piątek, 3 maja 2024
Imieniny: PL: Jaropełka, Marii, Niny| CZ: Alexej
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Recenzja albumu »i/o« Petera Gabriela  | 05.01.2024

W pierwszym styczniowym i pierwszym tegorocznym Pop Arcie za głównego bohatera wybrałem Petera Gabriela i jego nową płytę „i/o” nagraną po długich 21 latach. 

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 15 s
Peter Gabriel podczas ubiegłorocznej trasy koncertowej. Fot. Facebook artysty
Rok 2023 można bez dwóch zdań nazwać rokiem dwóch wielkich powrotów. Najpierw, po osiemnastu latach przerwy, w październiku ujrzał światło dzienne nowy studyjny album legendy rocka, brytyjskiej formacji The Rolling Stones, a w grudniu z nowym autorskim materiałem zameldował się po… 21 latach Peter Gabriel. Na płycie „i/o” współtwórca i współzałożyciel grupy Genesis znów w niepowtarzalny sposób tańczy ze swoimi muzami, a przy okazji stawia trudne pytania natury egzystencjalnej. W kwestii produkcji i masteringu 72-letni muzyk nie pozostawił nic przypadkowi, zawstydzając niektórych dużo młodszych od siebie kolegów z branży. Gabriel otoczył się w studio sprawdzonymi fachowcami, nie zabrakło m.in. słynnego multiinstrumentalisty Briana Eno oraz cenionych muzyków sesyjnych – gitarzysty Davida Rhodesa, basisty Tony’ego Levina czy perkusisty Manu Katché. Po prostu bita muzyczna śmietanka.


Gabriel, który lubi prowokować i nie boi się niekonwencjonalnych zagrywek, przygotował dla słuchaczy w zasadzie dwie płyty, podzielone według charakteru masteringu na „Jasną stronę” (Bright-Side) i „Ciemną stronę” (Dark-Side). Album zaczyna się od „Jasnej strony” i jeśli mogę wam zasugerować konkretną opcję, poprzestańcie na odsłuchu pierwszego z dwóch mikstów. Brzmi, jak dla mnie, znacznie lepiej, a aranżacje mają większą głębię. Ale to tylko moja subiektywna sugestia. Za „Jasną stronę” albumu odpowiadał Mark Stent, za „ciemną” Tchad Blake. Moim zdaniem wykorzystanie na płycie dwóch różnych mikstów tych samych utworów jest ciekawym, aczkolwiek raczej zbędnym chwytem. Gabriel w swojej twórczości zawsze jednak lubił unikać stereotypu, na „i/o” nie mogło więc być sztandarowo.



Co najważniejsze, Gabriel na nowej płycie nie popełnił artystycznego samobójstwa. Każdy z dwunastu utworów to wyjątkowy spacer po rockowej partyturze, spotęgowany nieprzewidywalnością za każdym następnym zakrętem. Otwierający krążek temat „Panopticum” w swojej muzycznej teksturze przypomina najlepsze czasy Genesis z lat 70. XX wieku, oczywiście te z Gabrielem… Na podobnych falach płynie tytułowa kompozycja, w warstwie tekstowej najbardziej odważna, stawiająca najtrudniejsze pytania. Sporo jest na płycie art rocka, ale dużo też nowoczesnych, wycyzelowanych brzmień podkreślających aktualność „i/o”. W ukrytym pod numerem piątym temacie „Four Kinds of Horses” muzycy dają największy upust swoim fantazjom – finał tej sześciominutowej kompozycji zmajstrowanej przez Briana Eno wpędza słuchacza w prawdziwy kalejdoskop nastrojów.



Bardzo przekonująco brzmi Gabriel również w spokojnych, nastrojowych balladach. „And Still”, z dedykacją dla zmarłej mamy artysty, wciąga jak oglądanie starych albumów rodzinnych. „Kilka lat temu napisałem piosenkę dla mojego ojca. Kiedy zmarła moja mama, chciałem napisać też coś dla niej, jednak zajęło mi chwilę, abym nabrał dystansu i czuł się na tyle komfortowo, by coś stworzyć. Próbowałem skomponować w stylu, który był bliski moim rodzicom, dlatego prawdopodobnie w pewnym stopniu inspirowałem się muzyką lat 40. Zależało mi na pięknej melodii dla mamy. Uwielbiała muzykę klasyczną, stąd ta piękna wiolonczela w piosence. Chwilę zajęło uzyskanie właściwego efektu, całość nie mogła być zbyt emocjonalna lub za mało wyrazista, ale myślę, że ostatecznie udało się nam osiągnąć pożądany efekt” – napisał Gabriel w notatce poprzedzającej wydanie albumu, to zarazem jeden z najbardziej intymnych utworów w jego karierze. Miłosną balladą jest również piosenka „Love Can Heal”, z subtelnymi smyczkami w tle, przypominająca, zwłaszcza w refrenie, najpiękniejsze „smutasy” Leonarda Cohena.

72-letni Gabriel już nic nie musi nikomu udowadniać. A jednak po raz kolejny udowodnił, że w branży muzycznej wciąż należy do największych wizjonerów rocka.






Może Cię zainteresować.