Jerzego, Wojciecha| CZ: Vojtěch
Glos Live
/
Nahoru

Teraz gram babki, babcie, babuleńki | 05.05.2021

Aktorka Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego Halina Paseka obchodziła niedawno 60-lecie swojej pracy twórczej. Tak się akurat składa, że w tych dniach swoje 60-lecie obchodzi również gmach teatru przy ulicy Ostrawskiej. Chociaż brzmi to jak wyświechtana fraza, ten teatr rzeczywiście stał się jej drugim domem. 

Ten tekst przeczytasz za 1 min. 45 s
Halina Paseka w roli Babki w „Drzewa umierają stojąc”. Fot. ARC

Pani kariera aktorska jest o kilka tygodni dłuższa od historii budynku Teatru Cieszyńskiego. Gdzie w takim razie miał miejsce pani debiut teatralny?

– Doskonale pamiętam tę datę. To był 10 marca 1961 roku, sala hotelu „Piast” i spektakl „Królowa przedmieścia”. W historii Sceny Polskiej, która powstała dziesięć lat wcześniej, to była już 52. premiera. Grałam w niej służącą mecenasa i aczkolwiek byłam już w klasie maturalnej, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że pójdę na studia teatralne. W drodze na przedstawienia, a chodziło wtedy o jakieś trzydzieści ileś stacji, w autobusie teatralnym uczyłam się do matury. Prócz tego uczęszczałam na kółko dramatyczne, które prowadził ówczesny kierownik Sceny Polskiej Franek Michalik. To on zaproponował mi wyjazd na studia do Polski. Po różnych perypetiach teatr wysłał naszą czwórkę: Janka Buława i Karol Suszka pojechali do Warszawy, a ja z Władkiem Liberdą do Krakowa. W 1965 roku wszyscy zasililiśmy zespół Sceny Polskiej.

Kiedy wróciła pani do Czeskiego Cieszyna po studiach w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Solskiego w Krakowie, Scena Polska miała siedzibę w teatrze na Ostrawskiej. Pamięta pani to swoje pierwsze spotkanie?

– Ja wtedy chyba nie przywiązywałam uwagi do tego, że teatr zmienił swoją siedzibę, bo ludzie, których zdążyłam wcześniej poznać, byli ci sami. O wiele mocniej przeżyłam później likwidację sali teatralnej i sceny w hotelu „Piast”. Chociaż już długie lata pracowałam w teatrze na Ostrawskiej, to kiedy zobaczyłam scenę bez kurtyny i „kwitnący” handel byle czym, miałam łzy w oczach. To było mocne przeżycie i w pewnym sensie trwa do dziś.

Cały wywiad w piątkowym, papierowym wydaniu gazety.


Może Cię zainteresować.