wtorek, 5 listopada 2024
Imieniny: PL: Balladyny, Elżbiety, Sławomira| CZ: Miriam
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teksty i Kon-teksty Łęckiego: Zagraj to jeszcze raz sam | 21.08.2024

Interpunkcja ma znaczenie. „Zagraj to jeszcze raz, Sam” to fraza z pewnego klasycznego filmu, a jednocześnie to tytuł dzieła Woody’ego Allena, które było tej filmowej klasyki parodią. Jak widać w obu przypadkach, nie sugeruje (stąd przecinek i wielka litera), by zagrać coś jeszcze raz – tyle że samemu.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 15 s
Woody Allen w „Zagraj to jeszcze raz, Sam”, czyli One Man Show. Fot. ARC

To Sam, pianista Sam ma zagrać coś jeszcze raz. W tytule mojego felietonu, przecinka nie ma, a słowo „sam” nie jest pisane z wielkiej literatury. O co idzie? Zacznijmy od początku. Odbywał się kiedyś w Katowicach (może zresztą jeszcze jest organizowany?) festiwal filmów kultowych. Tyle że oprócz kultowych filmów są wszak kultowe sceny – w świecie YouTuba łatwiej je pewnie znaleźć i obejrzeć. Trochę to przypomina wyjadanie rodzynków z sernika – jeśli kto ich nie lubi oczywiście. Ale w świecie TikToka wielu nie ma najzwyczajniej czasu, by przypominać sobie cały film w oczekiwaniu na „kultową scenę”. Takie czasy... Zresztą, co tu kryć, sam oglądam na YouTubie gole z interesujących mnie spotkań piłkarskich, których z różnych powodów nie byłem w stanie zobaczyć „na żywo”, w całości.

I
Dzisiaj jednak miejsce zajmie parodia kultowej sceny filmowej. Idzie o końcowy fragment filmu w reżyserii Herberta Rossa według scenariusza Woody’ego Allena „Zagraj to jeszcze raz, Sam” (1972), parodiujący zakończenie słynnej, klasycznej „Casablanki” (1942) z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman. Scena ta pojawia się w filmie Rossa dwa razy – i jeśli za pierwszym razem jest to tylko wywołujące uśmieszek preludium komedii, to za drugim – tworzy jej przezabawny finał. W pierwszej – wzruszony nieudacznik Woody Allen ogląda oryginał „Casablanki” na kinowym ekranie. W drugi przypadku – w prawie (no, prawie...) identycznych okolicznościach sam stara się odgrywać wspaniałą, heroiczną rolę głównego bohatera, wspaniałego (i wspaniałomyślnego) Ricka Blaine’a. Rzecz w tym, że w wykonaniu (i scenariuszu) Woody’ego Allena mamy do czynienia z bajecznie śmieszną parodią wielkodusznego gestu granego przez Humphreya Bogarta – Ricka. Opartą na komedii nieporozumień.

II
W telegraficznym skrócie. Wersja klasyczna „Casablanki”. Czas akcji – II wojna światowa. Miejsce – Maroko pod władzą hitlerowców. Viktor Laszlo, znany czeski działacz ruchu oporu musi wydostać się z Casablanki. Jego żona Ilsa spotyka Ricka, właściciela popularnego baru, kiedyś mieli ze sobą gorący romans, ba, byli w sobie zakochani. A tylko Rick może załatwić listy przewozowe, które pozwolą opuścić Victorowi Maroko. I załatwia... Samolot do Lizbony odleci za 10 minut. Na lotnisku widzimy: Ricka, Ilsę i Viktora...
– Wpisz nazwiska, będzie bardziej urzędowo – zwraca się Rick do francuskiego kapitana, Louisa Renault, z którym łączą go niejasne interesy, a od którego zdobył listy przewozowe.
– Myślisz o wszystkim – odpowiada kapitan, rzucając szelmowskie spojrzenie.
– I jeszcze imiona – pani i pan Laszlo.
– Moje? – to Ilsa.
– Wyjeżdżasz.
– Nie rozumiem. A Ty?
– Będę tu stał, aż bezpiecznie odlecisz. Tej nocy powiedziałaś, że mam myśleć za nas dwoje. Właśnie dlatego odlecisz tym samolotem razem z Victorem. Wiesz, co czekało by nas gdybyś została? Najpewniej wylądowalibyśmy w obozie koncentracyjnym.
– Mówisz tak, bo chcesz się mnie pozbyć.
– Mówię prawdę. Należysz do Victora, jesteś częścią jego pracy, a on nią żyje. Jeśli nie odlecisz, będziesz tego żałować. Może nie dziś i nie jutro, ale będziesz do końca życia.
– Co z nami?
– Mamy przecież Paryż (tam przed wybuchem wojny romansowali – K.Ł.). Wciąż żył w nas, gdy przyjechałaś do Casablanki. Tej nocy było jak dawniej.
– Obiecałam, że będę z Tobą.
–Będziesz. Zawsze. Uważaj na siebie.
– Muszę ci coś powiedzieć – teraz Rick zwraca się do Victora.
– Nie oczekuję wyjaśnień. – To może okazać się dla ciebie ważne. Wiedziałeś o Ilsie i o mnie?
– Tak.
– Była u mnie zeszłej nocy. Przyszła po listy przewozowe. Próbowała wszystkiego, by je zdobyć. Udawała, że wciąż mnie kocha, choć to od dawna nieprawda. A ja na Twój użytek pozwoliłem jej udawać. Urok tej sceny wzmaga muzyka i wychwytujący dramatyzującą mimikę twarzy bohaterów ruch kamery.
– Spóźnicie się na samolot – mówi Rick.
Ilsa i Laszlo odchodzą w stronę samolotu, który po chwili staruje.

III
Nie będę zdradzał szczegółów finału parodii „Casablanki”, którą jest film Herberta Rossa. Dość powiedzieć, że grający główną rolę Woody Allen, który we wszystkim stara się „być jak Humphrey Bogart”, powtarza dosłownie kwestie z dopiero co przypomnianej sceny. Co więcej – przyznaje, że cytuje kwestie Ricka-Bogarta, bo zawsze pragnął je powtórzyć. Więcej, i muzyka, i praca kamery także wprost nawiązują do dramatu z „Casablanki”. A przecież wszystko to wywołuje wesołość widza. Na płycie lotniska pojawiają się Allen, Linda, z którą miał krótki romans i jego przyjaciel, mąż Lindy, który ma właśnie odlecieć samolotem. Sytuacja tragiczna, w której każdy wybór przyniesie cierpienie? Ależ nie, Linda przez moment nie zamierzała zostać z Allanem. Chce wyjechać z mężem. Wypowiadane tonem Ricka-Bagarta zachęty Allena, by jednak wybrała męża – stają się w ten sposób komiczne. Zmienił się kontekst, a bywa, że kontekst zmienia wszystko.

IV
Oprócz filmowych parodii kultowej sceny „Casablanki” pojawiły się jej parodie jak najbardziej życiowe. Po latach, już w XXI wieku Janusz Głowacki wspominał żartobliwie w książce „Z głowy” modelkę Annę Marię, była końcówka lat 60. Pisał Głowacki jak to „w samym rozkwicie naszej miłości otrzymała zaproszenie do modelowania w Mediolanie. I świetnie pamiętam wzruszającą jak w filmie Casablanca scenę naszego rozstania na lotnisku.
– Ty, Anno Mario, już do mnie nie wrócisz – mówiłem przez łzy – wyjdziesz tam za mąż. A ona pocieszała mnie: – Nie martw się, ukochany. Kto by się tam chciał ze mną ożenić. Wszyscy mnie przelecą i wrócą do ciebie. Nie wróciła. To był okres historyczny, kiedy szczytem kariery dla panienek z dobrych domów (...) było wyjście za mąż za cudzoziemca”.
No cóż – życie rzadko przypomina „Casablankę”. Tę w wersji klasycznej – oczywiście.
Krzysztof Łęcki







Może Cię zainteresować.