Pop Art: pozytywne wibracje Dawida Kwiatkowskiego | 08.03.2024
Polski pop jest ostatnio w świetnej kondycji. Nie tylko
Dawid Podsiadło, ale również Dawid Kwiatkowski niczym maratończyk biegnie do
mety z pieśnią na ustach, licząc na oklaski. Zasłużone.
Dawid Kwiatkowski w popowych klimatach czuje się świetnie. Fot. mat. prasowe
Niby to wszystko już gdzieś słyszałem. Popowy romantyzm w
Polsce zdefiniowały przecież takie zespoły, jak Kombi, a później Varius Manx
czy De Mono. A to było milion lat świetlnych temu. Barwą głosu Dawid
Kwiatkowski przypomina zaś trochę Andrzeja Piasecznego, ten drugi śpiewa jednak
w moim odczuciu z większym soulowym feelingiem. Muzyka Kwiatkowskiego na jego ostatnim albumie „Pop Romantyk” broni się
innymi atutami: jest niesamowicie zaraźliwa i skrojona na światowym poziomie.
Sporo przebojów, w tym lubiany przez stacje radiowe utwór
„Proste”, wykreowała już poprzednia płyta artysty, wydana w 2021 roku pod
skromnym szyldem „Dawid Kwiatkowski”. Teraz jest jeszcze lepiej. Fragmenty „Pop
Romantyka” nucę sobie od stycznia pod prysznicem, w samochodzie, a nawet na
stadionie piłkarskim, czekając na pierwszy gwizdek sędziego. Gdybym był
trenerem drużyny, która akurat przegrała ważne spotkanie, w szatni na pewno
zagrałbym swoim podopiecznym utwór „Co zostało mi?” – żeby zdali sobie sprawę,
że porażki w sporcie to nic w porównaniu z utratą ukochanej osoby. Po
przegranej z Realem Madryt wciąż istnieje szansa, że za tydzień, w następnym
spotkaniu zaświeci słońce. Kwiatkowski w pięknym, ale dla niektórych pewnie
dołującym temacie „Co zostało mi” (przypominającym nieco Czerwone Gitary) próbuje
nakreślić połamany świat po bolesnym rozstaniu. „Ale Ty/Na końcu świata tańcz w
niebo krzycz/Zapomnij że marzyłem by tam być/Ta melodia gra/Na do widzenia nam/Bo
co zostało mi” – śpiewa artysta tęsknie w refrenie, a w tle słychać greckie
klimaty, leciutką gitarę, atmosferę tawerny na plaży (aczkolwiek w teledysku mamy... śnieg i zimę na całego). Kurczę, wciąż odkrywam
coś nowego w tym świetnym utworze!
Wracajmy z Grecji jednak do Polski, ale naokoło przez Paryż.
„Café de Paris” był pierwszym singlem promującym nowe wydawnictwo
Kwiatkowskiego. Na płycie utwór ten ukryty jest pod numerem szóstym, w idealnym
miejscu, po frywolnej akustycznej piosence „Pobite gary” utrzymanej w stylu
dawnego Myslovitz. Kwiatkowski nie kryje fascynacji Francją, często tam bywa,
lubi tamtejsze klimaty, a Paryż to przecież jeden z symboli popkultury. „Zarywam
noce/Biegnę jak zły/Po drodze gubię listy do ciebie/Od jutra będę wolny jak
nikt/W moim Café de Paris” – twierdzi, a ja nie mam powodów, by mu nie wierzyć.
Jest też o kolarskim wyścigu Tour de France, czyli mamy kolejny sportowy akcent
tej recenzji. Obiecuję, że ostatni. Stolica mody, rozkoszy i croissantów niemniej
powróci jeszcze raz.
Album, zgodnie z nazwą, utrzymany jest w popowych klimatach.
Są niemniej wyjątki. Więcej gitarowych wibracji jest znakiem rozpoznawczym
piosenki „Rozpadam się (przez przypadki)”. Nawet szkoda, że w studio jeszcze
mocniej tego nie zaakcentowano, zamiast syntezatorowego finału tej kompozycji należała
się ściana zbudowana z gitar. Po wyciszeniu klawiszowych orgii wchodzi drugi francuski
wątek – „Paryski sen”. To kolejna świetnie skrojona piosenka, w sam raz na
taneczny parkiet. Zamykająca album przytulanka „Zanim cię poznam” daje kojące
spowolnienie myśli i ciała. Proste, harcerskie akordy gitary, ale ważne słowa o
przemijaniu i listopadzie, „który jest złem” (w końcu ktoś to powiedział
otwarcie). Tak kończy świetną płytę Dawid Kwiatkowski. Skosztujcie tych owoców
na pewno.