Pop Art: Muzyczny szaman. Recenzja koncertu Stinga na Colours of Ostrava 2025 | 17.07.2025
Pop Art melduje
się bezpośrednio z festiwalu Colours of Ostrava. Od środy do soboty w
industrialnej strefie Witkowic Dolnych trwa muzyczna uczta, a „Głos” jak zawsze
jest na miejscu wydarzeń. W naszej recenzji koncert króla środowej nocy – Stinga.
Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Sting z Dominikiem Millerem i Chrisem Maasem na środowym koncercie. Fot. Zdenko Hanout/Colours
Nie będę zanudzał rozważaniami, który festiwal muzyczny
organizowany w naszym kraju jest najlepszy, bo o gustach się nie dyskutuje.
Tegoroczny program Colours of Ostrava, organizowany od wielu lat z pasją łowców
muzycznych głów, znów został skrojony arcyciekawie. W środę, na starcie
czterodniowej przygody w industrialnej dżungli Witkowic Dolnych, eksplodowały
kolory za sprawą znakomitego koncertu Stinga.
Z tego, co słyszałem w kuluarach, zaproszenie Stinga na
Coloursy wcale nie było łatwym zadaniem. Rozchwytywany brytyjski muzyk, były
lider rockowej formacji The Police, również w wieku 74 lat jest popkulturową
ikoną i towarem spod lady. Jak zaznaczył dyrektor artystyczny festiwalu, Filip
Košťálek, sprowadzenie Stinga
z jego nowym projektem koncertowym Sting 3.0 udało się tylko z jednego,
skądinąd prostego powodu: Colours of Ostrava na przestrzeni lat stał się
rozpoznawalną, światową marką, z rekomendacjami od takich sław muzyki, jak
Robert Plant, The Cure czy Steven Wilson. W środę do długiej wyliczanki zacnych
artystów dołączył Sting, którego miałem już okazję obejrzeć na żywo
czterokrotnie, ale po raz pierwszy na festiwalu pod gołym niebem. I bez
peleryny.
Tłumy na koncercie Stinga. Fot. Zdenko Hanout/Colours
Tak, właśnie nieobliczalna pogoda zapowiadana we wszystkich
aplikacjach pogodowych, odmieniana była przed środowym, nocnym koncertem Stinga
przez wszystkie przypadki. Było trochę jak w podstawówce przed tablicą, kiedy
na oczach całej klasy recytowało się wiersz nietrzymający się kupy, w trakcie
którego wpadało się w coraz większą depresję. Niepotrzebnie. Okazało się, że
Sting jest nie tylko szamanem muzyki.
Koncert miał ruszyć o 22.30, ale Sting ze swoimi
towarzyszami broni zameldowali się na głównej scenie Česká Spořitelna Stage już pięć minut
wcześniej, jak gdyby sami nie mogli się doczekać pierwszych reakcji
publiczności. Otwierający środowy koncert utwór „Message in the Bottle” od razu
sprawdził kondycję widzów pod sceną. Skoczna piosenka z repertuaru The Police,
z powtarzającym się słynnym refrenem „I'll send an S.O.S. to the world”,
idealnie rozbudziła apetyty publiczności. Najnowszy koncertowy projekt nazwany
symbolicznie Sting 3.0 oprócz Stinga (śpiew, gitara basowa) tworzą gitarzysta
Dominic Miller i perkusista Chris Maas. W trójkę, z podstawowym arsenałem
muzycznym, utwory z repertuaru The Police oraz solowych albumów Stinga
zabrzmiały bardziej surowo, a rockowe kawałki emanowały jeszcze większą mocą.
Tak było m.in. w przypadku pierwotnie nastrojowego tematu
„If I Ever Lose My Faith in You” z solowej płyty Stinga „Ten Summoner’s Tales”,
który w Ostrawie otrzymał jak gdyby ostrzejsze krawędzie. Rockowe zakręty
gitary Dominica Millera tylko spotęgowały fantastyczne wrażenie z tej
koncertowej wersji słynnego utworu. Czwarty w kolejności „Englishman in New
York” był kolejnym asem w rękawie muzyków, tym razem gościnnie wspieranych
przez Shaggy’ego – jamajskiego muzyka reggae, którego dwie godziny wcześniej wsparł
Sting na jego własnym koncercie. Przyznam się, że ten utrzymany w jamajskich
klimatach, trochę teatralny utwór nie należy do moich ulubionych pozycji w
repertuarze Stinga, wolę jego rockowe oblicze.
Energia z kosmosu, czyli Sting 3.0 w komplecie. Fot. Zdenko Hanout/Colours
Na przykład „Every Breath You Take” z płyty The Police
„Synchronicity”, który zabrzmiał pod koniec koncertu, jak przystało na kultowe
piosenki. Świetnie wypadł też
„Desert Rose”, chyba największy radiowy przebój Stinga z jego solowego okresu
po pożegnaniu The Police. Dominic Miller na gitarze wyczarował odrobinę Orientu
w przemysłowej Ostrawie, a Sting udowodnił, że pomimo 74 lat nadal jest w doskonałej
formie wokalnej. Zarówno w wysokich rejestrach, chociażby w trudnym technicznie
refrenie „Roxanne”, jak też w kameralnych chwilach „Fragile”, kiedy trzeba
zaśpiewać z podwójnym wyczuciem. Ballada „Fragile” stanowiła też klamrę za
koncertem, który na tegorocznych Coloursach ustawił wysoko poprzeczkę dla
pozostałych zaproszonych artystów.
Wielokulturowe święto w Ostrawie potrwa do soboty 19 lipca. Dziś, w czwartek, poprzeczkę ustawioną przez Stinga spróbuje przeskoczyć m.in. inny weteran rocka, Iggy Pop. Sting i Iggy Pop należą zresztą do wyjątków potwierdzających regułę: Coloursy również w tegorocznej edycji coraz mocniej celują w młodą generację odbiorców. Polecamy w pozostałych dniach m.in. koncerty Snow Patrol, Justice i The Chainsmokers.