»Sierota« spod Babiej Góry | 13.08.2023
Stało
się już tradycją, że seminaria etnograficzne otwierają piątkowy program
Gorolskigo Święta w Domu PZKO w Jabłonkowie, pozwalając miłośnikom folkloru nie
tylko swojego, ale też „cudzego” przyjrzeć się innym regionom od strony ich historii,
geografii i szeroko pojętej kultury. W tym roku tym terenem była Górna Orawa, oddalona
od Jabłonkowa mniej więcej o sto kilometrów.
Ten tekst przeczytasz za 2 min. 60 s
Seminarium etnograficzne w Domu PZKO w Jabłonkowie. Fot. Beata Schönwald
Orawa
podobnie jak Śląsk Cieszyński jest regionem podzielonym granicą. Jej polską
część, leżącą w granicach Górnej Orawy, reprezentowali na Gorolskim Święcie wójt
Lipnicy Wielkiej Mateusz Lichosyt oraz pracownicy Muzeum – Orawskiego Parku
Etnograficznego w Zubrzycy Górnej Leszek Janiszewski i Marcin Kowalczyk. To im
przypadła rola przybliżenia Orawy uczestnikom seminarium, mimo że w sali nie
zabrakło też przedstawiciela słowackiej Oravskiej Polhory Ivana Matisa – Dla
nas, goroli, te granice nie są istotne, bo zostały nakreślone administracyjnie.
Nas łączy wspólne dziedzictwo kulturowe, obyczaje, obrzędy, architektura i tym
podobne sprawy – zaznaczył organizator seminarium Leszek Richter, ubolewając
nad tym, że większość mieszkańców naszego regionu kojarzy Orawę z grzybobraniem,
skąd – bez zapoznania się z okolicą – rusza dalej w „bardziej atrakcyjne”
Podhale. O tym, że na Orawie jest po co się zatrzymać, przekonywali goście
seminarium.
– Chciałbym
pokrótce powiedzieć o tym pięknym regionie, jakim jest Orawa – rozpoczął Leszek
Janiszewski. Jako osoba pochodząca z innych stron (jako jedyny przedstawiciel
orawskiej delegacji był więc ubrany po cywilnemu) obiecał pokazać ją z nieco
innej perspektywy, widzianej oczyma człowieka z zewnątrz.
– Orawianie
zwykle określają swoją tożsamość w odniesieniu do Babiej Góry. Z tego wynika,
że są przekonani o tym, że każdy wie, że taka góra istnieje. Trzeba jednak
powiedzieć szczerze, że chociaż jest to „królowa” Beskidów, widoczna z każdego
miejsca w regionie i poza nim, dla mieszkańców północnej czy wschodniej Polski
nie stanowi żadnego wyróżnika – przekonywał pracownik Orawskiego Parku
Etnograficznego, dodając, że jeśli już ktoś zna Babią Górę, to – fatalnie dla
Orawian – kojarzy ją z góralami żywieckimi i Zawoją, gdzie ma siedzibę również Babiogórski
Park Narodowy. Jego zdaniem, przyczyną tego, że góralom orawskim „zabrano”
Babią Górę, jest to, że na początku XX wieku właśnie w Zawoi rozpoczęło się zagospodarowanie
turystyczne tego regionu, a miejscowa ludność wokół najwyższego szczytu
Beskidów zbudowała swoją tożsamość.
Druga
rzecz, o której mówi się w celu wyróżnienia Orawy od pozostałego terytorium, to,
zdaniem Janiszewskiego, określanie jej jako największego fragmentu Polski,
gdzie rzeki nie odpływają do Bałtyku, ale do Morza Czarnego. Konkretnie chodzi
o Czarną Orawę, która łączy się dalej z Białą Orawą, by potem wpaść w wody Wagu,
Dunaju i dopłynąć do Morza Czarnego. – Niezależnie od tego, czy informacje te
uznamy za istotne, pozostaje niezaprzeczalnym faktem, że tak jak rzeki Orawy
płyną na południe, tak cały ten region historycznie zawsze spoglądał w tym
kierunku – podkreślił.
Cały
tekst do przeczytania w weekendowym drukowanym „Głosie”.