Pop Art: „Breach” Twenty One Pilots. Pop może być alternatywny! | 04.10.2025
Ostatnio otrzymałem względnie trudne pytanie od znajomego:
„Co to takiego ten alternatywny pop? Ty Janusz wiesz? Bo dla mnie pop zawsze
był popem, a już w ogóle nie pomyślałbym, że kiedykolwiek może być w dodatku
alternatywny”…
Twenty One Pilots w jednej ze swoich stylowych kreacji. Fot. mat. prasowe
No tak, kumpel w zasadzie poszedł dobrym tropem, ale
podobnie jak w innych szufladach muzycznych również w gatunku pop w ostatnich
latach dzieje się wiele ciekawego, istna rewolucja, która jest alternatywą dla
radiowych, pierwszoplanowych papek. Odpowiedziałem mu, wykorzystując do tego
celu kulinarną metaforę: „Alternatywny pop to taki wykwintniejszy burger
sporządzony z lepszych składników, niż ten sprzedawany w sieciówkach
fastfoodowych”. Z lepszych składników od wielu lat stara się tworzyć swój pop
m.in. amerykański duet Twenty One Pilots, który na najnowszej płycie „Breach”
zamyka pewien odważny rozdział w swojej karierze. A w przyszłym roku z tym
nowym materiałem muzycznym zaprezentuje się na dużym koncercie w ramach
festiwalu Colours of Ostrawa (15-18. 7. 2026).
Okładka płyty „Breach” utrzymana w czerwonych kolorach. Fot. ARC
Jaki jest „Breach” w kontekście całej twórczości Twenty One
Pilots? Dla mnie to album najbardziej bogaty aranżacyjnie, na którym wokalista
Tyler Joseph świetnie czuje się w różnych stylistykach, a perkusista Josh Dun
nawet w elektronicznych kawałkach potrafi zaznaczyć konkretny, ludzki ślad.
Zresztą sekcja rytmiczna, w tym dopieszczone do najmniejszego szczegółu
instrumenty perkusyjne, stanowią klucz do transcendentalnego odbioru utworów
zawartych na „Breach”.
Dla fanów Twenty One Pilots właśnie muzyczny Matrix,
mityczna warstwa twórczości jest tak samo ważna, jak czysty odbiór skądinąd
świetnie skrojonych piosenek pop. „Breach”, podobnie jak wcześniejsze trzy
płyty, na których muzyczna akcja rozgrywała się w fikcyjnym mieście Dema, znów
jest albumem koncepcyjnym. W warstwie lirycznej chodzi o klamrę zamykającą całą
dystopijną historię walki dobra ze złem w mieście opanowanym przez dziewięć
Bishopów. Nie będę wnikał w szczegóły, na ile ta koncepcja jest oryginalna, ale
w przypadku Twenty One Pilots emocje definiują oryginalność, a nie odwrotnie.
Muzykom udało się na pewno stworzyć świat, który odbiorcy zaakceptowali z
przyspieszonym biciem serca i z którym potrafili się utożsamić.
Równie ważna, jak muzyka – i nie dotyczy to wyłącznie „Breach”
– jest warstwa wizualna albumów tego duetu. Chodzi nie tylko o ciekawie
zaprojektowane okładki, ale również oryginalne teledyski, jakich we
współczesnym popie coraz mniej. Twenty One Pilots stoją więc paradoksalnie na
straży starych porządków, kiedy to podstawą sukcesu każdej płyty był też dobry
teledysk. Nie byłoby takiego dynamicznego startu R.E.M. bez wizualnej odsłony
utworu „Losing My Religion”, a Nirvana pozostałaby zespołem garażowym bez genialnego
klipu „Smells Like Teen Spirit”. Na płycie „Breach” za wizualny majstersztyk
robi „The Contract”, jeden z dwóch singli wybranych do promocji w mediach
społecznościowych i serwisach streamingowych. To zarazem jedna z najbardziej
udanych piosenek na całym albumie, z łatwo wpadającym w ucho refrenem i typową
dla duetu transową rytmiką. Warto też sprawdzić, jak radzą sobie w mieście Dema
bohaterowie teledysku do utworu „City Walls”, otwierającego cały krążek.
Całkiem dużo w nim m.in. rapu, z którym Twenty One Pilots ruszali kiedyś na
podbój świata, a w finale… odgłosów Radiohead, zaś w warstwie obrazowej
mieszanki „Start Treku” z „Diuną”.
Czy album koncepcyjny wymaga od słuchacza większej dozy
skupienia? Z jednej strony tak, ale nie zawsze to najlepszy pomysł. Właśnie
„Breach” aż krzyczy, żeby słuchać go w tańcu i chłonąć żywiołowo. Komu nie
brakuje wyobraźni, może zaprosić muzyków na prywatny koncert do własnego domu,
idealnie stojącego jednak na odludziu. Albo zaczekać na realne spotkanie ze
swoimi idolami, na przykład w Ostrawie, gdzie duet Tyler Joseph, Josh Dun
wystąpi podczas przyszłorocznej edycji Colours of Ostrava.