Pop Art: Another Pink Floyd, recenzja koncertu gwiazdy Dolańskiego Grómu 2025 | 30.06.2025
W najnowszym wydaniu Pop Artu wracamy do festiwalu Dolański Gróm w Karwinie, na którym świetne koncerty dały wszystkie
zaproszone zespoły. Feel, Alice z Danem Bártą, zaolziańskie zespoły Arzia i Silhouettes były przymiarką do
gwiazdy wieczoru, o której więcej w recenzji.
Ten tekst przeczytasz za 5 min. 30 s
Koncert Another Pink Floyd na Dolańskim Grómie. Fot. Norbert Dąbkowski
ANOTHER PINK FLOYD
Dolański Gróm, Karwina, 21 czerwca 2025
Kiedy spadają gromy z jasnego nieba, a tak było podczas
sobotniego festiwalu Dolański Gróm w Parku Boženy Němcowej w Karwinie, trzeba się przygotować na niecodzienne
wrażenia. Ja tak zrobiłem, licząc ponownie na niezapomniane popołudnie i
wieczór w klimatycznej strefie karwińskiej Przystani. Rzeczywistość przerosła
jednak moje najśmielsze oczekiwania.
Kiedy organizatorzy festiwalu z MK PZKO w
Karwinie-Frysztacie ogłosili pod koniec zeszłego roku headlinera powracającego
po roku przerwy Dolańskiego Grómu, w pierwszym odruchu pomyślałem – „tribude
band Pink Floyd? Czy to aby trafiony pomysł?”. Jako wielki fan twórczości Pink
Floyd obawiałem się tego, czego boją się wszyscy zagorzali miłośnicy swojej
ulubionej formacji muzycznej, która zakończyła już działalność – odcinania
kuponów od sławy przez zespół revivalowy specjalizujący się w hitach kultowej
grupy. Moje wątpliwości rozwiali znajomi, którzy mieli już okazję obejrzeć na
żywo występ Another Pink Floyd, a nieokiełznana radość ogarnęła mnie w
momencie, kiedy zorientowałem się, że na tym koncercie gościnnie w barwach
zespołu zagra gitarzysta Marek Raduli.
Wokalista Another Pink Floyd, Norman Power. Fot. Norbert Dąbkowski
Uwielbiam barwę jego gitary i sposób gry od zawsze – mam na
myśli czy to płyty Tadeusza Nalepy, czy
współpracę z Budką Suflera, Laboratorium, Bandą i Wandą, TSA, a także
wiele innych projektów, również z pogranicza jazzu. Zamykając oczy dla spotęgowania
wrażenia w trakcie jego solówek skomponowanych i zagranych na słynnych płytach
Pink Floyd przez Davida Gilmoura, odczuwałem błogość chwili, która – gdyby to
ode mnie zależało – mogłaby trwać w nieskończoność. Koncert Another Pink Floyd
zaplanowany na 22.00 skrojony był jednak na niespełna dwie i pół godziny, co i
tak stanowiło rekord w dotychczasowej historii festiwalu. Bogactwo muzyki
brytyjskiej grupy Pink Floyd zobowiązuje.
Raduli pojawił się na scenie dopiero w drugiej połowie
koncertu, na którym dziewięcioosobowa grupa muzyków zabrała słuchaczy w podróż
po dyskografii Pink Floyd w sposób wyjątkowy – zarówno pod względem wykonania,
jak też aranżacji, wiernie odzwierciedlających utwory z kultowych albumów „The
Dark Side of the Moon” (1973), „Wish You Were Here” (1975), „The Wall” (1979),
„A Momentary Lapse of Reason” (1987) i „The Division Bell” (1994). Pochodzący z
Cieszyna wokalista Norman Power wprawdzie przekonywał ze sceny, że w karierze
Floydów nie było słabych momentów muzycznych, ale to raczej kurtuazyjne
podejście do tematu. Konkretny wybór konkretnych albumów, które w większych lub
mniejszych fragmentach zabrzmiały na Grómie, rozstrzyga ten dylemat.
Fragment gitarowej solówki w wykonaniu Jarosława Meusa. Fot. Norbert Dąbkowski
Koncert ruszył z przytupem albumu „The Wall”, aby w trzecim
utworze, „Learning to Fly” przenieść się do czasów „A Momentary Lapse of
Reason”, pierwszej płyty nagranej już bez Rogera Watersa. Norman Power swoją
barwą głosu próbował na koncercie zbliżyć się do gitarzysty i wokalisty Floydów,
Davida Gilmoura, z kolei Michał Matragon „Worgacz” oprócz gitarowych partii
ogarniał też partie wokalne napisane dla Rogera Watersa. To był jeden z wielu
trafionych zabiegów na koncercie, który przejdzie do historii Grómu, bez dwóch
zdań.
Niespodziewanie szybko, już na czwartym przystanku, polska
formacja wyciągnęła z rękawa sprawdzonego asa – słynny temat „High Hopes” z
albumu „The Division Bell”. Utwór zagrany w pełnym majestacie, zaśpiewany
brawurowo przez Powera, był jednym z najlepszych momentów tego koncertu. Moją
rakietą w kosmos stała się jednak kompozycja „Comfortably Numb” z dwupłytowego
eposu „The Wall”, z najsłynniejszą solówką gitarową w historii rocka zagraną w
Karwinie przez Marka Raduliego. Zawsze myślałem, że nikt oprócz Gilmoura nie
powinien zabierać się za ten temat, ale po Dolańskim Grómie zmieniłem zdanie.
Rakieta wyniosła mnie na orbitę, na której do dziś pozostaję. Zresztą również
Jarosław Meus, jeden z trzech gitarzystów solowych Another Pink Floyd, za
warsztat Gilmoura zabrał się elegancko, a jego partie gitarowe w pierwszej
części koncertu („Time”, „Money”, „Shine on You Crazy Diamond”) też robiły duże
wrażenie.
Założyciel zespołu, klawiszowiec Andrzej Łakomy. Fot. Norbert Dąbkowski
W finale nie zabrakło ponownych cytatów z „The Wall”,
dzieła, na którym Roger Waters rozprawił się z wieloma swoimi demonami, a które
na obecnych koncertach Gilmoura promujących jego ostatnią płytę „Luck and
Strange” (2024) brzmi tylko w nielicznych fragmentach. A więc wielkie dzięki,
że mogłem znów usłyszeć na żywo „Another Brick in the Wall”, skądinąd w fajnej,
teatralnej oprawie. Podziękowania ślę w imieniu wszystkich uczestników Grómu
również do „dźwiękowca”… grupy Feel, który uratował cały koncert po tym, jak
menedżer i klawiszowiec Another Pink Floyd, Andrzej Łakomy, otrzymał w sobotę SMS-a
od ich „dźwiękowca”, że „nie przyjedzie do Karwiny”. W tym miejscu nie trzeba
chyba dodawać, że to już były współpracownik grupy.