czwartek, 2 maja 2024
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: pozytywne wibracje Dawida Kwiatkowskiego | 08.03.2024

Polski pop jest ostatnio w świetnej kondycji. Nie tylko Dawid Podsiadło, ale również Dawid Kwiatkowski niczym maratończyk biegnie do mety z pieśnią na ustach, licząc na oklaski. Zasłużone.

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 45 s
Dawid Kwiatkowski w popowych klimatach czuje się świetnie. Fot. mat. prasowe
Niby to wszystko już gdzieś słyszałem. Popowy romantyzm w Polsce zdefiniowały przecież takie zespoły, jak Kombi, a później Varius Manx czy De Mono. A to było milion lat świetlnych temu. Barwą głosu Dawid Kwiatkowski przypomina zaś trochę Andrzeja Piasecznego, ten drugi śpiewa jednak w moim odczuciu z większym soulowym feelingiem. Muzyka Kwiatkowskiego na jego ostatnim albumie „Pop Romantyk” broni się innymi atutami: jest niesamowicie zaraźliwa i skrojona na światowym poziomie.



Sporo przebojów, w tym lubiany przez stacje radiowe utwór „Proste”, wykreowała już poprzednia płyta artysty, wydana w 2021 roku pod skromnym szyldem „Dawid Kwiatkowski”. Teraz jest jeszcze lepiej. Fragmenty „Pop Romantyka” nucę sobie od stycznia pod prysznicem, w samochodzie, a nawet na stadionie piłkarskim, czekając na pierwszy gwizdek sędziego. Gdybym był trenerem drużyny, która akurat przegrała ważne spotkanie, w szatni na pewno zagrałbym swoim podopiecznym utwór „Co zostało mi?” – żeby zdali sobie sprawę, że porażki w sporcie to nic w porównaniu z utratą ukochanej osoby. Po przegranej z Realem Madryt wciąż istnieje szansa, że za tydzień, w następnym spotkaniu zaświeci słońce. Kwiatkowski w pięknym, ale dla niektórych pewnie dołującym temacie „Co zostało mi” (przypominającym nieco Czerwone Gitary) próbuje nakreślić połamany świat po bolesnym rozstaniu. „Ale Ty/Na końcu świata tańcz w niebo krzycz/Zapomnij że marzyłem by tam być/Ta melodia gra/Na do widzenia nam/Bo co zostało mi” – śpiewa artysta tęsknie w refrenie, a w tle słychać greckie klimaty, leciutką gitarę, atmosferę tawerny na plaży (aczkolwiek w teledysku mamy... śnieg i zimę na całego). Kurczę, wciąż odkrywam coś nowego w tym świetnym utworze!



Wracajmy z Grecji jednak do Polski, ale naokoło przez Paryż. „Café de Paris” był pierwszym singlem promującym nowe wydawnictwo Kwiatkowskiego. Na płycie utwór ten ukryty jest pod numerem szóstym, w idealnym miejscu, po frywolnej akustycznej piosence „Pobite gary” utrzymanej w stylu dawnego Myslovitz. Kwiatkowski nie kryje fascynacji Francją, często tam bywa, lubi tamtejsze klimaty, a Paryż to przecież jeden z symboli popkultury. „Zarywam noce/Biegnę jak zły/Po drodze gubię listy do ciebie/Od jutra będę wolny jak nikt/W moim Café de Paris” – twierdzi, a ja nie mam powodów, by mu nie wierzyć. Jest też o kolarskim wyścigu Tour de France, czyli mamy kolejny sportowy akcent tej recenzji. Obiecuję, że ostatni. Stolica mody, rozkoszy i croissantów niemniej powróci jeszcze raz.



Album, zgodnie z nazwą, utrzymany jest w popowych klimatach. Są niemniej wyjątki. Więcej gitarowych wibracji jest znakiem rozpoznawczym piosenki „Rozpadam się (przez przypadki)”. Nawet szkoda, że w studio jeszcze mocniej tego nie zaakcentowano, zamiast syntezatorowego finału tej kompozycji należała się ściana zbudowana z gitar. Po wyciszeniu klawiszowych orgii wchodzi drugi francuski wątek – „Paryski sen”. To kolejna świetnie skrojona piosenka, w sam raz na taneczny parkiet. Zamykająca album przytulanka „Zanim cię poznam” daje kojące spowolnienie myśli i ciała. Proste, harcerskie akordy gitary, ale ważne słowa o przemijaniu i listopadzie, „który jest złem” (w końcu ktoś to powiedział otwarcie). Tak kończy świetną płytę Dawid Kwiatkowski. Skosztujcie tych owoców na pewno.






Może Cię zainteresować.