środa, 24 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Bony, Horacji, Jerzego| CZ: Jiří
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Polski jazz ma się dobrze | 11.09.2022

Długo nie było w tej rubryce polskiego jazzu. Jedno z haseł zwolenników prokrastynacji mówi zaś, że zaległości są po to, żeby je potem nadrobić. Wybrałem dla Was świetną płytę świetnego artysty.

Ten tekst przeczytasz za 5 min. 15 s
Sławek Jaskułke podczas koncertu w Gdańsku. Fot. ARC Muzeum Gdańska.

RECENZJA 

SŁAWEK JASKUŁKE – Europa 67/21

Sławek Jaskułke, jeden z najwyżej cenionych polskich pianistów jazzowych, zaczynał w zespole ś.p. Zbigniewa Namysłowskiego. Z przytupem. – Ten chłopak ma niesamowity potencjał – zdradził mi pan Zbigniew w trakcie wywiadu dla „Głosu Ludu”. To był bodajże rok 2002, ale nie pamiętam dokładnie. I nieważne, ważne są bowiem prorocze słowa, które wypowiedział wybitny saksofonista pod adresem młodego wtedy Jaskułke.

W kwintecie Zbigniewa Namysłowskiego był wówczas objawieniem, żywiołem, który w otoczeniu doświadczonych muzyków jazzowych emanował nieokiełznaną energią. Już wtedy duże wrażenie robiła jego wirtuozeria, szybkie, ale pozbawione chaotycznej anarchii poruszanie się po klawiaturze. To była tylko kwestia czasu, kiedy Jaskułke ruszy na podbój jazzowego świata z własną walizką. Ostatnia płyta artysty „Europa 67/21” w 2022 roku doczekała się wersji winylowej. Dla muzycznych koneserów brzmienie czarnego krążka w połączeniu z jazzem to jak kąpiel w Bałtyku. Orzeźwiająca, ale wywołująca też ciarki po całym ciele. W przypadku muzyki Jaskułke i jego zespołu towarzyszącego, dreszcze powstają nie z zimna, a piękna zawartego na muzycznej pięciolinii.

Jaskułke od zawsze był zafascynowany twórczością Krzysztofa Komedy. W 2018 roku powstał świetny album „Komeda Recomposed”, o którym też pisałem w tej rubryce. Jak przystało na miłość od pierwszego brzmienia, Jaskułke nie zerwał z Komedą, ale konsekwentnie eksploruje jego muzyczny dorobek, nadając mu nowy, współczesny potencjał. Tym razem inspiracją dla niego stał się o​statni utwór Krzysztofa Komedy „Moja słodka europejska ojczyzna” skomponowany przed wyjazdem z Polski w 1967 roku. Podobnie jak Komeda, również Jaskułke wykorzystał na albumie poezję wybitnych polskich twórców – Wisławy Szymborskiej, Tadeusza Różewicza, Zbigniewa Herberta, Czesława Miłosza, Kazimierza Przerwy-Tetmajera. – Mam jedną bardzo dobrą cechę: jeżeli od strony twórczej pewien zamysł całości, jak to mówią twórcy, siądzie, to Sławek Jaskułke wchodzi w świat i buduje całość od początku do końca – zapewniał nasz bohater na antenie Programu 2 Polskiego Radia, które było zleceniodawcą całego projektu.

Tak, jak Komeda przed wyjazdem z Polski rozliczył się ze swoim światem, tak Jaskułke próbuje na płycie kontemplować współczesne bodźce. Album „Europa 67/21” powstał jeszcze przed wojną w Ukrainie, ale za sprawą poezji polskich mistrzów recytowanej przez Tomasza Borkowskiego nie unikniemy apokaliptycznych konotacji. Wszystkie wiersze, z wyjątkiem erotyka „Szukam cię” Kazimierza Przerwy-Tetmajera, mają właśnie taki, niepokojący wymiar. Wystarczy bowiem jedna nieprzemyślana (albo wręcz odwrotnie zbyt bardzo przemyślana) decyzja i świat, jaki znamy, zniknie.

Jaskułke skupia się za fortepianem na definiowaniu głównych warstw aranżacyjnych, towarzyszący mu zespół muzyków sesyjnych oraz sekcja smyczkowa Neo Quartet, brzmiąca nierzadko jak żywcem wyjęta z teczki Mozarta, dopina zaś wszystko na ostatni guzik. W kameralnych fragmentach, tak jak na wstępie ukrytego pod numerem 2 tematu „Europa”, pianista ostrożnie uderza w klawisze, dając zaistnieć reszcie zespołu, przede wszystkim zaś poezji Tadeusza Różewicza. Jego aktualny do bólu wiersz „Zostawcie nas” wbija się w gęste jazzowe futro niczym nóż trapera.

Każda kompozycja zawarta na albumie ma własne genius loci, ale dopiero w zwartym, spójnym szyku „Europa 67/21” staje się albumem wyjątkowym. Właśnie koncepcja wymuszająca na słuchaczu aktywny udział, co w zestawieniu z proroczymi wierszami polskich mistrzów poezji udaje się bez większych trudności, nadaje płycie Jaskułke dodatkową wyjątkowość.

Oceniając zaś muzyków, bez których Jaskułke nie stworzyłby tak wielopłaszczyznowej magii, chciałbym w pierwszym rzędzie ukłonić się nisko nad saksofonem Piotra Chęckiego i trąbką Emila Miszka. Ich partie zostały mocno osadzone w romantycznej jazzowej scenerii, miłośnicy polifonii mogą się więc poczuć nieco rozczarowani. To jednak nie zarzut, a atut, który sprawia, że nawet bardziej skomplikowane fale dźwięków nie giną w przestrzeni, ale dzięki wiodącym, malowniczym partiom instrumentów dętych można je łatwo wyłapać. Tak jest również w przypadku zamykającego całość tematu „Nowy świat”. Dynamiczny główny motyw zmienia się jak w kalejdoskopie, Jaskułke poruszył bowiem lawinę, która po drodze zabrała ze sobą wszystkich pozostałych członków zespołu. W tym wyjątkowym finale albumu każdy ma coś istotnego do przekazania.

– Ważny jest przekaz i treść. A jeżeli ta treść ma w sobie dobry przekaz, to rodzi emocjonalność u odbiorcy – mówił Jaskułke w 2018 roku w wywiadzie prasowym po ukazaniu się płyty „Komeda Recomposed”. Ta definicja sprawdza się zarówno w jazzie, heavy metalu, jak też w małżeństwie.  

Janusz Bittmar


Może Cię zainteresować.