Niech rządzi miłość! Rewelacyjny Lenny Kravitz na Colours of Ostrava | 20.07.2024
W dowodzie osobistym ma zapisaną datę urodzenia 26 maja
1964. Jednak jak wiadomo, wiek to tylko liczba. Lenny Kravitz wymiatał w piątek
na Colours of Ostrava niczym 16-latek, który właśnie otrzymał prawo jazdy. Tysiące
fanów pod sceną zabrał w kosmiczną jazdę po rockowej autostradzie. Kravitz dał
w piątek koncert z kategorii nieśmiertelnych, Coloursy w sobotę kręcą się
jednak dalej. Gwiazdą ostatniego dnia imprezy będzie brytyjski muzyk,
kompozytor i producent James Blake.
Ten tekst przeczytasz za 1 min. 60 s
Lenny Kravitz podczas ostrawskiego koncertu. Fot. Colours of Ostrava
Osiem dużych tirów przywiozło do Ostrawy najnowocześniejszą
aparaturę dźwiękową, a kilkudziesięciu techników ze sztabu Kravitza krzątało
się po terenie Witkowic Dolnych już na kilka godzin przed piątkowym koncertem.
A wszystko z jednego prostego powodu: trasa koncertowa Kravitza promująca
najnowszy album „Blue Electric Light” musi być dopięta na przysłowiowy ostatni
guzik.
O tym, że amerykański muzyk jest perfekcjonistą, przekonaliśmy się zaraz na wstępie, podczas otwierającego wczorajszy koncert mega-hitu „Are You Gonna Go
My Way”. Często jest tak, że na starcie koncertów trzeba jeszcze na konsolecie
coś dopieścić, żeby wyszło idealnie. W przypadku Kravitza idealnie było od razu.
Dwugodzinny koncert trzymał w napięciu, Kravitz bowiem szalał na scenie do tego
stopnia, że w pogotowiu byli wszyscy ratownicy medyczni zatrudnieni podczas
Coloursów.
Kravitz nastawił się w Ostrawie na najbardziej rockowe
kawałki ze swojego repertuaru, nie zabrakło też akcentów z ostatniej płyty „Blue
Electric Light” – zabrzmiały singlowe przeboje „TK 421” i „Paralyzed”, rewelacyjnie
wypadły również starsze hity, w tym znakomicie potraktowane przeboje „Mama Said”,
„I Belong to You” i „Fear”. Przywołany przeze mnie utwór „Fear” posłużył za
wstęp do długiej instrumentalnej jazdy wszystkich muzyków na scenie. Na
koncertach Kravitza wspiera rodzina znakomitych muzyków sesyjnych i nie inaczej
było na Coloursach. Wiernym, niezmiennym towarzyszem podróży jest zaś świetny gitarzysta
solowy, Craig Ross.
Motywem przewodnim koncertu była miłość pojawiająca się pod
różnymi postaciami. Miłość odwzajemniona – czyli dziesięciominutowe
podziękowania fanom, słowa o magicznym miejscu i pięknych istotach, Kravitz
zafundował wszystkim w finale dwugodzinnego koncertu, przy okazji zagranego na
bis „Let Love Rule”.