niedziela, 10 sierpnia 2025
Imieniny: PL: Bianki, Borysa, Wawrzyńca| CZ: Vavřinec
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Muzyczny szaman. Recenzja koncertu Stinga na Colours of Ostrava 2025  | 17.07.2025

Pop Art melduje się bezpośrednio z festiwalu Colours of Ostrava. Od środy do soboty w industrialnej strefie Witkowic Dolnych trwa muzyczna uczta, a „Głos” jak zawsze jest na miejscu wydarzeń. W naszej recenzji koncert króla środowej nocy – Stinga.

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Sting z Dominikiem Millerem i Chrisem Maasem na środowym koncercie. Fot. Zdenko Hanout/Colours

Nie będę zanudzał rozważaniami, który festiwal muzyczny organizowany w naszym kraju jest najlepszy, bo o gustach się nie dyskutuje. Tegoroczny program Colours of Ostrava, organizowany od wielu lat z pasją łowców muzycznych głów, znów został skrojony arcyciekawie. W środę, na starcie czterodniowej przygody w industrialnej dżungli Witkowic Dolnych, eksplodowały kolory za sprawą znakomitego koncertu Stinga.

Z tego, co słyszałem w kuluarach, zaproszenie Stinga na Coloursy wcale nie było łatwym zadaniem. Rozchwytywany brytyjski muzyk, były lider rockowej formacji The Police, również w wieku 74 lat jest popkulturową ikoną i towarem spod lady. Jak zaznaczył dyrektor artystyczny festiwalu, Filip Košťálek, sprowadzenie Stinga z jego nowym projektem koncertowym Sting 3.0 udało się tylko z jednego, skądinąd prostego powodu: Colours of Ostrava na przestrzeni lat stał się rozpoznawalną, światową marką, z rekomendacjami od takich sław muzyki, jak Robert Plant, The Cure czy Steven Wilson. W środę do długiej wyliczanki zacnych artystów dołączył Sting, którego miałem już okazję obejrzeć na żywo czterokrotnie, ale po raz pierwszy na festiwalu pod gołym niebem. I bez peleryny.

Tłumy na koncercie Stinga. Fot. Zdenko Hanout/Colours

Tak, właśnie nieobliczalna pogoda zapowiadana we wszystkich aplikacjach pogodowych, odmieniana była przed środowym, nocnym koncertem Stinga przez wszystkie przypadki. Było trochę jak w podstawówce przed tablicą, kiedy na oczach całej klasy recytowało się wiersz nietrzymający się kupy, w trakcie którego wpadało się w coraz większą depresję. Niepotrzebnie. Okazało się, że Sting jest nie tylko szamanem muzyki.

Koncert miał ruszyć o 22.30, ale Sting ze swoimi towarzyszami broni zameldowali się na głównej scenie Česká Spořitelna Stage już pięć minut wcześniej, jak gdyby sami nie mogli się doczekać pierwszych reakcji publiczności. Otwierający środowy koncert utwór „Message in the Bottle” od razu sprawdził kondycję widzów pod sceną. Skoczna piosenka z repertuaru The Police, z powtarzającym się słynnym refrenem „I'll send an S.O.S. to the world”, idealnie rozbudziła apetyty publiczności. Najnowszy koncertowy projekt nazwany symbolicznie Sting 3.0 oprócz Stinga (śpiew, gitara basowa) tworzą gitarzysta Dominic Miller i perkusista Chris Maas. W trójkę, z podstawowym arsenałem muzycznym, utwory z repertuaru The Police oraz solowych albumów Stinga zabrzmiały bardziej surowo, a rockowe kawałki emanowały jeszcze większą mocą.

Tak było m.in. w przypadku pierwotnie nastrojowego tematu „If I Ever Lose My Faith in You” z solowej płyty Stinga „Ten Summoner’s Tales”, który w Ostrawie otrzymał jak gdyby ostrzejsze krawędzie. Rockowe zakręty gitary Dominica Millera tylko spotęgowały fantastyczne wrażenie z tej koncertowej wersji słynnego utworu. Czwarty w kolejności „Englishman in New York” był kolejnym asem w rękawie muzyków, tym razem gościnnie wspieranych przez Shaggy’ego – jamajskiego muzyka reggae, którego dwie godziny wcześniej wsparł Sting na jego własnym koncercie. Przyznam się, że ten utrzymany w jamajskich klimatach, trochę teatralny utwór nie należy do moich ulubionych pozycji w repertuarze Stinga, wolę jego rockowe oblicze.

Energia z kosmosu, czyli Sting 3.0 w komplecie. Fot. Zdenko Hanout/Colours

Na przykład „Every Breath You Take” z płyty The Police „Synchronicity”, który zabrzmiał pod koniec koncertu, jak przystało na kultowe piosenki. Świetnie wypadł też „Desert Rose”, chyba największy radiowy przebój Stinga z jego solowego okresu po pożegnaniu The Police. Dominic Miller na gitarze wyczarował odrobinę Orientu w przemysłowej Ostrawie, a Sting udowodnił, że pomimo 74 lat nadal jest w doskonałej formie wokalnej. Zarówno w wysokich rejestrach, chociażby w trudnym technicznie refrenie „Roxanne”, jak też w kameralnych chwilach „Fragile”, kiedy trzeba zaśpiewać z podwójnym wyczuciem. Ballada „Fragile” stanowiła też klamrę za koncertem, który na tegorocznych Coloursach ustawił wysoko poprzeczkę dla pozostałych zaproszonych artystów.
Wielokulturowe święto w Ostrawie potrwa do soboty 19 lipca. Dziś, w czwartek, poprzeczkę ustawioną przez Stinga spróbuje przeskoczyć m.in. inny weteran rocka, Iggy Pop. Sting i Iggy Pop należą zresztą do wyjątków potwierdzających regułę: Coloursy również w tegorocznej edycji coraz mocniej celują w młodą generację odbiorców. Polecamy w pozostałych dniach m.in. koncerty Snow Patrol, Justice i The Chainsmokers. 



Może Cię zainteresować.