czwartek, 2 maja 2024
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

Urok jazzu tkwi w improwizacji | 08.11.2015

Ten tekst przeczytasz za 1 min. 60 s
Adam Makowicz. Fot. Facebook

Adam Makowicz mieszka trochę w Polsce, a trochę na nowojorskim Manhattanie. W tym tygodniu przyjechał do Gnojnika, gdzie w czasie II wojny światowej spędził pierwsze lata swojego życia. Tu słynny pianista jazzowy i kompozytor udzielił nam wywiadu.

 

Jak zapamiętał pan Gnojnik swojego dzieciństwa?

W życiu jest tak, że człowiek zapamiętuje głównie mocne momenty i to zrówno te przyjemne, jak i nieprzyjemne. I tak z czasów spędzonych w Gnojniku pamiętam bombę, która spadła kawałek od naszego domu, zrobiła ogromną wyrwę i rozerwała konia. Nasz dom stał niedaleko dworca kolejowego, który był wtedy obiektem strategicznym. Kiedy tędy przechodził front, mieszkaliśmy przez kilka dni w piwnicy i co noc bomby spadały gdzieś w pobliżu. Jako dzieci niespecjalnie się tym przejmowaliśmy, nie mieliśmy świadomości grożącego nam niebezpieczeństwa. Dla nas to było coś nowego, atrakcyjnego, kiedy siedzieliśmy w piwnicy przy lampce naftowej i spaliśmy w wannie. Z dzieciństwa pamiętam też zabawy przed domem, babcię, obiady, a także wigilie i drzewko świąteczne. Pamiętam to dłużące się oczekiwanie, kiedy najpierw trzeba było zjeść wszystkie przygotowane przez babcię tradycyjne dania, a dopiero potem nadchodził czas rozdawania prezentów.

 

Czy później również przyjeżdżał pan w te strony?

Nie. Moje losy toczyły się raczej z dala od tych stron. Były Katowice, Kraków i Warszawa, a później w latach 60. zacząłem wyjeżdżać za granicę. W latach 70. przez kilka lat mieszkałem w Niemczech i Szwajcarii, potem na krótko wróciłem do Polski, a następnie wyjechałem już do Stanów. W Gnojniku byłem tylko raz, kiedy rodzice sprzedali nasz dom. Miałem wtedy 15, może 16 lat. 

Cały wywiad znajdziecie w papierowym weekendowym wydaniu „Głosu Ludu”.